NAKARMIĆ ŚWIAT
"Kiedyś będę tak bogaty, że
będę jadł codziennie".
9 czerwca 2013 roku mieliśmy zaszczyt gościć w nasze
parafii znanego na całym świecie
ks. Johna Bashobore. Spotkanie to było bardzo wyczekiwane
przez wielu parafian, którzy bardzo licznie przyszli tego dnia by się pomodlić.
Jako, że ks. John pochodzi z Afryki a dokładnie z Ugandy i otwarcie mówi o
sytuacji tamtejszej ludności, która jak wiemy jest bardzo trudna, natchnęło
mnie to do napisania prawdy o głodzie.
Jeśli siedzisz sobie wygodnie czytając właśnie
ten artykuł i nie wiesz, czym jest GŁÓD,
jesteś typowym przedstawicielem Zachodniej Cywilizacji…
Tymczasem świat umiera z głodu, jak wynika z
najnowszego raportu przygotowanego przez specjalistów ONZ-owskiej agencji ds.
żywności FAO. Na świecie głoduje już ponad miliard ludzi, czyli co szósty
człowiek nie ma co jeść i umiera z głodu.
Jakoś niezbyt często ten temat jest poruszany w
mediach, a przecież nie jest nowy. Ale jak się temu dziwić skoro media kreują
tak świat jak jest im wygodniej. Zatajają prawdę przed nami lub celowo nas
oszukują by pokazać tylko to, w co chcą abyśmy uwierzyli. Człowiek jako istota
niedoskonała wierzy w to, co widzi, słyszy, czuje…, ale problem pojawia się wtedy,
kiedy trzeba wszystkie informacje przesiewać przez sita prawdy. Dlatego
postanowiłem pokazać prawdę i chociaż w minimalny sposób przybliżyć sytuację,
która dotyka naszych braci i siostry głównie z innych kontynentów, ale nie jest
powiedziane, że i nas kiedyś taki los nie spotka. Głód i konsumpcjonizm to dwa
stany, które zawsze idą ze sobą w parze. W tym temacie natomiast chciałbym
skupić się głównie na problemie głodu na kontynencie afrykańskim. Dlaczego
właśnie o nim?
Bo jeszcze do niedawna trwałem w błędzie źle
postrzegając wizję głodu na Czarnym Kontynencie zapewne tak jak i Ty drogi
czytelniku .
Jeśli kiedykolwiek mamy naprawdę pomóc Trzeciemu
Światu, musimy ukierunkować swój gniew, współczucie i chęć pomocy, aby odejść
od krótkoterminowych rozwiązań takich jak dobroczynność i poświęcić swoją
energię na rzecz walki o bardziej złożone, długoterminowe rozwiązania
polityczne.
Za zubożenie Trzeciego Świata odpowiedzialność
ponoszą państwa Zachodu. Bez względu na to, czy nam się to podoba czy nie,
wszyscy z tej sytuacji czerpiemy korzyści. Ich naturalne bogactwa zostały
przetrzebione, podczas gdy oni sami nie otrzymali w zamian nic, lub jedynie
część pieniężnej wartości. Pracę ich kradziono najpierw dzięki niewolnictwu, w
tej chwili zaś dzięki wypłacaniu im niskich zarobków za uzyskiwanie wszystkich
plonów, z których korzystamy. Kradniemy ich ziemię, aby paść na niej bydło
będące źródłem mięsa, podczas gdy mogliby oni go używać do wyprodukowania
własnej żywności. Część ich utrzymania może zależeć od Zachodu, lecz to my
zależymy od nich w znacznie większym stopniu w kwestii taniego importu oraz
surowców. Rządy oraz banki podkreślają, ile pieniędzy jest im winien Trzeci
Świat, lecz my jesteśmy im winni więcej niż kiedykolwiek będziemy w stanie
zwrócić.
Nie ma tu łatwych rozwiązań, zmian nie da się
dokonać z dnia na dzień. Aby spróbować stworzyć sprawiedliwszy świat, będziemy
musieli ponieść pewne poświęcenia we własnym życiu, jest to problem globalny,
kryzys, który świat musi pokonać.
Patrząc na Trzeci Świat i jego problemy nie
powinniśmy zapominać o milionach bezdomnych biedaków, którzy śpią na ulicach
wielkich miast w najbogatszych krajach świata, co jest wyraźnym dowodem na to,
że naszemu światu potrzebny jest nowy kierunek rozwoju, nowy sposób utrzymania
ciężaru jego populacji.
TO
NIE FIKCJA, TO REALIZM
Według FAO stan głodu na
świecie utrzymuje się od wielu lat, a liczba głodnych utrzymywała się przez
ostatnie kilka lat w granicach 850 milionów ludzi. Aktualnie wynosi ona już
ponad miliard.
Około siedemnaście tysięcy dzieci codziennie
umiera z głodu bądź wskutek niedożywienia, a 850 milionów ludzi idzie spać z
pustym żołądkiem - alarmuje Organizacja Narodów Zjednoczonych. (PAP, luty 2008)
Fatalne połączenie kryzysu gospodarczego z
uparcie wysokimi cenami żywności wepchnęło kolejne 100 mln ludzi do grupy cierpiących
na chroniczny głód i biedę - powiedział Jacques Diouf dyrektor generalny FAO. -
Podczas gdy w latach 80 i w pierwszej połowie lat 90 problem głodu malał, w
ciągu ostatniej dekady powolnie, ale stale rósł - dodał.
963 miliony ludzi głoduje na świecie -
ogłosiła w najnowszym raporcie Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia
i Rolnictwa (FAO), mająca siedzibę w Rzymie. (PAP, PU, grudzień 2008)
Co pięć sekund na świecie z głodu umiera jedno
dziecko. Prawie 20 tysięcy dziennie. Co dwie sekundy umiera z głodu człowiek.
Ponad 40 tyś ludzkich istnień dziennie. A liczba głodujących na świecie wzrosła
o 40 milionów w ciągu ostatniego roku - głosi najnowszy raport ONZ ("Rzeczpospolita",
PKo, grudzień 2010)
Tegoroczny rekord został spowodowany światowym sztucznym
kryzysem, który po raz kolejny został napędzony przez media, co spowodowało wzrost
cen żywności i innych produktów pierwszej potrzeby, choć zapewne nie tylko.
Jedną z ważniejszych przyczyn głodu na świecie jest zła gospodarka zasobami
żywności i nasze przyzwyczajenia żywieniowe głównie mięsne obżarstwo i
wszechogarniająca konsumpcja, i pogoń za dobrem materialnym.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO)
ilość pokarmu roślinnego na świecie (w 90% jest konsumowane przez
zwierzęta) wystarczyłaby na wyżywienie 17mld ludzi. Niezależne dane organizacji
ekologicznych wskazują nawet na liczbę 27 mld...
W krajach obecnego tzw. Trzeciego Świata przed
epoką kolonializmu nie było znane pojęcie głodu, takie, jak obecnie. Głód
zdarzał się okresowo w wyniku dłuższej suszy, ale było to zjawisko naturalne i
zazwyczaj lokalne. Tymczasem obecnie jedną z następnych przyczyn głodu jest
brak ziemi. Nie brak ziemi, jako takiej, bo tak naprawdę zasoby ziemi mogą
wykarmić dwa razy tylu ludzi, co obecnie, ale chodzi tu raczej o zagrabienie
większości dobrej ziemi przez nielicznych mieszkańców.
Ziemia - równoważnik bogactwa w krajach Trzeciego
Świata - znajduje się w rękach kilku zaledwie osób. W całej Ameryce Południowej
w rękach 17% właścicieli ziemskich znajduje się 90% gruntów. W Azji 1/5
obszarników dysponuje 3/5 obszaru ziemi uprawnej. Nierówny podział gruntów w
Ameryce Łacińskiej sprawia, że 1/3 ludności wiejskiej uprawia 1% pól. W Afryce
3/4 ludzi ma dostęp do mniej niż 4% ziemi. Badania Banku Światowego, przeprowadzone
w 22 krajach, wykazały, że 1/3 czynnej ludności rolniczej nie posiada ziemi w
ogóle.
W przypadku Afryki jest podobnie. Większa jej
część należy do wielkich zachodnich korporacji i leży odłogiem, lub nie jest
wykorzystywana do produkcji żywności, ale do produkcji luksusowych używek,
takich jak kawa, herbata czy tytoń, które sprzedawane są krajom bogatym. Bywa i
tak, że biedni są pozbawiani swych poletek, na których hodowali żywność na
swoje codzienne potrzeby, aby mogły powstać wielkoobszarowe gospodarstwa,
produkujące na eksport, abyśmy my mogli kupić dużo i tanio i nie ważne w jaki
sposób. Generalnie kraje Trzeciego Świata produkują dużo żywności z
przeznaczeniem na eksport do Europy i Ameryki.
Można byłoby się pokusić zatem o stwierdzenie że kraje
Trzeciego Świata „żywią” nas poświęcając siebie nie dostając w zamian nic.
Na świecie istnieje mniej więcej 450 milionów
niewielkich gospodarstw rolnych (czyli takich, których obszar przeznaczony na
uprawy nie przekracza dwóch hektarów). W tych gospodarstwach mieszka łącznie
około dwa miliardy osób. To jedna trzecia ludzkości, w tym połowa głodnych
ludzi na świecie. Jeśli chcemy rozwiązać problem biedy i głodu, musimy pomóc
tym drobnym rolnikom – taka jest teza raportu przygotowanego przez Fairtrade
Foundation w Wielkiej Brytanii.
