Bielawa – Skorogoszcz
30.05.2013 rok, czwartek.
Boże
Ciało. Na godzinę 14:30 zaplanowany był wyjazd na rowerową pielgrzymkę na Jasną
Górę. To już dziesiąta pielgrzymka licząc od 2004 roku. To niewątpliwie jakieś
osiagnięcie dla naszej grupy rowerowej, a szczególnie dla tych, którzy we
wszystkich uczestniczyli. Pada drobny deszcz, ale przecież kiedyś przestanie.
Zaskoczony jestem rozmiarem tegorocznej grupy. Jest nas 49-ciu. Oprócz
Andrzeja i księży, są wszyscy z pierwszej pielgrzymki. Ksiądz Daniel dzieli
nas na dwie grupy. Jedną poprowadzi ksiądz Krzysztof Pełech z parafii Ducha
Świętego.
Po
modlitwie, pożegnaniu przez rodziny i bliskich, i po błogosławieństwie księdza
proboszcza, wyruszyliśmy na ponad dwustudwudziestokilometrową trasę na Jasną
Górę. Pierwszy planowany postój – w gościnnej Niemczy, miasta, które dało nam
kapłana w osobie naszego księdza Daniela. Jak co roku był serniczek upieczony
przez mamę księdza Daniela i woda mineralna. Pomodliliśmy się w parafialnym
kościele, w którym ks. Daniel przyjmował sakramenty święte i odprawił Mszę
prymicyjną. Pamiątką z tego wydarzenia jest w kościele witraż ufundowany przez
Księdza poświęcony błogosławionemu ks. Jerzemu Popiełuszce.
Niestety
zostały już zaliczone pierwsze reperacje dętek.
Jechaliśmy
dalej na Ciepłowody i znaną nam trasą na Henryków. Jeszcze nie zmęczeni lekko
pokonywaliśmy kolejne wzniesienia, za co otrzymywaliśmy każdorazowo nagrodę,
jak to mówi brat pielgrzymkowy Jurek, w postaci zjazdu. Różnie było z
dyscypliną na tym etapie, szczególnie w naszej grupie. Czołówka była bardzo
„wyrywna” i właściwie w narzuconym tempie (na prostej 35 km/godz., z górki 50),
można by dojechać od razu do Częstochowy, gdyby nie ponura pogoda i szybko
zapadający zmierzch. Jadąc już samotnie od Grodkowa i pytając rzadko
spotykanych na trasie ludzi o drogę do Skorogoszczy, nie bardzo rozumiałem, czy
jest to pielgrzymka, czy wyścig po materace na sali gimnastycznej szkoły
podstawowej w Skorogoszczy.
Wieczorem,
po reprymendzie i skruszonych minach „winnych” incydentów, wszystko wróciło do
normalności, a zdecydowane działania podjęte przez księdza Daniela sprawiły, że
znów poczuliśmy się jednolitą, pomagającą sobie we wszystkim grupą
pielgrzymkową.
Skorogoszcz – Częstochowa 31.05.2013 rok, piątek.
Czy
nasza modlitwa do błogosławionej Anieli Salawy wieczorem wczorajszego dnia
będzie skuteczna? Wszak rano pada deszcz, a my jedziemy na Jasną Górę.
Formujemy szyki i odjeżdżamy do celu naszego pielgrzymowania kierując się na
Olesno. Ku naszemu zdziwieniu, ale i zadowoleniu, deszcz po krótkim czasie
jazdy przestał padać. Pozostała mokra jezdnia i wilgoć w powietrzu. Czasami po
drodze wyglądało nawet słońce. Deszczowe chmury towarzyszyły nam przez cały
czas, ale jakby omijając nas bokiem, co sprawiało, że jazda była
przyjemniejsza.
Podobnie
jak w zeszłym roku zatrzymaliśmy się w kościele w Wołoszowej przed Olesnem na
Mszę św. W tym skromnym, nowym kościele, dzięki uprzejmości księdza proboszcza
i pana, który nam kościół otworzył, mogliśmy zatrzymać się i przeżywać wielkie
tajemnice naszej wiary.
Jesteśmy
na ruchliwej drodze i tak już będzie do samej Częstochowy. Raczej nie ma aut,
które z irytacją trąbią za nami. Częściej jesteśmy pozdrawiani na trasie.
Świadczy to o kulturze na drodze, a i my staramy się nie utrudniać ruchu na
jezdni.
Słyszałem,
że brat Andrzej wybiera się swoim samochodem na Jasną Górę, aby być z nami na
Apelu. Spotkaliśmy się już pod tablicą „Częstochowa”, gdzie robił nam zdjęcia.
