Kim był święty Brat Albert?
Nazywano go "Najpiękniejszym człowiekiem
pokolenia", "Szarym bratem", "Polskim Biedaczyną z
Asyżu", "Bratem wszystkich ludzi"; Karol Wojtyła w swej sztuce
nazwał go "Bratem naszego Boga", a potem, jako papież Jan Paweł II,
podczas kanonizacji, "Patronem naszego trudnego przełomu".
Kim był? - autorka jego żywotu, Maria Winowska, we wstępie swej książki wymienia kolejne etapy jego bogatego życia: "Żołnierz. Inwalida. Malarz. Mnich. Żebrak. Cudotwórca. Człowiek z Bogiem zbratany".
Był wiernym naśladowcą św. Franciszka z Asyżu, czerpał z duchowej doktryny św. Jana od Krzyża i św. Wincentego a Paulo, ale swojej drodze nadał specyficzne indywidualne piętno.
Kim był? - autorka jego żywotu, Maria Winowska, we wstępie swej książki wymienia kolejne etapy jego bogatego życia: "Żołnierz. Inwalida. Malarz. Mnich. Żebrak. Cudotwórca. Człowiek z Bogiem zbratany".
Był wiernym naśladowcą św. Franciszka z Asyżu, czerpał z duchowej doktryny św. Jana od Krzyża i św. Wincentego a Paulo, ale swojej drodze nadał specyficzne indywidualne piętno.
Jeszcze za życia Brata Alberta, wielu patrząc na jego ubogie, pokorne, pełne całkowitego oddania się służbie najbiedniejszym życie, mówiło, że to "człowiek święty". Tak na przykład o. Jackowski jezuita, głosząc rekolekcje dla krakowskiej inteligencji wyraził się o żyjącym jeszcze Bracie Albercie, że "wiele rzeczy robi, które święci robią". Wielu jednak, zwłaszcza z grona współczesnych artystów malarzy mawiało, że "oszalał".
Zapytał raz Brata Alberta jego przyjaciel, malarz Skotnicki: "Wiem, że Brat szukał szczęścia w wojaczce, w walce o Polskę. Wiem, że Brat szukał ukojenia w nauce, sztuce. Czy nareszcie dzisiaj w tym habicie Brat odnalazł to, czego pragnął?". Za całą odpowiedź dostrzegł serdeczny uśmiech i usłyszał słowa: "Mam schroniska i stowarzyszenia mych braci w Krakowie, Tarnowie, we Lwowie, w Zakopanem. Rozdałem w tym roku 20 tysięcy bochenków chleba, 12 tysięcy porcji kaszy, daję nocami dach nad głową setkom tych, którzy go nie mają. Niech ci, bracie, to służy za odpowiedź! ".
W homilii kanonizacyjnej Jan Paweł II ukazując istotę posłannictwa nowego Świętego, dał najwłaściwszą odpowiedź, kim był Brat Albert. Oto jego słowa: "W niestrudzonej heroicznej posłudze na rzecz najbardziej upośledzonych i wydziedziczonych znalazł ostateczną drogę. Znalazł Chrystusa. Przyjął Jego jarzmo i brzemię. Nie był tylko miłosiernikiem. Stał się jednym z tych, którym służył. Ich bratem. Szary brat".
Dane biograficzne
Adam Chmielowski, późniejszy Brat Albert, urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomi koło Krakowa jako pierworodny syn Wojciecha Chmielowskiego i Józefy z Borzysławskich. Miał troje rodzeństwa.
25 sierpnia 1853 roku umiera mu ojciec, a w 6 lat później, 28 sierpnia 1859 roku matka. W roku 1855 Adam uczęszcza do szkoły kadetów w Petersburgu, a następnie w Warszawie do gimnazjum im. Pankiewicza. W latach 1861-1863 studiuje w Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach, gdzie zastaje go wybuch powstania styczniowego. Jako ochotnik przyłącza się do powstania i w bitwie pod Mełchowem, 30 września 1863 roku zostaje ranny, skutkiem czego następuje amputacja lewej nogi poniżej kolana. Odtąd nosi protezę.
Po nieudanym powstaniu, w latach 1869-1874 studiuje w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium i oddaje się twórczości malarskiej.
24 września 1880 roku wstępuje do zakonu 00. Jezuitów w Starej Wsi, by uświęcić się i, jak pisze: "święte rzeczy malować". Wkrótce jednak opuszcza nowicjat i wiąże się z tercjarstwem III Zakonu św. Franciszka z Asyżu. Apostołuje na Podolu.
W Krakowie styka się ze skrajną nędzą fizyczną i moralną i rozpoznaje swoje powołanie: oddanie się na służbę najbiedniejszym i opuszczonym nędzarzom. Dostrzega w nich cierpiące i znieważone oblicze Chrystusa Ecce Homo, któremu pragnie służyć. Staje się jednym z nędzarzy. ,,Co im dam, jeśli nie siebie?" - pisze.
Za zgodą biskupa Albina Dunajewskiego, późniejszego kardynała, 25 sierpnia 1887 roku w kaplicy Loretańskiej w kościele Ojców Kapucynów w Krakowie przywdziewa szary zgrzebny habit III Zakonu św. Franciszka i przyjmuje nowe imię: Brat Albert. Staje się ojcem, opiekunem i bratem najbiedniejszych. Dla nich zakłada przytuliska.