Raport omawia Harriet Lamb – szefowa Fairtrade Foundation.
Czy owe przykładowe działania naprawdę są dobre? Nie wiem, w końcu drobni producenci kawy będą musieli kupować zagraniczną żywność... Może właśnie o to chodzi, o jeszcze większe uzależnienie krajów trzeciego świata od handlu światowego.
Czy owe przykładowe działania naprawdę są dobre? Nie wiem, w końcu drobni producenci kawy będą musieli kupować zagraniczną żywność... Może właśnie o to chodzi, o jeszcze większe uzależnienie krajów trzeciego świata od handlu światowego.
JAK POMOC "HUMANITARNA" NISZCZY
GOSPODARKĘ AFRYKI
Teoretycznie, czysta pomoc humanitarna powinna
być bezwarunkowa, a tymczasem w dużej części jest efektem nadprodukcji żywności w USA.
W porze zbiorów, nagle na rynku pojawia się olbrzymia ilość zboża, każdy chce je sprzedać, normalnie doprowadziłoby to do spadku cen poniżej opłacalności produkcji. Wtedy to następuje państwowy skup interwencyjny. Państwo może skupić pewną ilość, reszta nie jest potrzebna i po prostu psuje rynek...
W porze zbiorów, nagle na rynku pojawia się olbrzymia ilość zboża, każdy chce je sprzedać, normalnie doprowadziłoby to do spadku cen poniżej opłacalności produkcji. Wtedy to następuje państwowy skup interwencyjny. Państwo może skupić pewną ilość, reszta nie jest potrzebna i po prostu psuje rynek...
Stany Zjednoczone mają dwa wyjścia, co zrobić ze
zbędną żywnością (zbożami):
- spalić nadwyżkę,
- wysłać do Afryki.
- wysłać do Afryki.
Z wielu przyczyn wysyłają ją do Afryki:
- można się pokazać jako dobroczyńca,
- to jest tańsze,
- ma większą akceptację społeczną
-Afryka nigdy się w ten sposób nie podniesie z kryzysu i nie będzie konkurentem, a niewolnikiem.
- to jest tańsze,
- ma większą akceptację społeczną
-Afryka nigdy się w ten sposób nie podniesie z kryzysu i nie będzie konkurentem, a niewolnikiem.
Już wyjaśniam, o co w tym wszystkim chodzi.
Załóżmy, że jakiś Afrykańczyk ma pole, zasiał tam
pszenice, włożył w to pieniądze, pracę i czas, więc wiadomo, że za darmo nie
rozda swojej pszenicy. Będzie chciał ją sprzedać na pobliskim targu... Ale nikt
od niego tego nie kupi, bo na pobliskim lotnisku stoi samolot z USA i tam
dzielni "wolontariusze" rozdają pszenicę za darmo. Tyle ile
uniesiesz…
Wiec pracowity Afrykańczyk jest rok stratny,
zboże mu zgniło, a pieniądze przepadły...
Proszę pamiętać, że to Afryka, tam nie ma silosów
na trzymanie zebranego zboża przez długie lata. Tam się sieje, zbiera i zjada,
a co zostanie (o ile taka sytuacja nastąpi) przeznacza się na paszę dla rolnych
zwierząt lub przetwarza się na kompost pod nowe uprawy. NIC się nie marnuje.
Autorem tego przykładu jest Greg.
Na forum Prawda2.info znajdziecie ciekawą i dość kontrowersyjną pracę tego autora –
Na forum Prawda2.info znajdziecie ciekawą i dość kontrowersyjną pracę tego autora –
Działania pseudo-ekologiczne (tak naprawdę chodzi
tu tylko o duże pieniądze) również przyczyniają się do pogłębiania nędzy
najuboższych:
W
udzielonym wywiadzie wyższy przedstawiciel Organizacji Współpracy Gospodarczej
i Rozwoju (OECD) skrytykował działania państw wysoko uprzemysłowionych na rzecz
zwiększania produkcji biopaliw, co pogarsza światowy bilans żywnościowy.
Można pokusić się o szokujące stwierdzenie, że
przyczyną głodu na świecie jesteś TY
i JA... Nasze komputery, samochody,
kosmetyki, mięso na obiad; wszystko, czym się otaczamy w naszym codziennym
życiu... Nie twierdzę, że trzeba z tego wszystkiego całkowicie zrezygnować, ale
przydał by się pewien umiar w konsumpcji oraz zdecydowane, mądre działania
państw bogatych. Trzeba tylko trochę dobrej woli i uczciwości w działaniach,
które nie mogą być na pokaz i nie powinny służyć zarabianiu dużych pieniędzy.
To, całe ONZ i jego agendy są chyba tylko po to, by uspokajać nasze sumienia,
sądząc po ich efektach.
ONZ
- Oni Nas Zabijają
Szczyt ONZ na temat bezpieczeństwa żywnościowego na świecie.
Padły tam takie słowa:
- Tymczasem skończenie z głodem na świecie to kwestia woli politycznej, gdyż społeczność międzynarodowa ma środki i możliwości osiągnięcia tego celu; znane są rozwiązania - Powiedział na styczniowym szczycie ONZ hiszpański minister spraw zagranicznych Miguel Angel Moratinos.
Zdaniem Moratinosa, w wypełnianiu celów Organizacji NZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) nakreślonych w ostatnich latach osiągnięto "nikły postęp". - Blisko miliard ludzi na świecie codziennie cierpi głód - powiedział. Wiadomości WP.pl
- Tymczasem skończenie z głodem na świecie to kwestia woli politycznej, gdyż społeczność międzynarodowa ma środki i możliwości osiągnięcia tego celu; znane są rozwiązania - Powiedział na styczniowym szczycie ONZ hiszpański minister spraw zagranicznych Miguel Angel Moratinos.
Zdaniem Moratinosa, w wypełnianiu celów Organizacji NZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) nakreślonych w ostatnich latach osiągnięto "nikły postęp". - Blisko miliard ludzi na świecie codziennie cierpi głód - powiedział. Wiadomości WP.pl
Rozwiązanie problemu na pewno nie jest proste i
możliwe dopiero wtedy, gdy ludzie odpowiedzialni za wszelaką pomoc najuboższym
wysiądą ze swych drogich samochodów i zetkną się osobiście z ludźmi, którym
mają pomagać. Gdy obywatele państw bogatych naprawdę zapoznają się z problemem
i wzbudzą w sobie trochę współczucia i przestaną być obojętni na cierpienie
innych. Temat niestety jest chowany pod dywan, media niewiele uwagi poświęcają
temu problemowi, a my nawet nie potrafimy, lub nie chcemy sobie wyobrazić, co
znaczą słowa że MILIARD ludzi
głoduje( 1 000 000 000) lub inne, że DZIENNIE umiera z głodu 20 000 DZIECI. Co daje
niewyobrażalną liczbę 7300000 małych istnień umierających z głodu w ciągu roku.
Wielcy tego świata coś tam wspominają, że np.
należy zwiększać produkcję żywności (w domyśle przez wielkich plantatorów), ale
czy naprawdę współczują głodnym
jedząc obfity lunch w wykwintnej restauracji ?
Hillary Clinton dodała, że konieczne jest
wszechstronne i skoordynowane podejście do tego problemu, mające na celu nie
tylko zwiększenie produkcji żywności, ale i ustanowienie mechanizmów pomocy w zwalczaniu
niedożywienia. (TVN24)
Co, do tych mechanizmów...
Agenda
ONZ do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa zamiast pomagać, sama przejada pieniądze,
a potem prowadzi strajk głodowy - pisze "Il Giornale". Tak włoski
dziennik skomentował jednodniowy strajk głodowy szefa FAO Jacquesa Dioufa, w
związku z rozpoczynającym się w poniedziałek rzymskim szczytem na temat walki z
głodem na świecie.
Gazeta podkreśliła, że szef agendy ONZ, wskazując na statystykę - według której na świecie co sześć sekund z głodu lub z powodu związanej z nim choroby umiera dziecko - jednocześnie odsuwa uwagę od problemu, jakim jest samo FAO.
- Niewielu wie i bardzo mało się o tym mówi, że 2/3 budżetu FAO traci się na utrzymanie swej przerośniętej struktury, a tylko 1/3 przeznacza się na wzrost poziomu wyżywienia i produkcji rolniczej w krajach tzw.” Trzeciego Świata" – wytyka "Il Giornale".
- FAO, instytucja w pełni zasłużona, nieodzowna i sama z siebie niezastąpiona, w latach 2008-2009 miała do dyspozycji - dzięki składkom 191 krajów członkowskich - budżet w wysokości 930 mln dolarów (plus 800 mln prywatnych darowizn), z których tylko 248 mln, czyli 27 procent, przeznaczono bezpośrednio na sektor wyżywienia i rolnictwa. Resztę pochłania biurokracja.
Według gazety, z analizy budżetu wynika, że większość funduszy FAO idzie na różne programy "współpracy technicznej", informacji, wymiany wiadomości, dyrekcję i administrację. Następnie podano przykład: biuro dyrektora generalnego pochłania rocznie ponad 9 mln euro.
Gazeta podkreśliła, że szef agendy ONZ, wskazując na statystykę - według której na świecie co sześć sekund z głodu lub z powodu związanej z nim choroby umiera dziecko - jednocześnie odsuwa uwagę od problemu, jakim jest samo FAO.