Szczęśliwie
dojechaliśmy na Jasną Górę i najpierw spotkaliśmy się z pielgrzymami z Bielawy,
którzy dojechali do Częstochowy autokarem z księdzem Pawłem. Dojechał też nasz
ksiądz proboszcz Stanisław Chomiak z księdzem Krzysztofem Orą z Kurii
Świdnickiej, który w 2004 roku był pomysłodawcą i organizatorem, wspólnie z księdzem
Krzysztofem Krzakiem, pierwszej pielgrzymki rowerowej na Jasna Górę. Dołączył
do nas Patryk, który dalej już będzie z nami. Była radość ze spotkania i
wspólne zdjęcia pod pomnikiem prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Oddajemy
rowery w znane nam miejsce i razem idziemy zakwaterować się na noc do Hal
Noclegowych. Potem późny obiad na stołówce i krótkie oczekiwanie na czas Apelu
Jasnogórskiego. W drodze na Apel „złapał” nas jeszcze reporter z Biura
Prasowego Jasnej Góry; porobił zdjęcia i przeprowadził wywiady z naszymi
księżmi. Przez zakrystię wprowadzono nas do Kaplicy Cudownego Obrazu Matki
Bożej, w której zajęliśmy miejsca pod ścianami. Dla niektórych z nas,
pielgrzymów, było to pierwsze spotkanie z Matką Bożą w Częstochowie, a dla wielu
pierwsze tak bliskie. W atmosferze ciszy oczekiwaliśmy na rozpoczęcie Apelu.
Kiedy wreszcie zaintonowano „Bogurodzicę” niewątpliwie zadrżały serca
wszystkich zgromadzonych wpatrzonych w Matkę Bożą, która przez całe wieki
naszej historii gromadziła w tej kaplicy niezliczone rzesze ludzi prostych i
wielkich, wśród których byli królowie, papieże i prezydenci. Apel trwał ponad
20 minut wypełnionych modlitwą, słowami skierowanymi bezpośrednio do Matki
Bożej i pieśniami.
To
był najmocniejszy akcent tego drugiego dnia naszego pielgrzymowania. To
właściwie był cel, który osiągnęliśmy.
Na
terenie klasztoru spotkaliśmy się jeszcze z naszymi pielgrzymami autokarowymi z
Bielawy, by ich pożegnać i odprowadzić na parking.
Częstochowa – Skorogoszcz 1.06.2013 rok, sobota.
Rano
w naszym pokoju pobudka o 6:00. Nikt się nie ociąga, bo o godzinie 7:10 zbiórka
przy parkingu, aby całą grupą w kamizelkach iść do kaplicy Matki Bożej, gdzie
przed Cudownym Obrazem o godzinie 7:30 będzie odprawiana msza św. przez
gospodarza diecezji częstochowskiej abpa Wacława Depo.
Słyszałem
jak w nocy padał deszcz. Na zewnątrz, na parapecie okna miały wyschnąć Jurka
buty, ale jeszcze bardziej zmokły. Co dało się zauważyć, to kosy w Częstochowie
podobnie śpiewają jak w Bielawie. Inaczej jednak biją dzwony na wysokiej wieży
jasnogórskiego klasztoru, tak jakoś bardzo poważnie, jakby wydobywając swój
głos z całej głębokiej historii tego świętego miejsca. Kropił deszcz i
schroniliśmy się pod zadaszeniem przy stolikach.
W
kaplicy było trochę chłodniej niż wczoraj wieczorem. W asyście z księdzem
arcybiskupem Mszę św. celebrowało wielu księży w tym nasi przewodnicy: ksiądz
Daniel i ksiądz Krzysztof. Środek kaplicy zajmowały siostry zakonne z osobami z
nimi związanymi, a my, jak to jest najczęściej, staliśmy pod ścianami za
balustradą, tworząc wyrazisty, pomarańczowy szpaler, czego nie dało się nie
zauważyć. Ksiądz arcybiskup wspomniał i nas na początku Mszy św. i potem w
krótkim kazaniu. Jako grupa byliśmy też wymienieni w modlitwie wiernych.
Po
Mszy św. - szybko na śniadanie do Domu Pielgrzyma. Dopiero teraz daje się
zauważyć wzmożony ruch autokarów na parking. Wjeżdżają z obydwu stron ulicy
ogromne, z rejestracjami z całej Polski. Wychodzą z nich zorganizowane grupy ze
sztandarami i znakami swoich miejscowości, i parafii. Wszyscy głównym wejściem,
z księdzem na czele, wchodzą na teren klasztoru, by za chwilę w Kaplicy
Cudownego Obrazu złożyć swoje intencje u stóp Jasnogórskiej Pani.