W dniu 25 sierpnia 1888 roku na ręce biskupa Dunajewskiego składa śluby zakonne, dając początek Zgromadzeniu Braci Albertynów, a w trzy lata później , 15 stycznia 1891 roku, zakłada Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Obydwa Zgromadzenia służą najbiedniejszym.
Umiera 25 grudnia w samo Boże Narodzenie w przytulisku dla bezdomnych w Krakowie przy ul. Krakowskiej 43, w opinii świętości.
22 czerwca 1983 roku Ojciec Święty Jan Paweł II dokonuje w Krakowie beatyfikacji Brata Alberta, a w 6 lat potem, 12 listopada 1989 roku w Rzymie kanonizacji, ogłaszając go Świętym Kościoła Powszechnego.
Adam Chmielowski, późniejszy Brat Albert, urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomi koło Krakowa jako pierworodny syn Wojciecha Chmielowskiego i Józefy z Borzysławskich. Miał troje rodzeństwa.
25 sierpnia 1853 roku umiera mu ojciec, a w 6 lat później, 28 sierpnia 1859 roku matka. W roku 1855 Adam uczęszcza do szkoły kadetów w Petersburgu, a następnie w Warszawie do gimnazjum im. Pankiewicza. W latach 1861-1863 studiuje w Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach, gdzie zastaje go wybuch powstania styczniowego. Jako ochotnik przyłącza się do powstania i w bitwie pod Mełchowem, 30 września 1863 roku zostaje ranny, skutkiem czego następuje amputacja lewej nogi poniżej kolana. Odtąd nosi protezę.
Po nieudanym powstaniu, w latach 1869-1874 studiuje w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium i oddaje się twórczości malarskiej.
24 września 1880 roku wstępuje do zakonu 00. Jezuitów w Starej Wsi, by uświęcić się i, jak pisze: "święte rzeczy malować". Wkrótce jednak opuszcza nowicjat i wiąże się z tercjarstwem III Zakonu św. Franciszka z Asyżu. Apostołuje na Podolu.
W Krakowie styka się ze skrajną nędzą fizyczną i moralną i rozpoznaje swoje powołanie: oddanie się na służbę najbiedniejszym i opuszczonym nędzarzom. Dostrzega w nich cierpiące i znieważone oblicze Chrystusa Ecce Homo, któremu pragnie służyć. Staje się jednym z nędzarzy. ,,Co im dam, jeśli nie siebie?" - pisze.
Za zgodą biskupa Albina Dunajewskiego, późniejszego kardynała, 25 sierpnia 1887 roku w kaplicy Loretańskiej w kościele Ojców Kapucynów w Krakowie przywdziewa szary zgrzebny habit III Zakonu św. Franciszka i przyjmuje nowe imię: Brat Albert. Staje się ojcem, opiekunem i bratem najbiedniejszych. Dla nich zakłada przytuliska.
W dniu 25 sierpnia 1888 roku na ręce biskupa Dunajewskiego składa śluby zakonne, dając początek Zgromadzeniu Braci Albertynów, a w trzy lata później , 15 stycznia 1891 roku, zakłada Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Obydwa Zgromadzenia służą najbiedniejszym.
Umiera 25 grudnia w samo Boże Narodzenie w przytulisku dla bezdomnych w Krakowie przy ul. Krakowskiej 43, w opinii świętości.
22 czerwca 1983 roku Ojciec Święty Jan Paweł II dokonuje w Krakowie beatyfikacji Brata Alberta, a w 6 lat potem, 12 listopada 1989 roku w Rzymie kanonizacji, ogłaszając go Świętym Kościoła Powszechnego.
Miłość ojczyzny u świętego Brata Alberta
Życie św. Brata Alberta przypadło na trudny okres niewoli. Urodzony w r. 1845 przeżywa czasy, kiedy ojczyzna była podzielona przez trzech zaborców. Chmielowski, wychowany w rdzennie patriotycznej rodzinie szlacheckiej, dotkliwie odczuwał pęta niewoli rosyjskiej.
W czasie wybuchu powstania 1863 roku, jako 17-letni student Instytutu Rolniczo-Leśnego w Puławach, zaciąga się ochotniczo w szeregi walczących o wolność. Walczył pod dowództwem Frankowskiego, potem Langiewicza, a w końcu Chmieleńskiego. Odznaczał się męstwem, odwagą i zapałem. Podczas tragicznej bitwy pod Mełchowem w pobliżu Kielc, granat strzaskał mu nogę. Wykazał wówczas niezwykły heroizm, poddając się amputacji w bardzo prymitywnych warunkach, bez znieczulenia. Podczas operacji zagryzał w ustach cygaro. Jako pamiątka po powstaniu, pozostał mu do końca życia kikut lewej nogi. Początkowo nosił wygodną protezę, która mu nie przeszkadzała nawet w wyczynach sportowych. Gdy jednak potem przywdzieje zgrzebny habit tercjarski, protezę zamieni na prostą żelazną sztabę, sprawiającą mu wiele cierpienia.
Po nieudanym powstaniu, Adam Chmielowski wraz z grupą kolegów powstańców przeżywa kilkuletni pobyt na emigracji.