- Niewielu wie i bardzo mało się o tym mówi, że 2/3 budżetu FAO traci się na utrzymanie swej przerośniętej struktury, a tylko 1/3 przeznacza się na wzrost poziomu wyżywienia i produkcji rolniczej w krajach tzw.” Trzeciego Świata" – wytyka "Il Giornale".
- FAO, instytucja w pełni zasłużona, nieodzowna i sama z siebie niezastąpiona, w latach 2008-2009 miała do dyspozycji - dzięki składkom 191 krajów członkowskich - budżet w wysokości 930 mln dolarów (plus 800 mln prywatnych darowizn), z których tylko 248 mln, czyli 27 procent, przeznaczono bezpośrednio na sektor wyżywienia i rolnictwa. Resztę pochłania biurokracja.
Według gazety, z analizy budżetu wynika, że większość funduszy FAO idzie na różne programy "współpracy technicznej", informacji, wymiany wiadomości, dyrekcję i administrację. Następnie podano przykład: biuro dyrektora generalnego pochłania rocznie ponad 9 mln euro.
Nic nowego, pieniądze, na które nie trzeba
zapracować, to najlepszy interes. Wystarczy spojrzeć na naszą Polskę, na ZUS-y
i całą resztę urzędów i organizacji obracających NASZYMI pieniędzmi...
Ale wracając do tematu podam przykład pomocy
humanitarnej dla Afganistanu, do którego szerokim strumieniem płyną pieniądze z
całego świata. Niestety dwie trzecie z tych pieniędzy znika w przepastnych
kieszeniach działaczy pseudohumanitarnych...
Pomoc humanitarna, jaka płynie do Afganistanu jest
dramatycznie marnotrawiona. Takie wnioski płyną z raportu brytyjskiej organizacji Oxfam.
Opracowała ona specjalny dokument na podstawie
danych zebranych od 94 agencji działających w Afganistanie. Wynika z niego, że
spora część pieniędzy, która jest przeznaczona na pomoc dla tego kraju, w ogóle
nie trafia do Afgańczyków.
Od czasu obalenia talibów na pomoc dla
Afganistanu przeznaczono już ponad 30 miliardów dolarów. Ale według raportu
Oxfam, efektywnie wydano zaledwie 8 i pół miliarda. Wszystko dlatego, że
organizacje humanitarne "przejadają" część pieniędzy na swoje własne
potrzeby. Doskonale widzą to sami Afgańczycy. Sprzedawca warzyw, Mohammad, mówi
Polskiemu Radiu: "Oni dbają tylko o
siebie i o swoje kieszenie. Mieszkają w bogatych domach, jeżdżą drogimi
samochodami, ale nie interesują się biednymi ludźmi, takimi jak my, tutaj na
ulicy".(Bankier.pl)
MITY
GŁODU
PRZELUDNIENIE? ZBYT WIELE UST DO WYŻYWIENIA?
Jeśli przyczyną głodu jest zbyt
wielka liczba ludzi na świecie, zmniejszenie gęstości zaludnienia mogłoby
faktycznie wyeliminować ten problem. Ale aby jeden czynnik warunkował drugi,
obydwa muszą konsekwentnie razem zachodzić. Gęstość zaludnienia i głód nie są
skorelowane. Przykładowo Holandia ma 1,079 ludzi na milę kwadratową, Wielka
Brytania 565, a oba kraje uwolniły się od chronicznego głodu i eksportują
znaczne ilości jedzenia. Są kraje, w których tysiące ludzi umiera z głodu
każdego roku z powodu braku żywności przy powierzchni ziemi uprawnej
wystarczającej by wyżywić wszystkich. W Afryce, na południu Sahary, gdzie głód
jest powszednim zjawiskiem, 2,5 akra (ok. 1 ha) ziemi uprawnej przypada na
osobę. To więcej niż w USA, gdzie zresztą 6% ludności świata zjada więcej niż
25% zasobów świata, przewyższając w tym względzie Chińczyków. Wskutek tego 800
milionów ludzi otrzymuje ponad 2300 kalorii dziennie, a ludność Indii spożywa
połowę tej dawki. Gęstość zaludnienia na subkontynencie wynosi 613 ludzi na
milę kw., a większość z nich odczuwa dotkliwy głód.
Przyglądając się światu, widzi się jasno, że nie ma
żadnej wzajemnej zależności pomiędzy gęstością zaludnienia a zjawiskiem głodu.
Po Bangladeszu, gęsto zaludnionym i nękanym głodem, mamy Senegal lub Brazylię z
jedynie 39 osobami na milę kwadratową. Pełnowartościowe źródła pokarmów
współistnieją tam z uporczywym głodem. Nie jest to tylko kwestia liczb.
Głodujące kraje nie zawsze zaliczają się do najbardziej przeludnionych lub do
tych, w których spożywa się najwięcej. To państwa, w których biedni nie mają
dostępu do ziemi, która urodziłaby im żywność, lub po prostu brakuje im
pieniędzy na jej zakup.
Pierwszą rzeczą, z której trzeba zdać sobie sprawę,
gdy próbuje się myśleć o związkach zaludnienia z żywnością, będzie fakt, że
przyczyną głodu nie jest presja rosnącego zaludnienia. Zarówno głód, jak i
gwałtowny przyrost naturalny, odzwierciedlają klęskę jakiegoś systemu
polityczno-ekonomicznego.
Pomoc żywnościowa dla biednych - nawet
organizowana w najlepszej wierze - nie może uniknąć oskarżenia o arogancję.
Ojcowie niekoniecznie muszą wiedzieć wszystko najlepiej. To samo dotyczy
ekskolonialnych mocarstw.
ZUŻYCIE ZBOŻA I
WODY
Zwierzęta hodowlane zjadają
ponad 1/3 światowych zbiorów zboża, a jednocześnie miliard ludzi cierpi głód.
Zwierzęta na fermach rywalizują z nami o jedzenie. Wartość ich pokarmów ulega
zniszczeniu, ziarno zamienia się w mięso, które ma niższe wartości odżywcze.
10
akrów ziemi (tyle co pięć boisk do piłki nożnej) utrzyma:
- 61
ludzi uprawiających soję,
- 24
ludzi uprawiających pszenicę,
- 10
ludzi uprawiających kukurydzę,
- 2
ludzi hodujących bydło.
1,3 miliarda
ludzi nie ma dostępu do czystej wody, z drugiej strony do wyprodukowania jednego
samochodu zużywa się 380 ton wody, kilograma bawełny - 50 ton wody a 1kg
wołowiny - 100 ton wody!
A CO Z PRZYROSTEM
NATURALNYM?
Nie ulega wątpliwości, że
najgłodniejsi żyją w Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Środkowej. Tradycyjnie
rodzi się tam najwięcej dzieci. Stan ten warunkowany jest podobieństwem
sytuacji socjalnej. Przyczyna pozostaje zawsze ta sama. Klasy wyższe tych
kontynentów nie chcą zapewnić bezpieczeństwa socjalnego większości swoich
obywateli. Żyzna ziemia, praca, edukacja, opieka zdrowotna, a na starość
emerytury, znajdują się poza zasięgiem przeważającej liczby ludzi.
Proroctwa na temat skutków wzrastającego
zaludnienia świata to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Liczne raporty, studia
i szokujące opowieści ustawicznie głoszą, że jest już zbyt wielu ludzi na
Ziemi. Inni z kolei donoszą, że następuje stopniowe obniżenie liczby urodzeń na
świecie nawet przy stale powiększającej się liczbie ludzi w wieku prokreacji.
Istnieje także teoria, która sugeruje, że światowe zasoby mogłyby wyżywić od 40
do 50 mld mieszkańców naszej planety przy całkowitej diecie wegańskiej lub
wegeteriańskiej. Wielu potrafi rozprawiać o tym stale i zapewne będzie to nadal
robić. A przecież współczesne, nawet najbardziej wyszukane teorie na temat
zaludnienia są jedynie przeniesieniem określonych trendów z przeszłości w
teraźniejszość - sprawdzą się tylko wtedy, gdy niezmienne pozostaną przyczyny,
które wywołały dotychczasowy wzrost liczby ludności.
Spośród niezliczonej ilości proroctw wynurza się
jedna wiarygodna ocena, a mianowicie, że liczba mieszkańców Ziemi podwoi się w
ciągu najbliższych trzydziestu lat (w 1983 r. wynosiła około 4 mld ludzi). I
nic ani nikt nie jest w stanie zatrzymać ten proces. Najbardziej udane projekty
planowania rodziny zapobiegną temu w niewielkim stopniu. Pozostaje nam tylko
zabrać się do racjonalnego rozwiązania problemu wyżywienia współczesnego
świata. Dyskusji na temat rosnącego zaludnienia nigdy nie łączy się
bezpośrednio z socjalnymi projektami mającymi dać konkretne rozwiązania
światowych problemów z żywnością. Gdyby było inaczej, może udałoby się znaleźć
szansę dla przyszłych pokoleń, by zdołały wyżywić się same, wszyscy, co do
jednego. A jeśli przypadkiem zmniejszy się liczba urodzeń, a wzrośnie produkcja
żywności, zaś większość ludzi i tak nie będzie posiadała siły nabywczej na jej
zakup, to głód i niedożywienie będą trwały nadal.
KONTROLA URODZEŃ
Zachodnie mass-media utrwaliły
wiele przesądów i stereotypów na temat warunków życia ludności w krajach
Trzeciego Świata. Jednym z najpoważniejszych jest sugestia, że wysoki przyrost
naturalny jest bezpośrednią przyczyną głodu.