Potem przebieranie się w ubrania na drogę i
wyniesienie bagaży do busa. Razem idziemy po rowery i ustawiamy się przy
parkingu do drogi powrotnej. Wszystko zgodnie z planem. O 9:15 odjazd z Jasnej
Góry.
Ciągle
pada drobny deszcz. Widok nieba nie zapowiada zmiany na lepsze. Czeka nas
trudna jazda, oby bezpieczna. Z mieszanymi uczuciami mijamy tablicę
„Częstochowa”. Jeszcze wczoraj z entuzjazmem ustawialiśmy się przy niej do
wspólnego zdjęcia, a dziś już powrót. Jakiś niedosyt, że to za krótko. Pierwszy
postój i wciąż to samo pytanie brata Ignacego w takich sytuacjach:
-
Bułka z serem, czy z dżemem?! – Są też z serem i dżemem!
Na
szczęście po drodze nikt nie „łapie gumy”, co było wręcz udręką wczorajszego
dnia. Jedziemy cały czas w deszczu, czasami słabszym, czasami mocniejszym, od
góry jakoś zabezpieczeni, ale „do pasa” już mokrzy. Nie jest jednak zimno, a
wiatr skutecznie biorą na siebie nasi prowadzący – Rysiu i Zdzisiu, czasami
tylko pozwalający trochę poprowadzić dla satysfakcji: Tadkowi i Piotrkowi. Dalsza
dwójka: Zbyszek i Jurek, chyba już muszą prosić o pozwolenie. I nic w tym
dziwnego. Rysiu i Zdzisiu są w tej pielgrzymce wyjątkowymi osobami. To tylko
oni z całej pięćdziesiątki od samego początku rowerowego pielgrzymowania na
Jasną Górę, nie opuścili żadnej pielgrzymki. Ja jadę raczej z tyłu, z dwoma
Stanisławami, mając na uwadze tych, którzy ewentualnie mogliby nie nadążać, ale
grupa jest mocna i ambitna, i tylko nadzwyczajne okoliczności są przyczyną, że
ktoś czasami goni grupę.
Były
jeszcze postoje. Były jeszcze bułki, których chyba do końca pielgrzymki nie
zabraknie, były chwile zwątpienia „zawodników”, których na jakiś czas
gościnnie, wraz z rowerami przyjmowały busy, ale ambitnie parliśmy do
Skorogoszczy, gdzie można będzie przebrać się w suche „ciuchy”.
Tak
się złożyło, że ostatnie 25 kilometrów jechałem w grupie księdza Krzysztofa.
Była okazja poobserwować jazdę w tej grupie i zamienić z niektórymi kilka zdań.
Jazda bardzo spokojna – 18 - 20 km/godz., z górki 25, luźna atmosfera i
sąsiedzkie rozmowy. Te same dziury w asfalcie i te same kałuże na jezdni. Tu
też nikt nie narzeka. Ta grupa ma przewagę nad naszą, bo jadą w niej dwie
dzielne panie: Dorota i Basia. Widać, że ta jazda sprawia im przyjemność, choć
dla siostry Basi, jest to pierwsze takie doświadczenie. Nie pcham się do
przodu, bo tam rządzi ksiądz Krzysztof z Pawłem i Krzyśkiem. Podczas rozmów
wręcz mi nakazano, że mam tych młodzieńców na pięknych kolarzówkach koniecznie
wyróżnić za wspaniałą postawę, pomoc i odpowiedzialność na trasie. Podziwiałem
kleryka Mariusza, który świetnie sobie radził na przyciężkim rowerze z sakwami,
z uśmiechem pokonując kolejne kilometry. No i Artur, dla którego nigdy nie ma
złej pogody i który przy odjazdach z postojów robił za syrenę. Zapamiętamy. Nie
poznałem się ze wszystkimi, którzy pojechali w tym roku po raz pierwszy. Mam
nadzieję spotkać się z nimi jeszcze w niejednej pielgrzymce.
Dojechaliśmy
do Skorogoszczy przy padającym ciągle deszczu. Trzeba było wyżymać ubrania. Nie
ma szans, żeby do jutra wyschły.
Wieczorem
ostatnie, wspólne spotkanie na Apelu Jasnogórskim o godzinie 21. Ksiądz Daniel
ze znaczącym uśmiechem radości na twarzy przyjął meldunek o obecności
wszystkich. Modliliśmy się, dziękując za miniony dzień i prosząc błogosławioną
Anielę Salawę o dobrą pogodę na ostatni etap naszego pielgrzymowania.
Skorogoszcz -
Bielawa 2.06.2013 rok, niedziela.