Zastanawiając się nad przyczyną upadku ojczyzny, dochodzi do wniosku, że u jego źródeł leży prywata, chciwość, egoizm, brak jedności narodowej. Pisze znamienne słowa: "Tylko u stopni ołtarza można silnie związać łańcuch jedności narodowej i duchowego braterstwa, który rozrywa prywata i egoizm". To właśnie miłość do ojczyzny i troska o zdrowie moralne społeczeństwa przyczyni się do tego, że poświęci swój talent i całe życie służbie najbardziej wydziedziczonym i wykolejonym, by przez stwarzanie im ludzkich warunków i przez uczciwą pracę zarobkową ratować w nich godność ludzką i przywracać ich społeczeństwu.
Kochał ojczyznę do końca. Wierzył w jej powstanie. Krótko przed swoją śmiercią przepowiedział jej wolność, powtarzając dwukrotnie: "Polska będzie! Polska będzie!" Za ofiarną służbę ojczyźnie, Polska przyznała mu pośmiertnie "Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski", a Kościół, poprzez kanonizację, postawił go w rzędzie Patronów Ojczyzny, jako przykład prawdziwie chrześcijańskiego patriotyzmu oraz jako Orędownika u Boga.
Życie św. Brata Alberta przypadło na trudny okres niewoli. Urodzony w r. 1845 przeżywa czasy, kiedy ojczyzna była podzielona przez trzech zaborców. Chmielowski, wychowany w rdzennie patriotycznej rodzinie szlacheckiej, dotkliwie odczuwał pęta niewoli rosyjskiej.
W czasie wybuchu powstania 1863 roku, jako 17-letni student Instytutu Rolniczo-Leśnego w Puławach, zaciąga się ochotniczo w szeregi walczących o wolność. Walczył pod dowództwem Frankowskiego, potem Langiewicza, a w końcu Chmieleńskiego. Odznaczał się męstwem, odwagą i zapałem. Podczas tragicznej bitwy pod Mełchowem w pobliżu Kielc, granat strzaskał mu nogę. Wykazał wówczas niezwykły heroizm, poddając się amputacji w bardzo prymitywnych warunkach, bez znieczulenia. Podczas operacji zagryzał w ustach cygaro. Jako pamiątka po powstaniu, pozostał mu do końca życia kikut lewej nogi. Początkowo nosił wygodną protezę, która mu nie przeszkadzała nawet w wyczynach sportowych. Gdy jednak potem przywdzieje zgrzebny habit tercjarski, protezę zamieni na prostą żelazną sztabę, sprawiającą mu wiele cierpienia.
Po nieudanym powstaniu, Adam Chmielowski wraz z grupą kolegów powstańców przeżywa kilkuletni pobyt na emigracji.
Zastanawiając się nad przyczyną upadku ojczyzny, dochodzi do wniosku, że u jego źródeł leży prywata, chciwość, egoizm, brak jedności narodowej. Pisze znamienne słowa: "Tylko u stopni ołtarza można silnie związać łańcuch jedności narodowej i duchowego braterstwa, który rozrywa prywata i egoizm". To właśnie miłość do ojczyzny i troska o zdrowie moralne społeczeństwa przyczyni się do tego, że poświęci swój talent i całe życie służbie najbardziej wydziedziczonym i wykolejonym, by przez stwarzanie im ludzkich warunków i przez uczciwą pracę zarobkową ratować w nich godność ludzką i przywracać ich społeczeństwu.
Kochał ojczyznę do końca. Wierzył w jej powstanie. Krótko przed swoją śmiercią przepowiedział jej wolność, powtarzając dwukrotnie: "Polska będzie! Polska będzie!" Za ofiarną służbę ojczyźnie, Polska przyznała mu pośmiertnie "Wielką Wstęgę Orderu Odrodzenia Polski", a Kościół, poprzez kanonizację, postawił go w rzędzie Patronów Ojczyzny, jako przykład prawdziwie chrześcijańskiego patriotyzmu oraz jako Orędownika u Boga.
Artysta malarz
Adam Chmielowski posiadał nieprzeciętny talent i zamiłowanie do pędzla. Po upadku powstania styczniowego, w latach 1869-1874 studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Tam zaprzyjaźnił się ze sztabem ówczesnych wybitnych malarzy polskich, do których należeli między innymi: Leon Wyczółkowski, Józef Chełmoński, Maksymilian Gierymski, Stanisław Witkiewicz, Józef Brandt, którzy wysoko oceniali malarstwo Adama Chmielowskiego. Był on jednym z prekursorów polskiego impresjonizmu, osadzającego wyrażalność obrazu na kolorycie.
W roku 1876 Chmielowski wydał niewielką rozprawę "O istocie sztuki", w której stwierdza, że "istotą sztuki jest dusza wyrażająca się w stylu". Malując, coraz częściej zadaje sobie pytanie: "Czy służąc sztuce, Bogu też służyć można?" Za przykładem włoskiego Fra Angelico, pragnie "sztukę, talent i myśli Bogu poświęcić i święte rzeczy malować". W tym celu wstępuje w r. 1880 do nowicjatu 00. Jezuitów w Starej Wsi. Inne jednak były zamiary Boże wobec Chmielowskiego. Trzeba było przejść przez próbę doświadczeń wewnętrznych, by odkryć właściwe swe powołanie.