"Dlaczego
mają więcej dzieci niż potrzebują lub mogą sobie na to pozwolić?" To
pytanie stawiają zazwyczaj mieszkańcy rozwiniętych krajów Zachodu, gdy znajdą
się wobec obrazu niedożywionych dzieci. W Europie i Ameryce Północnej bogaci i
silni ujawniają wielkie zainteresowanie perswazją lub przymusem w stosunku do
biednych z Trzeciego Świata, by ci stosowali kontrolę urodzeń. Fundusze
przeznaczone na studia poświęcone regulacji narodzin porównywalne są z tymi,
które poświęca się na poszukiwanie sprawiedliwych metod podziału żywności.
Prawda
jest jedna - bez środków zabezpieczających ich przyszłość, ludzie mogą jedynie
polegać na swoich rodzinach. Tak więc, kiedy wielu biednych rodziców ma
dużo dzieci, mamy tu do czynienia z reakcją obronną na wzmagające się ubóstwo.
Niemoc i bieda, a nie ignorancja, są przyczyną sprawczą wielodzietnych rodzin w
krajach Trzeciego Świata. Ich własny punkt widzenia różni się od zachodniego.
Dzieci są wartościowymi pracownikami, są dobrodziejstwem, a nie ciężarem.
Przetrwanie w rolniczych krajach Trzeciego Świata często zależy od tego czy
własne dzieci dostarczą dodatkowej żywności lub pieniędzy. Badania wykazują, że
cztero- i pięcioletnie dzieci przynoszą wodę i pasą bydło, sześciolatki pracują
w polu, a dzieci od 10. roku życia przynoszą więcej, niż zużywają.
Dzieci zapewniają bezpieczeństwo w podeszłym
wieku. W 45. roku życia mieszkaniec kraju nierozwiniętego może być już stary,
wyczerpany pracą fizyczną i niedożywieniem. Nie miałby niczego, gdyby nie
opieka dzieci w czasie starości. Często zdaje sobie sprawę z niepewności tego
dobrodziejstwa i dlatego postanawia mieć dużo dzieci, bowiem głód i brak opieki
zdrowotnej uśmierci wielu potomków zanim dorosną.
Tak w skrócie wygląda myślenie osób z Trzeciego
Świata.
Ludność krajów rozwijających się nie ma wpływu na
władzę w państwie, w którym rozpoczęto proces uprzemysłowienia. Dla nich
najczęściej jedynym rozwiązaniem pozostaje liczna rodzina.
„Potrzebujemy dzieci do pracy w
polu. A także i w domu.
Poradzimy sobie jakoś, a gdy będą
miały już po 11 lub 12 lat, zaczną przynosić rodzinie dochody.
Może jedno z nich dostanie pracę w
mieście i będzie posyłało nam pieniądze.
Musimy mieć dzieci, by opiekowały
się nami w chorobie albo kiedy będziemy już starzy.
Tyle dzieci umiera naokoło. Lepiej
mieć ich pięcioro lub sześcioro, by choć niektóre z nich przeżyły.
Nie jestem pewna czy chcę mieć ich
tak dużo, ale mój mąż nie akceptuje planowania rodziny. „
Kiedy uświadomimy sobie, że dzieci są ekonomiczną
potrzebą ubogich, zrozumiemy, że ich liczba w biednych rodzinach nie przestanie
rosnąć, szczególnie w społeczeństwie, które nie posiada systemu emerytalnego,
ubezpieczeń socjalnych i zdrowotnych.
Zamiast mówić innym, jak mają żyć i na ile dzieci
mogą sobie pozwolić, my - ludzie Zachodu - powinniśmy raczej poznać nasze
własne motywy. To oczywiste, że ogarnął nas strach. Boimy się, że rosnąca
liczba mieszkańców Trzeciego Świata zażąda od nas pewnego dnia tego, co jej się
należy, a to mogłoby przecież obniżyć poziom naszego życia. Przeraża nas myśl,
że napięcie towarzyszące wzrostowi zaludnienia doprowadzi w końcu do tego, że
"było proszenie, będzie grabienie".
PRACA KOBIETY NIE
KOŃCZY SIĘ NIGDY
Prawda ta nigdzie nie jest
bardziej oczywista, niż w krajach Trzeciego Świata. Tam zazwyczaj oczekuje się
od kobiety, aby rodziła i wychowywała dzieci, pracowała w polu (by wyżywić całą
rodzinę), przynosiła wodę, pasła bydło i wykonywała wiele innych obowiązków.
Pomimo stwierdzonego zubożenia większości rodzin rolniczych, problem ich
wielkości rozwiązuje się prostym stwierdzeniem: "im więcej tym lepiej". U licznych matek, najczęściej
niedożywionych, obawa przed koleją ciążą i dzieckiem bierze górę nad przyszłym
zyskiem z dodatkowego robotnika w rodzinie. Wszakże wiele kobiet nie ma wpływu
na decyzję o zajściu w ciążę, pozbawiane są one wolności osobistej. Na przykład
obyczaj panujący w Bangladeszu nie pozwala tamtejszym kobietom rozmawiać ze swoimi
mężami o współżyciu seksualnym lub o zapobieganiu ciąży. Kobiety z kasty Hindu
muszą za wszelką cenę rodzić synów, wskutek tego wydają na świat 10-15 dzieci
(z czego córki są ogólnie traktowane jako mniej wartościowe lub po prostu
zabijane). Wywiady przeprowadzone z kobietami z rolniczych obszarów Tunezji,
Sudanu, Kenii, Sri Lanki, Meksyku czy Egiptu ujawniły, że nie ma tam kobiet,
które należałoby przekonywać do posiadania mniejszej ilości dzieci. W każdej z
tych sześciu różnych kultur wypowiadały różne warianty tej samej skargi:
"Jestem zmęczona. Spójrz na mnie. Nie różnię się niczym od
zwierzęcia harującego w polu i rodzącego wszystkie te dzieci. Nie chcę już
więcej, ale mój mąż mówi, że muszę mieć tyle ile przychodzi."
W społeczeństwach, w których kobiety są mniej
zależne od mężczyzn lub gdy decyzja zależy od obojga, kobiece możliwości
panowania nad prokreacją ograniczone bywały przez słaby dostęp do służby
zdrowia, włączając w to kontrolę urodzeń. Samo tylko wydawanie dzieci na świat
jest przyczyną śmierci około pół miliona kobiet żyjących w Trzecim Świecie. Z
liczby tych, które przeżyją, tylko połowa ma szansę zobaczenia swoich dzieci w
wieku powyżej 5 lat. Przyrost naturalny spada, gdy życie biednych ulega
poprawie dzięki daleko sięgającym reformom społecznym, ekonomicznym i
politycznym. (Badania Banku Światowego przeprowadzone w 64 różnych krajach
świata wykazały, że gdy dochody najbiedniejszych zwiększają się o 1%, to ogólny
poziom płodności spada o 3%). Co więcej, jeśli zawierał będzie w sobie edukację
seksualną zarówno mężczyzny jak i kobiety, a przeprowadzony zostanie przez
ludność miejscową uprzednio do tego przygotowaną.
Wymykający się kontroli wzrost zaludnienia będzie
kryzysem dla naszej planety i to nie tylko z powodu zagrożenia przyszłości
człowieka. Mamy moralne zobowiązania odpowiedzialnego dzielenia się Kulą
Ziemską z innymi formami życia. Na przykład z ekologicznego punktu widzenia nie
pożądane jest dziesiątkowanie lasów w celu ich przekształcenia w ziemię orną
dla wyżywienia milionów ludzi. By przywrócić człowiekowi stan utraconej
harmonii z jego środowiskiem naturalnym, społeczeństwa stanęły przed absolutną
koniecznością zainteresowania się właściwą dystrybucją zasobów, pracy, edukacji
i opieki zdrowotnej. Los świata zależy od losu najuboższych ludzi. Od poprawy
ich sytuacji materialnej zależy spadek stopy zaludnienia. Atakowanie wysokiego
przyrostu naturalnego bez zaatakowania przyczyn ubóstwa jest tragicznym
odwróceniem uwagi od rzeczywistego problemu, na co nasza planeta nie może sobie
pozwolić.
CZY
TO NIE WINA NATURY? POWÓDŹ, SUSZA I GŁÓD…
Proste założenie, iż klęski
żywiołowe są bezpośrednią przyczyną głodu jest błędem. We wczesnych latach
80-tych większość badań nad suszami, powodziami i klęskami żywiołowymi
przeprowadzonych przez Szwedzki Czerwony Krzyż i międzynarodową organizację
Earthscan wykazało, że roczna liczba ofiar klęsk żywiołowych podskoczyła
sześciokrotnie w przeciągu dziesięciu lat pomiędzy 1960-70 - jest to o wiele
więcej, niż wzrost liczby samych klęsk żywiołowych czy stopy przyrostu
naturalnego ludzkości.