Po
wczorajszym bardzo deszczowym i wyczerpującym dniu, z troską po przebudzeniu,
wychodziliśmy na zewnątrz sprawdzić naocznie pogodę. Nie padało, choć całe
niebo zasnute było ciężkimi, deszczowymi chmurami. Na godzinę 7:30 poszliśmy na
Mszę św. do pobliskiego, parafialnego kościoła p.w. św. Jakuba. W swoich
odblaskowych kamizelkach byliśmy bardzo widoczni, choć raczej nie wzbudzaliśmy
sensacji, gdyż mieszkańcy tego gościnnego miasta już do nas się przyzwyczaili.
Mszę św. odprawiał ks. Krzysztof w asyście kleryka Mariusza i miejscowego
ministranta.
Po
powrocie na salę, ci, co jeszcze nie jedli przed Mszą św. posilili się. Część
rzeczy na drogę niestety muszę założyć mokre. Nie ma to większego znaczenia,
gdyż, jeśli będzie padać, to suche i tak zrobi się zaraz mokre, a jak nie
będzie padać, to mokre z czasem wyschnie w drodze. Potem pakowanie się i
sprzątanie pomieszczeń, które zajmowaliśmy. Wyjazd o 9:15. Całe niebo w
chmurach. Te z lewej strony podobno niegroźne, bo wstrzyma je niedaleka Odra,
ale tych z prawej nie można lekceważyć, a tam właśnie jedziemy. Spodziewając
się deszczu, wyruszamy do Bielawy. Ja w swojej, grupie w znacznej odległości czasowej
za pierwszą. Będzie się szybciej jechać do pierwszego postoju.
Niedaleko
jednak ujechaliśmy, gdy zobaczyliśmy pierwszą grupę na postoju na poboczu drogi
ze względu na przebitą dętkę. Pojechaliśmy dalej, zatrzymując się dopiero przed
Grodkowem na znajomym leśnym parkingu, oczekując na resztę grupy. Jechało się
bardzo dobrze, bo nie padał deszcz, a i temperatura dochodziła podobno do 20
stopni. Przy wietrze i ruchu nie czuło się jej. Mając w pamięci wczorajszy
dzień, to dzisiaj jest sielanka. Zapomina się szybko uciążliwości i cieszymy
się dobrą pogodą choć bez słońca. Mówi się, że droga powrotna do domu jest
krótsza. I my szybko pokonywaliśmy kolejne kilometry, mijając znajome
miejscowości i wzniesienia. Szczególnie na zakrętach podczas zjazdów, można
było wyraźnie zauważyć, jak jest nas wielu. Pomarańczowy „wąż” migał miedzy
drzewami, by potem znów stworzyć zwartą grupę.
Tak
naprawdę całą grupą spotkaliśmy się dopiero przed Piławą Górną, gdzie mieliśmy
zostawić brata Zbyszka, aby do miasta wjechać razem. Widać było zainteresowanie
nami mieszkańców na ulicach. Na Zbyszka czekała, w umówionym miejscu, rodzina.
Po gromkim pożegnaniu pojechaliśmy już bezpośrednio do Bielawy przez Piławę
Dolną. Przed rondem „Bieltexu” uformowaliśmy się dwójkami i średnim tempem
obwodnicą dojechaliśmy do ronda „Pochyłego”, a potem ulicą Berlinga do 3 Maja,
kierując się na Plac Wolności. Przez miasto jechaliśmy poprzedzani „busem” na
sygnale. Na Placu Wolności zrobiliśmy rundę honorową i ulicą Bankową, a potem
Żeromskiego dojechaliśmy pod kościół, skąd cztery dni temu wyruszaliśmy. Czekał
na nas ksiądz Paweł z naszymi rodzinami i bliskimi.
Ostatnie
podziękowania, ostatnia modlitwa i nadszedł czas rozstania. Jeszcze
indywidualne uściski dłoni i pożegnania, i rozchodzimy się do swoich domów.
Brat
Ignac nie dał zapomnieć o sobie:
-
Są jeszcze bułeczki z serem lub dżemem. Można brać ile kto chce.
Ksiądz
Daniel pocieszał – rok szybko minie i zapewne znów będziemy szykować się na
Jasną Górę. Czy będzie nas tak wielu? A może jeszcze więcej? Czas pokaże.
Bolesław Stawicki
Oficjalna informacja Biura Prasowego Jasnej Góry na temat naszej pielgrzymki, zdjęcia i wywiady znajdują się na stronie: www.jasnagora.com
W archiwum należy wybrać rok (2013), miesiąc (maj) i na końcu listy pod datą 31.05.2013 rok wszystko jest.
Oficjalna informacja Biura Prasowego Jasnej Góry na temat naszej pielgrzymki, zdjęcia i wywiady znajdują się na stronie: www.jasnagora.com
W archiwum należy wybrać rok (2013), miesiąc (maj) i na końcu listy pod datą 31.05.2013 rok wszystko jest.