Jako spuścizna jego twórczości malarskiej pozostało 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 szkiców rysunkowych. Spośród obrazów kilka jest o tematyce religijnej. Na szczególne wyróżnienie zasługuje obraz Ecce Homo, przedstawiający Chrystusa umęczonego, w cierniowej koronie, ze sceny u Piłata. Czerwona chlamida opada z ramion tak, że na ubiczowanej piersi Chrystusa zarysowuje się duże serce. Brat Albert kochał ten obraz i prawie się z nim nie rozstawał, choć jakoś nie mógł go dokończyć. W końcu, na usilną prośbę arcybiskupa Szeptyckiego, metropolity greckokatolickiego we Lwowie, podarował mu ten swój największy skarb.
Po śmierci arcybiskupa, obraz został zabrany do muzeum we Lwowie. W r. 1978 po bardzo usilnych staraniach i poszukiwaniach udało się siostrom albertynkom odzyskać obraz Ecce Homo. Obecnie znajduje się on w Krakowie w prezbiterium kościoła Ecce Homo, gdzie pod ołtarzem umieszczone są w trumnie relikwie św. Brata Alberta.
Jakkolwiek św. Brat Albert całe swe życie poświęcił służbie najbiedniejszym, artystą pozostał do końca. Jak pisze ks. biskup Stanisław Smoleński, "tworzył za łaską Bożą piękno dusz ludzkich nawet tam, gdzie się to po ludzku wydawało nieosiągalne".
Adam Chmielowski posiadał nieprzeciętny talent i zamiłowanie do pędzla. Po upadku powstania styczniowego, w latach 1869-1874 studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Tam zaprzyjaźnił się ze sztabem ówczesnych wybitnych malarzy polskich, do których należeli między innymi: Leon Wyczółkowski, Józef Chełmoński, Maksymilian Gierymski, Stanisław Witkiewicz, Józef Brandt, którzy wysoko oceniali malarstwo Adama Chmielowskiego. Był on jednym z prekursorów polskiego impresjonizmu, osadzającego wyrażalność obrazu na kolorycie.
W roku 1876 Chmielowski wydał niewielką rozprawę "O istocie sztuki", w której stwierdza, że "istotą sztuki jest dusza wyrażająca się w stylu". Malując, coraz częściej zadaje sobie pytanie: "Czy służąc sztuce, Bogu też służyć można?" Za przykładem włoskiego Fra Angelico, pragnie "sztukę, talent i myśli Bogu poświęcić i święte rzeczy malować". W tym celu wstępuje w r. 1880 do nowicjatu 00. Jezuitów w Starej Wsi. Inne jednak były zamiary Boże wobec Chmielowskiego. Trzeba było przejść przez próbę doświadczeń wewnętrznych, by odkryć właściwe swe powołanie.
Jako spuścizna jego twórczości malarskiej pozostało 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 szkiców rysunkowych. Spośród obrazów kilka jest o tematyce religijnej. Na szczególne wyróżnienie zasługuje obraz Ecce Homo, przedstawiający Chrystusa umęczonego, w cierniowej koronie, ze sceny u Piłata. Czerwona chlamida opada z ramion tak, że na ubiczowanej piersi Chrystusa zarysowuje się duże serce. Brat Albert kochał ten obraz i prawie się z nim nie rozstawał, choć jakoś nie mógł go dokończyć. W końcu, na usilną prośbę arcybiskupa Szeptyckiego, metropolity greckokatolickiego we Lwowie, podarował mu ten swój największy skarb.
Po śmierci arcybiskupa, obraz został zabrany do muzeum we Lwowie. W r. 1978 po bardzo usilnych staraniach i poszukiwaniach udało się siostrom albertynkom odzyskać obraz Ecce Homo. Obecnie znajduje się on w Krakowie w prezbiterium kościoła Ecce Homo, gdzie pod ołtarzem umieszczone są w trumnie relikwie św. Brata Alberta.
Jakkolwiek św. Brat Albert całe swe życie poświęcił służbie najbiedniejszym, artystą pozostał do końca. Jak pisze ks. biskup Stanisław Smoleński, "tworzył za łaską Bożą piękno dusz ludzkich nawet tam, gdzie się to po ludzku wydawało nieosiągalne".
W nędzarzu dostrzegł Chrystusa
Na skutek trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej u schyłku XIX wieku, Kraków a także inne miasta Polski stawały się siedliskiem największej nędzy. Wzrastał problem bezrobocia, mnożyły się rzesze bezdomnych żyjących z żebraniny, kradzieży, często przymierających z głodu i z zimna. Szczególnym skupiskiem tej nędzy w Krakowie była dzielnica nad Wisłą zwana Kazimierz. Władze miasta były bezbronne wobec problemu nędzy. Jedyną formą pomocy były otwierane przez magistrat, zwłaszcza zimą, tak zwane ogrzewalnie miejskie. Była tam duża sala, pełna robactwa. Przez środek przechodziła rura od stojącego na zewnątrz pieca. Blisko 200 osób tłoczyło się w tym zaduchu. Na podłodze leżeli obok siebie ludzie różnego wieku i pokroju, a także małe niedorostki. Na ławach pod ścianą siedzieli opryszki i złodzieje. Kłótnie, przezwiska, jęki bezbronnych były "chlebem" codziennym tych nędzarzy. Ogrzewalnia stawała się miejscem największego zła i grzechu.