Siły rozpętane przez człowieka sprawiają, że
stopniowo maleje jego odporność na kaprysy przyrody. Zaczyna się to wtedy, gdy
spycha się ludzi na obszary trudne do uprawy lub w ogóle pozbawia się ich
ziemi, gdy zadłużają się u właścicieli ziemskich, którzy żądają od nich
większej części plonów, gdy są opłacani tak marnie, że nic im już nie zostaje,
lub gdy są osłabieni chronicznym głodem. Wtedy właśnie umierają miliony istnień
ludzkich. Naturalne wypadki nie stanowią przyczyny, są tylko końcowym
uderzeniem. W 1974 r. cały świat zaakceptował pośpiesznie oświadczenie władz
Bangladeszu, że głód nękający kraj, mający być przyczyną ponad 100 tys. zgonów,
wywołały powodzie niszczące zbiory. Jednakże wielu robotników znajdujących się
na terenie tych wydarzeń na równi z późniejszymi badaniami dowiodło, że mimo
powodzi, Bangladesz w żadnym wypadku nie był pozbawiony żywności. Jedna z
miejscowych kobiet opisała, co zaszło w jej wiosce: "Wielu ludzi umarło tutaj z głodu. Bogaci rolnicy przechowywali
ryż w ukryciu przed wieśniakami". Zapytana, czy w wiosce znajdowała
się wystarczająca ilość jedzenia, odpowiedziała: "Może nie było tam dużo jedzenia, ale gdyby zostało ono
podzielone, nikt by nie umarł."
Powtarzające się klęski głodu nie występują z
powodu braku żywności, ale dlatego, że tłumi się żądania społeczeństwa. Gdy
odmawia się ludziom środków do uprawy lub zatrzymania plonów, by mogli
zaspokoić potrzeby własnych rodzin, a jedyną możliwością uzyskania dodatkowych
racji żywności uzyskuje się dzięki pieniądzom. Ludziom brakuje żywności i
zaczynają głodować gdy podupadają ich dochody, lub gdy ceny zboża rosną
drastycznie. Wpływy pieniężne ludzi zmaleją dramatycznie, gdy będą oni
pozbawieni środków produkcji. Mogą na przykład zostać zmuszeni do sprzedaży
ziemi lub inwentarza żywego z powodu śmierci w rodzinie lub klęski nieurodzaju,
która uniemożliwi im spłatę zaciągniętych długów. Wiele takich rozpaczliwych
sprzedaży było tłem dla licznych przypadków śmierci głodowej w Bangladeszu.
Jeśli ceny towarów produkowanych przez biednych spadną niespodziewanie w dół,
nie pozwalając im tym samym na zakup wystarczającej ilości jedzenia, albo gdy
dochody ludzi dobrze sytuowanych wzrosną nagle, ceny żywności mogą pójść w
górę. Znajdzie się ona wtedy poza zasięgiem biednych, nawet bez poważniejszych
niepowodzeń w zbiorach. Niepokój wywołany przepowiedniami o nadchodzącym
kryzysie - prawdziwym lub fałszywym - może skłonić rolników i kupców do
gromadzenia zapasów żywności, co spowoduje niedobór u jednych, a rosnące zyski
u drugich.
We wczesnych latach 70-tych i 80-tych w krajach
obszaru saharyjskiego Zachodniej Afryki (Czad, Mali, Mauretania, Niger,
Senegal, Górna Wolta) nastąpiły głośne klęski głodu, spowodowane prawdopodobnie
przedłużającą się suszą. Ale dokładnie w tym samym czasie znaleziono tam
wystarczającą ilość wody do uprawy bawełny o wartości wielu milionów dolarów,
warzyw, orzechów ziemnych (do produkcji oleju spożywczego i na pokarm dla
zwierząt hodowlanych) i innych artykułów rolniczych przeznaczonych na eksport,
wywożonych do Europy i USA tymi samymi statkami, którymi przywożono do Dakaru
pomoc żywnościową głodującym.
ETIOPIA - TRAGEDIA
STWORZONA PRZEZ CZŁOWIEKA
Reportaże prezentowane przez
środki masowego przekazu na temat głodu w Etiopii w 1985 r. przekonały wielu
ludzi o tym, że klęska suszy dotknęła teren całego niemal kraju. Jednakże w
chwili, gdy głód osiągnął swoją szczytową fazę - o czym dokładnie informowała
telewizja - w wielu dolinach kraju padały deszcze przynosząc dobre zbiory, na
pozostałych terenach deszcz padał rzadziej lub wcale, dając stosunkowo mniejsze
plony. Całkowity obszar Etiopii (około 1 221 900 km kw.), z jej różnorodnym
środowiskiem geograficznym, wyklucza możliwość dotknięcia suszą lub innym
czynnikiem klimatycznym ludności całego kraju. W każdym razie eksperci od spraw
rolnictwa ocenili, że susza w 1985 r. objęła zaledwie 30% obszarów rolnych
Etiopii.
W chwili, gdy oczy całego świata skupione były na
tych właśnie terenach, gdzie indziej rozległe powierzchnie urodzajnej ziemi,
wchodzące w skład upaństwowionych gospodarstw rolnych, wydawały plony trzciny
cukrowej i bawełny przeznaczonej notabene na eksport. W dodatku już w przeciągu
ośmiu lat poprzedzających suszę produkcja żywności w wielu wioskach zmniejszyła
się średnio o 20%. Tak więc, jeśli znaczna powierzchnia kraju nie zaznała
suszy, a produkcja żywności obniżyła się już przed jej nastaniem, staje się
jasne, że brak wody nie może tłumaczyć braku jedzenia, który spowodował śmierć
300 tys. ludzi w 1985 r.
Gruntowna reforma rolna obiecywana przez reżim
wojskowy, obalający cesarza Hajle Selassie w r. 1974 nie została nigdy
zrealizowana. Do 1984 r. udział wydatków wojskowych w bieżącym budżecie
państwowym pochłaniał rocznie prawie połowę wszystkich środków finansowych
państwa. I chociaż 22% budżetu przeznacza się na rolnictwo, faktycznie
niewielka część tej kwoty dociera do 7 milionów drobnych wytwórców rolnych,
którzy w zasadzie produkują podstawową żywność dla kraju. Jedynie 8% z części
budżetu przydzielonego rolnictwu zużywa się na dostarczenie im ziarna,
kredytów, bydła, pomocy technologicznej i nawozów sztucznych. Reszta płynie do
dostatnio subwencjonowanych państwowych gospodarstw rolnych. Policja rządowa
pozbawiła biednych rolników zasobów, wymuszając sprzedaż ich dóbr po zaniżonych
cenach. Działanie to stanowiło część ogólniejszego programu tworzenia
kolektywnej gospodarki rolnej.
Licząc się z brakiem dotacji na rozwój własnego
gospodarstwa i z perspektywą, że ziemia, na której pracuje stanie się w przyszłości
częścią gospodarstwa kolektywnego, rolnik etiopski ma niewielkie motywacje by
produkować więcej żywności, niż jest to konieczne do zaspokojenia potrzeb tylko
własnej rodziny (nawet przy sprzyjających opadach deszczu). Dodawszy do tego
inne klęski żywiołowe, głód staje się nieuchronny. Nie można pominąć tutaj
pewnego bezpośredniego skutku działania policji rządowej. Poborowa armia
Etiopii, licząca ponad 300 tys. rekrutów, pozbawia ludność wiejską silnych i
młodych mężczyzn, którzy zwykli uprawiać ziemię. Trwająca nieprzerwanie wojna
domowa odciągnęła od pól i żniw wielu wiejskich producentów żywności. W r. 1985
rozkazem rządowym przesiedlono około 800 tys. ludzi z terenów podejrzanych o
sympatię z siłami powstańczymi. Uzbrojone oddziały wojskowe podpaliły pola i
zbombardowały liczne wioski w okolicach Tigray i w Erytrei.
W latach 1976 - 89 rząd etiopski zakupił od
Związku Radzieckiego broń wartości 2 mld $. Skierowanie zainteresowania głównie
na możliwości zdobycia pieniędzy potrzebnych do militaryzacji kraju
spowodowało, że rządzący skupili się bardziej na eksporcie żywności, niż na jej
gromadzeniu w celu wyżywienia własnego kraju. W tym samym czasie USA zwiększały
dostawy broni do sąsiedniej Somalii, z którą Etiopia była w stanie wojny od
1978 r. Bez pokojowego rozwiązania konfliktu i zakończenia wyścigu zbrojeń,
podsycanego ukrytą rywalizacją o strefy wpływów pomiędzy supermocarstwami
Wschodu i Zachodu, istnieje słaba nadzieja na długoterminowe rozwiązanie
problemu głodu w Etiopii, nawet przy najbardziej sprzyjających warunkach
klimatycznych. Wojna, a nie klęski żywiołowe, stanowi główną przyczynę głodu w
Etiopii, podobnie jak i w innych krajach Afryki. Na 31 państw obszaru
saharyjskiego, dotkniętych suszą we wczesnych latach osiemdziesiątych, tylko 5
z nich doświadczyło głodu. W każdym przypadku: Mozambiku, Angoli, Czadu, Sudanu
i Etiopii, głód pojawiał się wraz z wojną. Jeśli my, zwykli ludzie, usiłując
zrozumieć przyczynę głodu, uwierzymy, że leży ona w działaniach przyrody,
poczujemy się bezsilni. Rozgrzeszymy się wtedy z niechęci do jakiejkolwiek
aktywności, mającej na celu zapobieżenie ciągle powracającym tragediom. Kiedy
pojmiemy, że niedostatek jedzenia przyczynia się, ale nie powoduje głodu, który
jest skutkiem wyłącznie decyzji ludzi, odzyskamy nadzieję. Nie mamy wpływu na
pogodę, ale możemy stworzyć stabilny system gospodarki rolnej i zmienić zasady
ekonomiczne, tak by każdy człowiek miał równy dostęp do żywności.
