Trochę mi smutno...


            Po przeczytaniu relacji kolegi Tadka Goneta ze Zlotu Przewodników Turystyki Kolarskiej, poczułem się trochę dziwnie. Wszak kolega zapraszał nas do towarzystwa:

Próbowałem namówić znajomych z Bielawy na wspólną przejażdżkę rowerową do Pietrowic, lecz niestety nie udało się.

            Właśnie to niestety mnie zasmuciło. Chociaż boli mnie noga w biodrze, nie mogę chodzić dobrze, to jednak powinienem zdobyć się na odwagę i pojechać. Drugiej takiej okazji może już nie być, bo wiek ma swoje prawa.

            Wracając do relacji z pielgrzymki rowerowej do Sośnicy, w której było zdanie, że Grupa Rowerowa „Wiraż” została powołana między innymi do realizowania rowerowych pielgrzymek do miejsc kultu religijnego, już szkliły mi się oczy. Wszak miało być inaczej. Z entuzjazmem. Rozwojowo.
            Jak do tej pory, te kilka w tym roku oficjalnych spotkań Grupy, skłaniają mnie raczej do zaproponowania zmiany nazwy grupy; z Grupy Rowerowej na Grupę Ciasteczkową. W tym roku, jak się okazuje w praktyce, żeby jechać na pielgrzymkę rowerową trzeba jechać do Wir, do księdza Adama Woźniaka.
            Kiedy zobaczyłem zdjęcia ze Zlotu, dosłane następnego dnia, a na nich naszego kolegę odważnie reprezentującego Bielawę i naszą parafię w „klubowej” kamizelce „Wirażu”, już nie mogłem powstrzymać łez.

            Od wielu tygodni wsłuchuję się w niedzielę w ogłoszenia parafialne w naszym kościele i gdy padają słowa informacji: Parafia organizuje pielgrzymkę... sam w duchu szybko dodaję - „rowerową”. Niestety. Słyszę, że to pielgrzymka autokarowa do Hiszpanii.
            Może w następną niedzielę. Parafia organizuje pielgrzymkę... Rowerową? Nie, autokarową – do Francji.
            W następnym tygodniu już na pewno pojedziemy. Parafia organizuje pielgrzymkę... Uśmiecham się w myślach. Sprawiedliwość dziejowa wymaga, byśmy wreszcie pojechali.
            Na pitubeli, jak to zwykł mawiać mój kolega Tomek w Łodzi w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Tym razem jedziemy do Włoch. Nie, nie! Nie na rowerach! – AUTOKAREM.

            Pielgrzymki dzielimy na: piesze, rowerowe, motocyklowe, autokarowe i samolotowe (a może jeszcze inne). W miarę postępu techniki, wygodnictwa i zamożności społeczeństwa, okazuje się, że najbardziej atrakcyjne są pielgrzymki autokarowe. A może ktoś chciałby wyruszyć na parafialną pielgrzymkę pieszą? Niedaleko. Choćby do kościoła w Owieśnie. Blisko jest staw i choć nie da się go porównać do Adriatyku, czy choćby do Jeziora Licheńskiego, to zmęczone nogi pomoczyć przecież można. Nic z tego. W naszej parafii pieszych pielgrzymek nie ma. I nie ma się co dziwić, że na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę idzie garstka zapaleńców. Nie ma treningu i nie ma grupy. Pielgrzymkę do Częstochowy organizuje Diecezja Świdnicka. Podobnie do Barda – też diecezja. A u nas?
            Chyba w naszej parafii ostatnie piesze pielgrzymki organizował ksiądz Marian Kopko. Było to w latach 80-tych ubiegłego wieku, a pielgrzymki były dla młodzieży do Wambierzyc na wrześniowe spotkanie z Matką Bożą Królową Rodzin.
            W zeszłym tygodniu miałem zaproszenie na pieszą pielgrzymkę ze Świdnicy do Sulistrowiczek. Ani to moje miasto, ani to moja parafia. Poza tym trzeba dojechać do Świdnicy (pociągiem lub samochodem, albo rowerem), z Sulistrowiczek wrócić się do Świdnicy na pociąg, po samochód lub rower. To chyba za dużo tej oprawy w odniesieniu do samego pieszego pielgrzymowania.
            I co dalej z nami będzie?! Z nami „Wirażowcami”?!
            Zapraszam chociaż w soboty na godzinę 9:00. Zawsze to coś.

                                                                             Bolesław Stawicki.