Św. Brat Albert, jeszcze jako artysta malarz pilnie śledził tę groźną sytuację społeczną. Zdawał sobie sprawę, że żadna filantropia nie rozwiąże problemu. Kiedy raz, wiedziony wewnętrznym niepokojem o los biedaków zetknął się bezpośrednio z ogrzewalnią, doszedł do przekonania, że trzeba tam z nimi zamieszkać, stać się jednym z nich, by stworzyć im warunki godne ludzkiej egzystencji oraz atmosferę domu rodzinnego w oparciu o pełne zaufanie i afirmację każdego, i w ten sposób wyprowadzić ich z tej nędzy.
Wsłuchany w słowa Chrystusa w Ewangelii: "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", dotknął tajemnicy utożsamienia się Chrystusa z człowiekiem. W ludziach wydziedziczonych dostrzegł umęczone oblicze Chrystusa, który w nędzarzu dopomina się o pomoc, o wsparcie. Chrystus z namalowanego przez niego obrazu Ecce Homo zdawał się go pytać: Czy duszę dasz? Czy dasz siebie samego? Chmielowski stanął wobec pytania: "Czy Panu Jezusowi cierpiącemu za mnie mękę, mogę czego odmówić". Przestało się liczyć wszystko, co mogło obiecywać karierę i sławę. Zamieszkał w ogrzewalni stając się bratem nędzarzy. Duszę swą dał.
Dlatego w kościele Ecce Homo, ponad trumną z relikwiami św. Brata Alberta widnieje jego obraz. "To musi być razem - powiedział kardynał Franciszek Macharski, metropolita krakowski, gdy urządzano wnętrze sanktuarium - Brat Albert i jego obraz Ecce Homo".
Na skutek trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej u schyłku XIX wieku, Kraków a także inne miasta Polski stawały się siedliskiem największej nędzy. Wzrastał problem bezrobocia, mnożyły się rzesze bezdomnych żyjących z żebraniny, kradzieży, często przymierających z głodu i z zimna. Szczególnym skupiskiem tej nędzy w Krakowie była dzielnica nad Wisłą zwana Kazimierz. Władze miasta były bezbronne wobec problemu nędzy. Jedyną formą pomocy były otwierane przez magistrat, zwłaszcza zimą, tak zwane ogrzewalnie miejskie. Była tam duża sala, pełna robactwa. Przez środek przechodziła rura od stojącego na zewnątrz pieca. Blisko 200 osób tłoczyło się w tym zaduchu. Na podłodze leżeli obok siebie ludzie różnego wieku i pokroju, a także małe niedorostki. Na ławach pod ścianą siedzieli opryszki i złodzieje. Kłótnie, przezwiska, jęki bezbronnych były "chlebem" codziennym tych nędzarzy. Ogrzewalnia stawała się miejscem największego zła i grzechu.
Św. Brat Albert, jeszcze jako artysta malarz pilnie śledził tę groźną sytuację społeczną. Zdawał sobie sprawę, że żadna filantropia nie rozwiąże problemu. Kiedy raz, wiedziony wewnętrznym niepokojem o los biedaków zetknął się bezpośrednio z ogrzewalnią, doszedł do przekonania, że trzeba tam z nimi zamieszkać, stać się jednym z nich, by stworzyć im warunki godne ludzkiej egzystencji oraz atmosferę domu rodzinnego w oparciu o pełne zaufanie i afirmację każdego, i w ten sposób wyprowadzić ich z tej nędzy.
Wsłuchany w słowa Chrystusa w Ewangelii: "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", dotknął tajemnicy utożsamienia się Chrystusa z człowiekiem. W ludziach wydziedziczonych dostrzegł umęczone oblicze Chrystusa, który w nędzarzu dopomina się o pomoc, o wsparcie. Chrystus z namalowanego przez niego obrazu Ecce Homo zdawał się go pytać: Czy duszę dasz? Czy dasz siebie samego? Chmielowski stanął wobec pytania: "Czy Panu Jezusowi cierpiącemu za mnie mękę, mogę czego odmówić". Przestało się liczyć wszystko, co mogło obiecywać karierę i sławę. Zamieszkał w ogrzewalni stając się bratem nędzarzy. Duszę swą dał.
Dlatego w kościele Ecce Homo, ponad trumną z relikwiami św. Brata Alberta widnieje jego obraz. "To musi być razem - powiedział kardynał Franciszek Macharski, metropolita krakowski, gdy urządzano wnętrze sanktuarium - Brat Albert i jego obraz Ecce Homo".
Ojciec ubogich i założyciel zgromadzeń
Św. Brat Albert podjąwszy decyzję poświęcenia swego życia dla najbiedniejszych, nie chciał działać na własną rękę, ale pod patronatem Kościoła i za jego duchową aprobatą.
Aby upodobnić się do swych nędzarzy, przywdział szary zgrzebny habit św. Franciszka i przyjął nowe imię: Brat Albert. W dniu swoich obłóczyn napisał: "Umarł Adam Chmielowski a narodził się brat Albert". Zajął się całkowicie opieką nad bezdomnymi w ogrzewalni. W rok później złożył na ręce biskupa Dunajewskiego śluby zakonne, dając tym początek nowej rodzinie zakonnej w Kościele.