Nigdy nie będzie prawdziwego bezpieczeństwa
żywnościowego, nie ważne w jakiej ilości wyprodukowano by pokarm, jeśli źródła
wytwarzające go będą w rękach mniejszości, służąc powiększaniu jej zysków.
Każdego
dnia umiera z głodu 35-45 tys. ludzi. Kiedy myślimy o głodzie, nasuwa się
nam obraz dzieci nim nękanych. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, że
klęska zabiera tylko 10% z ogólnej liczby zmarłych wskutek niedożywienia.
Pozostałe 90% to rezultat powszechnie istniejącego chronicznego niedożywienia,
które dotyka każdego dnia już ponad miliard ludności całego świata.
PRODUKCJA
ŻYWNOŚCI PRZECIW ŚRODOWISKU NATURALNEMU.
CZY WYNISZCZAMY ŚWIATOWE ZASOBY
CHCĄC NAKARMIĆ KAŻDEGO?
Nie jest mitem stwierdzenie,
że klęski ekologiczne nadwerężają nasze zasoby żywności i zagrażają naszemu
zdrowiu. Jednakże mity i półprawdy utrudniają nam zrozumienie głównych przyczyn
tego stanu rzeczy, oddziaływując na nasze możliwości znajdywania skutecznych
rozwiązań. Powinniśmy być świadomi, że presja na środowisko naturalne niszczy
źródła, od których zależy produkcja pokarmów. Zarazem powinniśmy szukać
rzeczywistych przyczyn zaistniałej sytuacji i starać się jej zapobiec. Ponad
połowa wyjałowionej lub prawie wyjałowionej ziemi świata - co stanowi 1/5
lądowej powierzchni globu i „dom” dla 80 milionów ludzi - stoi przed
niebezpieczeństwem zamiany w pustynie. Przy takim jak dotychczas tempie
eksploatacji, połowa z zachowanych lasów tropikalnych ulegnie zagładzie do
końca naszego stulecia.
Przy ogólnoświatowym zużyciu pestycydów -
rosnącym od zera 40 lat temu do ponad 5 milionów funtów rocznie w ostatnich
czasach - każdego dnia co najmniej trzy osoby ulegają zatruciu, a wskutek tego
rocznie umiera 10 tys. ludzi na świecie.
W wielu krajach ziemie niegdyś żyzne przypominają
dzisiaj pustynny krajobraz księżycowy. Użalanie się, iż przeludnienie i
nadmierny wypas bydła niszczą ziemie uprawne, opisuje lecz nie wyjaśnia
zachodzącego zjawiska. Podobnie jest w przypadku wynajdywania racji dla wyrębu
lasów tropikalnych i konieczności stosowania pestycydów. Wszystko to nie pomaga
zrozumieć, dlaczego musimy niszczyć środowisko naturalne w zamian za możliwość
wyżywienia ludzi.
JAK POWSTAJE
PUSTYNIA
Przez setki lat afrykańscy
rolnicy uprawiając nieurodzajną ziemię stosowali kombinowaną metodę uprawy
zbóż, drzew i wypasu bydła (czyli płodozmian). Pozwalało to na utrzymanie
płodności ziemi i chroniło ją przed erozją powodowaną działaniem wody i wiatru.
Gospodarka tak różnorodna zapewniała zbiory nawet w sezonach ubogich w deszcze,
co nie należało przecież do rzadkości.
Pod koniec XIX w. wszystko się zmieniło.
Koloniści europejscy, którzy okupowali Afrykę, zaczęli traktować ziemię jak
kopalnię, z której mogliby czerpać swój dobrobyt. Skłonili oni tubylców do
eksportowej uprawy roślin jednego rodzaju, głównie orzeszków ziemnych (wykorzystywanych
do produkcji oleju kuchennego i paszy dla bydła) i bawełny przeznaczonej dla
francuskich i angielskich fabryk włókienniczych. Ustawiczna uprawa jednego
tylko rodzaju rośliny rolnej, bez możliwości wymiany na zboża, drzewa lub
pastwiska, doprowadziło do szybkiego wyjałowienia ziemi. Na przykład w Senegalu
wystarczy przez dwa lata pod rząd uprawiać orzeszki ziemne, by pozbawić glebę
1/3 jej substancji organicznych. Gwałtownie niszczejąca ziemia zmuszała
rolników do poszerzania swoich pól o tereny bardziej wrażliwe, które - choć
odpowiednie do wypasu bydła i uprawy drzew - nie nadawały się do kopania lub
orki. Większość ziemi została zryta i tylko niewielka jej część leżała
odłogiem. Gdy Europejczycy zagarnęli dla siebie obszary żyznej i bogatej w wodę
ziemi, przesiedlając i spychając tubylców na tereny nie nadające się do uprawy
rolnej, spowodowali tym samym miejscowe przeludnienie i niszczenie zasobów do
produkcji żywności. Po odzyskaniu niepodległości przez narody afrykańskie, co
nastąpiło na początku lat 60-tych, sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej.
Aby stworzyć system wymiany z zagranicą, który gwarantowałby utrzymanie
zachodniego stylu życia elitom miejskim, a także uruchomił inwestycje
przemysłowe, rządy Afryki postkolonialnej zwiększyły jeszcze bardziej produkcję
rolną tego typu. Spadek cen żywności na rynkach światowych na przełomie lat 70.
i 80., zmusił rządzących do rekompensaty utraconej wartości poprzez zwiększenie
produkcji rolnej. W konsekwencji sami rolnicy, otrzymując mniej pieniędzy za to
co wyprodukowali, musieli wytworzyć więcej by zaspokoić swoje podstawowe
potrzeby. Zwiększenie eksportu zbóż doprowadziło do wyjałowienia pastwisk.
Ograniczenia rządowe skupiały pasterzy i ich stada na mniejszych terenach
pastewnych, często zbyt ubogich w trawę, by wykarmić bydło. Uniemożliwiło to
tym samym tradycyjne wędrówki stad w okresie pory deszczowej. Liczba inwentarza
żywego podskoczyła drastycznie w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci. Bydło
stało się środkiem na przeżycie dla biednych, źródłem bogactwa i prestiżu
społecznego dla bogaczy i obszarników, zaś dla rządów, które promują hodowle
większych stad, to większa ilość mięsa przeznaczonego głównie na eksport.
Przy tak silnej presji na glebę, na jej zdolności
produkcyjne i ochronne, oczywiste jest, że to wiatr i woda (poprzez erozję
gleby), a także susza są sprawcami powstawania pustyń. A wyprodukowana żywność
rzadko trafia do tych, którzy są naprawdę głodni.
NISZCZENIE LASÓW
TROPIKALNYCH
Bez wątpienia największą
katastrofą ekologiczną, jaka przytrafia się naszej planecie, jest nieprzerwana
zagłada lasów tropikalnych. Nie da się ich niczym zastąpić, a wyrąb lasów jest
zagrożeniem na skalę światową. Od Brazylii do Borneo, od Ameryki Środkowej aż
po Wybrzeże Kości Słoniowej nieodmiennie powtarza się ta sama historia. Nie
zamierzam rozwodzić się na ten temat, wyjąwszy stwierdzenie jednego faktu. Wielu
biednych rolników wycina drzewa, chcąc uzyskać ziemię pod uprawę. Najczęściej
nie robią tego z wyboru, lecz z konieczności. Nie są oni zresztą główną
przyczyną wylesiania.
Weźmy na przykład Brazylię - kraj, który powinien
mieć dosyć ziemi dla wszystkich swoich mieszkańców przy gęstości zaludnienia 39
osób na milę kwadratową (2,6 km2). Jednakże i dzisiaj biedne
brazylijskie rodziny przybywają na tereny leśne, wyrąbują drzewa, wypalają
lasy, sieją zboże na uzyskanej ziemi, a kiedy po kilku latach gleby zostaną
wyjałowione, przeniosą się w inne miejsce. Niektórzy ludzie winią duże i ciągle
rosnące społeczeństwo Brazylii za tę ciągłą wędrówkę. Zastanawiające jest to,
że nie chcą zapytać, dlaczego wybierają oni tak trudną do uprawy ziemię.
Pozbawieni ziemi Brazylijczycy nie karczują jej
dlatego, że brakuje im pól uprawnych. Dzieje się tak, bowiem większość
najlepszej gatunkowo ziemi tego kraju znajduje się w posiadaniu kilku zaledwie
rodzin. 2% z brazylijskich posiadaczy ziemi kontroluje 60% gruntów ornych, z
których co najmniej połowa leży odłogiem. 340 największych obszarników ma
więcej ziemi niż dwa i pół miliona biednych farmerów. Od dziesiątek lat bogaci
farmerzy udaremniają wszelkie próby zmiany struktury własności ziemi. Tylko w
1985 r. oni sami, lub wynajmując płatnych morderców, zabili ponad 200 ludzi,
którzy domagali się przeprowadzenia reformy rolnej.
Tysiące robotników wiejskich i ich biednych
rodzin nie posiada ziemi, zaś szybka mechanizacja rolnictwa - przeprowadzona
przy pomocy hojnych subsydiów rządowych - odbiera pola drobnym dzierżawcom.
Powoduje to poważne trudności na i tak ograniczonym rynku pracy.
Rząd brazylijski znajduje się z jednej strony pod
naciskiem obszarników, którzy nie chcą się z nikim dzielić swoją własnością,
zaś z drugiej strony pod presją wyzutych z ziemi robotników rolnych, którzy
oczekują znalezienia środków na wyżywienie ich rodzin. W efekcie rząd szuka
rozwiązania w wyrębie lasów, ale i one nie są puste i mają swoich właścicieli.
Masowy napływ ludzi niesie niebezpieczeństwo zagłady autochtonicznym
mieszkańcom lasów - plemionom, które mieszkają tam od wieków.
OSADNICTWO ROLNE
To nie wzrost zaludnienia, a
głównie rabunkowa gospodarka rolna zniszczyła większość lasów tropikalnych
Amazonii. W latach 60-tych rząd brazylijski faktycznie przekazał miliony arów
najlepszych obszarów leśnych zamożnym ludziom lub firmom, takim jak Volkswagen,
Nestle czy Mitsubishi, pokrywając jednocześnie ponad 3/4 wydatków związanych z
zamianą lasów w pastwiska do wypasu bydła. Wyprodukowana tą drogą wołowina
przeznaczona została na rynki europejskie, bliskowschodnie i
północno-amerykańskie, a nie - jak by się mogło wydawać - dla głodujących
robotników brazylijskich. Faktycznie nie robi się niczego, by rozwiązać problem
niedożywienia nękający biednych w Brazylii.
ZIEMI NIE BRAKUJE
Nawet gdyby wykorzystać tylko
44% wszystkich gruntów ornych kuli ziemskiej (pozostała część leży odłogiem,
lub służy do wypasu bydła i produkcji mięsa - jest to najczęściej ziemia o
najwyższej jakości) to i tak można wyprodukować wystarczającą ilość żywności
bez zagrożenia dla środowiska naturalnego. Problem stanowi to, kogo ta ziemia
żywi, do czego się jej używa i co na niej rośnie. Nie można negować hodowli
zwierząt i produktów rolniczych przeznaczonych na eksport. Należy wszakże oddać
pierwszeństwo potrzebom żywnościowym ludzi, którzy uprawiają ziemię.
PESTYCYDY
Dane na temat zagrożenia życia
ludzkiego i jego środowiska naturalnego przerażają. Najgorzej jest w krajach
Trzeciego Świata. Stosowanie pestycydów na całej kuli ziemskiej zwiększa
wydatki rolników o kwotę 14 bilionów dolarów, a towarzyszące temu zatrucia
środkami owadobójczymi sięgają nieraz liczby 1,5 miliona przypadków w roku. Co
najmniej 1/4 pestycydów produkowanych przez amerykańskie spółki z
przeznaczeniem na eksport do krajów Trzeciego Świata objęta jest całkowitym
bądź częściowym zakazem w Stanach Zjednoczonych. Większość z nich zostanie
użyta przez robotników, którzy nie noszą ochronnych ubrań roboczych, w
miejscach gdzie nikt nie troszczy się o bezpieczeństwo i higienę pracy. Nawet
jeśli nie spowoduje to bezpośredniej szkody, to warto przytoczyć tutaj relację
nauczyciela z Trynidadu. Stwierdził on bowiem, że za każdym razem w dzień po
opryskaniu pestycydami plantacji trzciny cukrowej w szkole brakuje dzieci -
słabną, na skórze pojawia się wysypka, zaczynają chorować.
CZY PESTYCYDY
ZWIĘKSZAJĄ PRODUKCJĘ ŻYWNOŚCI?
W krajach niedorozwiniętych
używa się około 800 milionów funtów pestycydów rocznie. Nie stosuje się ich
wszakże w hodowli zbóż podstawowych, które stanowią pokarm najuboższych.
Przeznacza się je głównie do eksportowej uprawy monokultur zbożowych w
warunkach plantacyjnych. A w Afryce Zachodniej aż 80% pestycydów służy do tego
celu.
Biedni rolnicy i drobni posiadacze ziemscy nie
mogą pozwolić sobie na zakup środków owadobójczych. Są one zbyt drogie i
dostępne tylko właścicielom wielkich farm produkcyjnych, co idzie w parze z ich
wpływami politycznymi. W związku z tym kraje Trzeciego Świata wydają setki
milionów dolarów rocznie na subwencjonowanie pestycydów. Otrzymawszy je za
darmo, producenci rolni stosują je przesadnie, nie licząc się ze szkodliwym
wpływem chemikaliów na zdrowie ludzkie. Często mniej niż 0,1% zużytych środków,
stosowanych w opryskiwaniu pól, skutecznie dociera do szkodników. Reszta przenika
do ekosystemu skażając ziemię, wodę i powietrze. Wskutek braku informacji
fachowej i nieuważnego korzystania ze środków owadobójczych, najbardziej
cierpią mieszkańcy Trzeciego Świata. Można domniemywać, że sami robotnicy
polowi bywają spryskiwani pestycydami. Zapobiega się w ten sposób
rozprzestrzenianiu się szkodników, które mogłyby zostać przeniesione na ciałach
ludzkich lub w ubraniach przy przechodzeniu z pola na pole.
SIŁA NAPĘDOWA
PESTYCYDÓW
W miarę stosowania pestycydów
trzeba ciągle zwiększać ich dawkę - jest to niekończąca się spirala. W ciągu 10
- 15 lat liczba zabiegów z użyciem pestycydów wzrosła w Ameryce Środkowej z 5
do 28 w sezonie rolnych, przy jednoczesnym podniesieniu z 2 do 8 liczby
niszczonych insektów. Bardzo szybko sumy wydawane na pestycydy osiągnęły połowę
wszystkich wydatków ponoszonych na produkcję rolną. W jednym kraju za drugim
powtarza się ta sama historia. Zwiększa się produkcję zbóż eksportowych by
uzyskać dewizy potrzebne na spłatę zaciągniętych długów oraz na zakupy maszyn
rolniczych za granicą. Spadek cen zboża i surowców rolnych na rynkach
międzynarodowych powoduje, że trzeba zwiększyć areał uprawy. Cały ten proces
omija potrzeby żywnościowe ludności miejscowej. Wielu nie może pozwolić sobie
na uprawę własnych pól i wynajmuje się do nisko opłacanych prac polowych w
majątkach obszarników lub spółek zagranicznych.
Stosowanie pestycydów prowadzi do powstania
kultury rolnej wymagającej coraz większej ilości środków owadobójczych. Na
początku tępi się insekty za rozsądne kwoty, a plony rzeczywiście są wyższe. Z
biegiem czasu atakowane gatunki szkodników uodparniają się. Zachodzi wtedy
konieczność zwiększenia ilości pestycydów do walki z masą pasożytniczych
organizmów, których rozwój stymulują same pestycydy.
Insekty uodporniły się na prawie wszystkie środki
owadobójcze. Im skuteczniejsze są insektycydy, tym szybciej rozwija się system
odpornościowy niszczonych szkodników. Tak stało się w przypadku większości
gatunków. Powiedzenie, że martwy robak to dobry robak nie sprawdza się
tutaj. Każde kolejne rozpylenie pestycydów zabija coraz więcej pożytecznych
owadów, które żerują na obfitych zazwyczaj chwastach. Poza tym zagrożenie dla
roślin ze strony wielu mniejszych szkodników rośnie, gdyż regularnie stosowanie
pestycydów niszczy ich naturalnych rywali i przeciwników.
TRUCIZNA DLA PIĘKNA
Wyższe plony i lepsza jakość
żywności nie zawsze idzie w parze z użyciem pestycydów. Perswazyjna reklama
wyrobiła w ludziach nastawienie na przyjmowanie świeżych owoców i warzyw
jedynie w idealnej postaci, wolnych od wszelkiej skazy. Płacimy wysoką cenę
stosując pestycydy dla uzyskania tego powierzchownego piękna. W wielu krajach
Ameryki Łacińskiej wzrost spożycia kosztownych i szkodliwych środków
grzybobójczych nie ma nic wspólnego z dążeniem do wyprodukowania większej
ilości pożywienia, które zaspokoiłoby potrzeby miejscowej ludności. Nadużywanie
pestycydów w hodowli warzyw i owoców ma pomóc w osiąganiu wyśrubowanych
kryteriów piękna, którymi ocenia się jakość artykułów rolnych na rynkach światowych
i w sklepach. "Człowiek z Delmonte" może powie "zgoda", ale
to hodowcy dostają to, co firmy nazywają "najwyższą ceną", za idealny
wygląd owoców i warzyw. Za owoce przeznaczone do przetwórstwa spożywczego (np.
na soki), które odbiegają od wyznaczonej normy piękności, płaci się o wiele
mniej. Niektórzy przetwórcy pomidorów
żądają idealnie wyglądających owoców, nawet jeśli zużyje się je do produkcji
sosów. Około dwie trzecie środków owadobójczych stosuje się w hodowli
pomidorów przeznaczonych do przetwórstwa. Niszczą one te robaki grasujące na
pomidorach, które w pierwszym rzędzie zagrażają "urodzie" owoców.
Producenci zmuszeni do wytworzenia żywności o jak
najbardziej idealnym wyglądzie, wprowadzają pestycydy do środowiska
naturalnego, podważając tym samym fundamenty własnego dobrobytu. Pomimo tego,
że to farmerzy i robotnicy rolni cierpią bezpośrednio na choroby wywołane przez
pestycydy, to i tak wszyscy jedzący wytwarzane przez nich pokarmy ponoszą
podobne ryzyko. Wiele substancji chemicznych produkowanych w Europie i Stanach
Zjednoczonych, a uznanych za szkodliwe, posyła się bez żadnych skrupułów do
krajów Trzeciego Świata. Jak na ironię są one tam wykorzystywane do eksportowej
produkcji zboża, które następnie kupują kraje zachodnie. Taka jest ukryta cena,
jaką płacimy za używanie pestycydów. Wciąż wiemy zbyt mało o przedłużonym
działaniu resztek pestycydów przenikających do ludzkiego ciała.