Nigdy jednak nie uważał się za założyciela albertyńskich zgromadzeń. "Ani mi na myśl nie przyszło - mawiał w późniejszych latach - by zakładać jakieś zgromadzenie zakonne. Ja o czym innym myślałem, gdy chodziło o ratunek ubogich, a tu Pan Bóg co innego zrządził. Ja nie będę ręki do tego przykładał, żeby nie popsuć dzieła Bożego". Wzbraniał się także przed napisaniem konstytucji zakonnych. Zalecał swym braciom i siostrom zachować Ewangelię i Przestrogi duchowe św. Jana od Krzyża.
Jako naczelną zasadę swych Zgromadzeń postawił radykalne ubóstwo, by sercem wolnym od posiadania i przywiązania do czegokolwiek, naśladować Chrystusa i uczestniczyć w Jego wyniszczeniu, a przez prosty styl życia i ciężką pracę bardziej zbliżyć się i upodobnić do swych biedaków. Z ubóstwem wiązał Brat Albert wielką ufność i zawierzenie Bożej opatrzności. Druga cecha albertyńskich zgromadzeń to ofiarna, pełna miłości bezinteresownej służba ubogim. Wpajał braciom i siostrom to przekonanie, że służąc ubogim - służy samemu Panu Jezusowi. "Im więcej kto opuszczony - mawiał - z tym większą miłością służyć mu trzeba, bo samego Pana Jezusa w osobie tegoż zbolałego się ratuje". Zakładane przez siebie domy dla bezdomnych nazwał przytuliskami. Cechą ich było, że będący w potrzebie, każdy i o każdej porze znajdował w nich dach nad głową, odzież, pożywienie. Bracia czy też siostry mieszkali w przytuliskach pod jednym dachem z ubogimi, stanowiąc z nimi wspólnotę rodzinną.
Św. Brat Albert w służbie ubogim podkreślał zasadę powszechności, czyli obejmował opieką wszystkich znajdujących się w ostatecznej potrzebie, bez względu na narodowość, wyznanie czy pochodzenie, w każdym bowiem widział Chrystusa.
Obecnie, gdy otworzyły się te możliwości, zgromadzenia albertyńskie starają się wracać do tej formy posługi człowiekowi, obejmując opiekę nad bezdomnymi w przytuliskach.
Św. Brat Albert podjąwszy decyzję poświęcenia swego życia dla najbiedniejszych, nie chciał działać na własną rękę, ale pod patronatem Kościoła i za jego duchową aprobatą.
Aby upodobnić się do swych nędzarzy, przywdział szary zgrzebny habit św. Franciszka i przyjął nowe imię: Brat Albert. W dniu swoich obłóczyn napisał: "Umarł Adam Chmielowski a narodził się brat Albert". Zajął się całkowicie opieką nad bezdomnymi w ogrzewalni. W rok później złożył na ręce biskupa Dunajewskiego śluby zakonne, dając tym początek nowej rodzinie zakonnej w Kościele.
Nigdy jednak nie uważał się za założyciela albertyńskich zgromadzeń. "Ani mi na myśl nie przyszło - mawiał w późniejszych latach - by zakładać jakieś zgromadzenie zakonne. Ja o czym innym myślałem, gdy chodziło o ratunek ubogich, a tu Pan Bóg co innego zrządził. Ja nie będę ręki do tego przykładał, żeby nie popsuć dzieła Bożego". Wzbraniał się także przed napisaniem konstytucji zakonnych. Zalecał swym braciom i siostrom zachować Ewangelię i Przestrogi duchowe św. Jana od Krzyża.
Jako naczelną zasadę swych Zgromadzeń postawił radykalne ubóstwo, by sercem wolnym od posiadania i przywiązania do czegokolwiek, naśladować Chrystusa i uczestniczyć w Jego wyniszczeniu, a przez prosty styl życia i ciężką pracę bardziej zbliżyć się i upodobnić do swych biedaków. Z ubóstwem wiązał Brat Albert wielką ufność i zawierzenie Bożej opatrzności. Druga cecha albertyńskich zgromadzeń to ofiarna, pełna miłości bezinteresownej służba ubogim. Wpajał braciom i siostrom to przekonanie, że służąc ubogim - służy samemu Panu Jezusowi. "Im więcej kto opuszczony - mawiał - z tym większą miłością służyć mu trzeba, bo samego Pana Jezusa w osobie tegoż zbolałego się ratuje". Zakładane przez siebie domy dla bezdomnych nazwał przytuliskami. Cechą ich było, że będący w potrzebie, każdy i o każdej porze znajdował w nich dach nad głową, odzież, pożywienie. Bracia czy też siostry mieszkali w przytuliskach pod jednym dachem z ubogimi, stanowiąc z nimi wspólnotę rodzinną.
Św. Brat Albert w służbie ubogim podkreślał zasadę powszechności, czyli obejmował opieką wszystkich znajdujących się w ostatecznej potrzebie, bez względu na narodowość, wyznanie czy pochodzenie, w każdym bowiem widział Chrystusa.
Obecnie, gdy otworzyły się te możliwości, zgromadzenia albertyńskie starają się wracać do tej formy posługi człowiekowi, obejmując opiekę nad bezdomnymi w przytuliskach.
Droga na ołtarze
Droga na ołtarze św. Brata Alberta trwała przez całe jego życie, pełne heroicznej miłości Boga i bliźnich.
Kiedy 25 grudnia 1916 roku umierał w przytulisku krakowskim, już wtedy powszechnie mówiono: "umarł święty". Podczas uroczystości pogrzebowych biskup Anatol Nowak wyraził się, że "należałoby się raczej modlić przez wstawiennictwo Brata Alberta, niż za niego". Tak też się stało.
Ponieważ rosła opinia świętości i fama łask otrzymywanych za przyczyną Brata Alberta, w r. 1934 rozpoczęto w Krakowie pod przewodnictwem księcia Adama Stefana Sapiehy proces informacyjny o życiu i cnotach Sługi Bożego. 31 maja 1949 roku szczątki Brata Alberta przeniesiono z cmentarza rakowickiego do przedsionka kościoła 00. Karmelitów Bosych przy ul. Rakowickiej 18. Sprawą procesu, szczególnie żywo, był zainteresowany i w nią zaangażowany arcybiskup krakowski kardynał Karol Wojtyła. 20 stycznia 1977 roku papież Paweł VI podpisał dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego. Niezwykłe uzdrowienie z nieuleczalnej choroby za przyczyną Sł. B. Brata Alberta, uznane przez Kongregację ds. Świętych za cudowne, przyczyniło się do uroczystej beatyfikacji, której dokonał na Błoniach Krakowskich Jan Paweł II 22 czerwca 1983 roku. Od chwili beatyfikacji kult bł. Brata Alberta wzmógł się niepomiernie. 30 czerwca 1985 roku, pod przewodnictwem metropolity krakowskiego ks. kardynała Franciszka Macharskiego, relikwie bł. Brata Alberta zostały wprowadzone uroczyście do nowo wybudowanego kościoła Ecce Homo przy ul. Woronicza 10.
W 6 lat od beatyfikacji, po stwierdzeniu przez Kościół nowego cudu zdziałanego za wstawiennictwem bł. Brata Alberta, Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał w Rzymie w dniu 12 listopada 1989 roku uroczystej kanonizacji Brata Alberta, wpisując go do Katalogu Świętych Kościoła Powszechnego.
W czerwcu 1990 roku odbyła się w Krakowie na Rynku Głównym uroczystość dziękczynna za kanonizację z udziałem Episkopatu Polski oraz bardzo licznej rzeszy wiernych. Przybył święty Brat Albert w swoich relikwiach, niesionych na ramionach swych braci oraz przedstawicieli ziemi krakowskiej, by nawiedzić "swój " Rynek Krakowski, gdzie przed laty, utykając na swej sztucznej nodze kwestował na chleb dla najbiedniejszych.
Dziś jako Święty Kościoła Powszechnego oręduje za nami w niebie i uczy prawdziwej miłości Boga w bliźnich.
Droga na ołtarze św. Brata Alberta trwała przez całe jego życie, pełne heroicznej miłości Boga i bliźnich.
Kiedy 25 grudnia 1916 roku umierał w przytulisku krakowskim, już wtedy powszechnie mówiono: "umarł święty". Podczas uroczystości pogrzebowych biskup Anatol Nowak wyraził się, że "należałoby się raczej modlić przez wstawiennictwo Brata Alberta, niż za niego". Tak też się stało.
Ponieważ rosła opinia świętości i fama łask otrzymywanych za przyczyną Brata Alberta, w r. 1934 rozpoczęto w Krakowie pod przewodnictwem księcia Adama Stefana Sapiehy proces informacyjny o życiu i cnotach Sługi Bożego. 31 maja 1949 roku szczątki Brata Alberta przeniesiono z cmentarza rakowickiego do przedsionka kościoła 00. Karmelitów Bosych przy ul. Rakowickiej 18. Sprawą procesu, szczególnie żywo, był zainteresowany i w nią zaangażowany arcybiskup krakowski kardynał Karol Wojtyła. 20 stycznia 1977 roku papież Paweł VI podpisał dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego. Niezwykłe uzdrowienie z nieuleczalnej choroby za przyczyną Sł. B. Brata Alberta, uznane przez Kongregację ds. Świętych za cudowne, przyczyniło się do uroczystej beatyfikacji, której dokonał na Błoniach Krakowskich Jan Paweł II 22 czerwca 1983 roku. Od chwili beatyfikacji kult bł. Brata Alberta wzmógł się niepomiernie. 30 czerwca 1985 roku, pod przewodnictwem metropolity krakowskiego ks. kardynała Franciszka Macharskiego, relikwie bł. Brata Alberta zostały wprowadzone uroczyście do nowo wybudowanego kościoła Ecce Homo przy ul. Woronicza 10.
W 6 lat od beatyfikacji, po stwierdzeniu przez Kościół nowego cudu zdziałanego za wstawiennictwem bł. Brata Alberta, Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał w Rzymie w dniu 12 listopada 1989 roku uroczystej kanonizacji Brata Alberta, wpisując go do Katalogu Świętych Kościoła Powszechnego.
W czerwcu 1990 roku odbyła się w Krakowie na Rynku Głównym uroczystość dziękczynna za kanonizację z udziałem Episkopatu Polski oraz bardzo licznej rzeszy wiernych. Przybył święty Brat Albert w swoich relikwiach, niesionych na ramionach swych braci oraz przedstawicieli ziemi krakowskiej, by nawiedzić "swój " Rynek Krakowski, gdzie przed laty, utykając na swej sztucznej nodze kwestował na chleb dla najbiedniejszych.
Dziś jako Święty Kościoła Powszechnego oręduje za nami w niebie i uczy prawdziwej miłości Boga w bliźnich.
Aktualność posłannictwa świętego Brata Alberta
Ojciec Święty Jan Paweł II, podczas audiencji dla Polaków w dniu kanonizacji Brata Alberta, ukazał Świętego jako "apostoła swoich czasów", a potem postawił pytanie: "Czy także naszych? Co nam mówi jego wyniesienie na ołtarze dzisiaj?"
Problem nędzy materialnej, a bardziej jeszcze moralnej, choć w zmienionych uwarunkowaniach, jest dziś nie tylko aktualny, ale wprost przerażający. Co więcej, w zmaterializowanym i zlaicyzowanym świecie dostrzegamy kryzys poszanowania ludzkiej godności, i to jest chyba największą bolączką czasów współczesnych.
Święty Brat Albert postawił ewangeliczną zasadę, że "wielką rzeczą jest człowiek" i że "w człowieku wykolejonym trzeba ratować godność ludzką". W tym celu zaczynał od zaspokojenia pierwszych niezbędnych potrzeb ludzkich. Poprzez świadczenie miłosierdzia względem ciała, docierał do dusz ludzkich, podnosząc ich stan moralny.
Jan Paweł II poruszając problem odbudowy dobra wspólnego w ojczyźnie, przypomniał zasadę solidarności i współodpowiedzialności społecznej. I w tym miejscu ukazał św. Brata Alberta jako patrona naszych trudnych czasów, który swym przykładem uczy, że dobro wspólne jest owocem nie tylko sprawiedliwości, ale też miłości bezinteresownej względem bliźnich znajdujących się w potrzebie.
W swej sztuce "Brat naszego Boga", Karol Wojtyła nazwał to "rewolucją miłosierdzia", rewolucją, która wobec krzywd i niesprawiedliwości społecznej nie rodzi odwetu nienawiści i rozlewu krwi, ale "daje się kształtować miłości". Tak właśnie czynił w swym życiu św. Brat Albert i tego uczy nas dzisiaj, do tego zachęca.
Czasy współczesne wołają dziś o taką postawę, wołają o świadczenie miłosierdzia chrześcijańskiego zarówno indywidualnie, jak też zbiorowo. Dlatego Ojciec Święty swoje przesłanie kanonizacyjne do Polaków kończy życzeniem, by "Święty Brat Albert, który dla wszystkich był dobry jak chleb, dopomógł wszystkim Polakom do odzyskania wzajemnej dobroci i aby stał się żywym kamieniem w budowaniu (...) cywilizacji miłości na naszej ojczystej ziemi i wszędzie". I to właśnie jest posłannictwem świętego Brata Alberta na dziś.
Ojciec Święty Jan Paweł II, podczas audiencji dla Polaków w dniu kanonizacji Brata Alberta, ukazał Świętego jako "apostoła swoich czasów", a potem postawił pytanie: "Czy także naszych? Co nam mówi jego wyniesienie na ołtarze dzisiaj?"
Problem nędzy materialnej, a bardziej jeszcze moralnej, choć w zmienionych uwarunkowaniach, jest dziś nie tylko aktualny, ale wprost przerażający. Co więcej, w zmaterializowanym i zlaicyzowanym świecie dostrzegamy kryzys poszanowania ludzkiej godności, i to jest chyba największą bolączką czasów współczesnych.
Święty Brat Albert postawił ewangeliczną zasadę, że "wielką rzeczą jest człowiek" i że "w człowieku wykolejonym trzeba ratować godność ludzką". W tym celu zaczynał od zaspokojenia pierwszych niezbędnych potrzeb ludzkich. Poprzez świadczenie miłosierdzia względem ciała, docierał do dusz ludzkich, podnosząc ich stan moralny.
Jan Paweł II poruszając problem odbudowy dobra wspólnego w ojczyźnie, przypomniał zasadę solidarności i współodpowiedzialności społecznej. I w tym miejscu ukazał św. Brata Alberta jako patrona naszych trudnych czasów, który swym przykładem uczy, że dobro wspólne jest owocem nie tylko sprawiedliwości, ale też miłości bezinteresownej względem bliźnich znajdujących się w potrzebie.
W swej sztuce "Brat naszego Boga", Karol Wojtyła nazwał to "rewolucją miłosierdzia", rewolucją, która wobec krzywd i niesprawiedliwości społecznej nie rodzi odwetu nienawiści i rozlewu krwi, ale "daje się kształtować miłości". Tak właśnie czynił w swym życiu św. Brat Albert i tego uczy nas dzisiaj, do tego zachęca.
Czasy współczesne wołają dziś o taką postawę, wołają o świadczenie miłosierdzia chrześcijańskiego zarówno indywidualnie, jak też zbiorowo. Dlatego Ojciec Święty swoje przesłanie kanonizacyjne do Polaków kończy życzeniem, by "Święty Brat Albert, który dla wszystkich był dobry jak chleb, dopomógł wszystkim Polakom do odzyskania wzajemnej dobroci i aby stał się żywym kamieniem w budowaniu (...) cywilizacji miłości na naszej ojczystej ziemi i wszędzie". I to właśnie jest posłannictwem świętego Brata Alberta na dziś.