Taki stan rzeczy będzie trwał dopóty, dopóki
fabryki chemiczne będą wykorzystywały swoje wpływy i monopol wiedzy fachowej do
przekonania rolników o tym, że jedynie nieprzerwane stosowanie pestycydów
gwarantuje im środki egzystencji i rozwiązuje żywieniowe problemy świata. Powołują
się oni na brak badań i informacji o metodach alternatywnych, do których należy
między innymi całościowy proces walki ze szkodnikami. Jest to strategia, która
oznacza, że sama tylko kontrola chemiczna produkcji płodów rolnych jest
niewystarczająca. Stosuje ona płodozmian, genetyczną hodowlę odpornych gatunków
zboża i tak zwane uprawy mieszane, w których kilka odmian rośliny rośnie jedna
przy drugiej, wprowadza się pasożyty atakujące szkodniki i zwierzęta je
zjadające. Poza tym zobowiązuje się robotników do regularnych kontroli pól, w
celu stwierdzenia faktycznych zniszczeń, wywołanych przez szkodniki. Unika się
w ten sposób "ślepego pryskania" pestycydami po całej powierzchni
pola i zbyt częstych zabiegów - "na wszelki wypadek". Technologiczne
metody tego rodzaju stosuje się z powodzeniem w wielu krajach, od Chin po Kalifornię.
Wstępne oszacowania podają, że amerykańscy farmerzy mogliby ograniczyć o 75%
ilość używanych pestycydów, gdyby konsekwentnie posługiwali się tym całościowym
procesem walki ze szkodnikami. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że
zrzeszenia producentów środków chemicznych trzymają w swoich szponach przemysł
rolniczy. W związku z tym, wykorzystywanie tej metody na dużą skalę, nawet przy
dużym zainteresowaniu ze strony rolników, nie wydaje się prawdopodobne.
Załóżmy, że stosowanie pestycydów faktycznie
zwiększyło produkcję żywności w ciągu minionych 40 lat. Sądzę jednak, że
powinniśmy zapytać siebie, jaką cenę płaci za to środowisko naturalne
człowieka. Jak długo jeszcze substancje, które przenikają do łańcucha
pokarmowego i zatruwają swoje naturalne otoczenia, mogą być używane przy
produkcji pokarmów. Do jakiego stopnia gleba musi zostać skażona by przestać
rodzić cokolwiek. Czy nie nadszedł najwyższy czas na poszukiwanie
alternatywnych metod hodowli zamiast podtrzymywać istniejący system chemiczny?
Wciąż potrzeba nowych pestycydów, by zwalczać
opór organizmów, wytworzony właśnie pod wpływem pestycydów. Owady uodporniły
się już na wszystkie ważniejsze rodzaje pestycydów.
Trzynastoletni Chandra Deepthi pomagając ojcu
przy rozpylaniu pestycydów na rodzinnym polu ryżowym, spostrzegł, że rozpylacz
się zablokował. Chłopiec spieszył się na lekcję angielskiego, toteż chciał jak
najszybciej zakończyć pracę. Rozebrał dyszę i przeczyścił ją dmuchając w nią
mocno. Rozpylacz zaczął funkcjonować ponownie. Chandra uśmiechnął się do zadowolonego
ojca. Późnym wieczorem Chandra odczuł poważne kłopoty z oddychaniem, pobiegł
więc do szpitala. W kilka minut później lekarz stwierdził zgon chłopca. Powód:
zatrucie pestycydami.
Ze sprawozdań szpitala w Sri Lance wynika, że w
samym tylko 1981 r. około 15 tysięcy ludzi szukało pomocy lekarskiej wskutek
zatrucia. Niemal 80% wszystkich zachorowań spowodowały pestycydy.
Amerykańskie zrzeszenia producentów środków
chemicznych wykorzystały swoje wpływy w Kongresie USA do zniesienia
jakichkolwiek ograniczeń i zakazów stosowania na terenie kraju DDT i innych
pestycydów. DDT oraz wszystkie inne środki owadobójcze nie zostają w tym
miejscu, w którym je zastosowano, lecz spływają do jezior, strumieni, rzek i
oceanów. Ponad 1/4 całej produkcji DDT przedostała się do morza, powodując
powszechne skażenie ryb.
DDT stosowane na plantacjach bawełny w Nikaragui
zostało wykryte w mięsie wołowym importowanym do Miami. Pestycydy z łatwością
przenikają do łańcucha pokarmowego i docierają do tkanek ludzkich. Około 50%
testowanych w 1973 r. próbek żywności zawierało dostrzegalną ilość resztek
środków owadobójczych. Każdy młody Amerykanin nosi w sobie co najmniej 0,003
uncji (0,085 g) pestycydów, które odkładają się w tkance tłuszczowej. Trudno
ocenić w tej chwili, czy taka ilość stanowi zagrożenie dla zdrowia ludzkiego,
gdyż wciąż zbyt mało wiemy na temat długofalowego działania pestycydów na
organizm człowieka.
Żadne insekty żywiące się roślinami nie stanowią
zagrożenia dla życia ludzkiego. Pomimo to, Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia od
ponad 40 lat regularnie obniża dopuszczalną liczbę substancji insektopochodnych
w niektórych przypadkach aż pięciokrotnie. Aby sprostać takim wymogom
żywieniowym zużycie środków owadobójczych do spryskiwania owoców i warzyw
zwiększyło się od 200 do 300%.
Agnus Wright - profesor studiów ekologicznych na
Uniwersytecie Stanowym w Sacramento - powiedział w 1986 r. Matce Jones, że ludność wiejska Meksyku jest zatruwana po
to, byśmy mogli jeść tanie pomidory i inne świeże owoce w różnych porach roku.
Na tej żywności jest krew.
Statystyki organizacji Narodów Zjednoczonych
dotyczące 80 krajów Trzeciego Świata informują, że 80% wszystkich tamtejszych
ziem znajduje się w posiadaniu 3% właścicieli ziemskich. Dlatego też najbogatsi
stosują pestycydy do uprawy zboża, które sprzedadzą później do Stanów
Zjednoczonych, Europy i Japonii. W tej sytuacji pestycydy faktycznie zwiększają
produkcję żywności, jednak nie przeznacza się jej na zaspokojenie potrzeb
miejscowej ludności.
Pestycydy, których stosowanie jest zakazane w
USA, nadal są produkowane na eksport do krajów Trzeciego Świata.
PASYWNI UBODZY -
ZBYT GŁODNI BY MOGLI SIĘ BUNTOWAĆ?
ZBYT GŁODNI BY MOGLI SIĘ BUNTOWAĆ?
Zachodnie środki masowego przekazu,
pokazując nam filmy o ludziach żyjących w Trzecim Świecie, przyczyniły się do
utrwalenia w nas obrazów ludzi biednych, wygłodniałych i słabych. Łatwo można
sobie wyrobić opinię, że głodujący siedzą bezczynnie czekając na pomoc
żywnościową z Zachodu. Fałszywe przedstawienie rzeczywistości uniemożliwia
większości ludzi obiektywne spojrzenie na faktyczny stan rzeczy. Walczące z
głodem istoty, przy minimalnej ilości zasobów żywieniowych, wykonują ogromny
wysiłek by przeżyć. Ubodzy pokonują olbrzymie odległości w poszukiwaniu pracy,
a jeśli już uda im się ją dostać, pracują od 12 do 14 godzin dziennie. Kobiety
w rolniczej Azji i Afryce przechodzą wiele godzin dziennie by zaopatrzyć
rodzinę w wodę, zaś zdobycie opału potrzebnego do gotowania posiłków wymaga
wielomilowych pieszych poszukiwań. Biedni widzą możliwości tam, gdzie wielu z
nas nie dostrzega już nic. Sami kopią systemy nawadniające, a gdy brakuje im
narzędzi, posługują się kijami lub gołymi rękami. Gdyby ubodzy byli
rzeczywiście bierni, niewielu z nich by przeżyło.
W całym Trzecim Świecie ludzie znajdujący się na
najniższym szczeblu drabiny społecznej zaczęli zdawać sobie sprawę ze swoich
niewykorzystanych możliwości działania. Już teraz widoczne są skutki ich dążeń
do poprawy warunków własnego życia. To zrozumiałe, że chcą sobie pomóc. Równie
oczywiste jest i to, że musimy im pomagać w każdej wymagającej tego sytuacji.
W r. 1976 na terenie Meksyku grupa ubogich ludzi
zawładnęła ziemią, obiecywaną im przez rząd od dawna. Nie mieli narzędzi,
domów, nie posiadali niczego. W 10 lat później ilość uzyskanych przez nich
zbiorów dorównywała plonom sąsiadujących z nimi obszarników. Uniezależnieni od
rządu rozwinęli swój własny marketing, system kredytowy i ubezpieczeniowy.
Na Filipinach, we wczesnych latach osiemdziesiątych,
pracownicy plantacji bananów, którzy pracowali od 12 do 14 godzin dziennie,
spotykali się potajemnie - z narażeniem utraty pracy i życia - by założyć
własne związki zawodowe.
Ceny otrzymywane za zbiory są równie ważne jak i
posiadana ziemia. Na początku lat osiemdziesiątych w Senegalu robotnicy rolni
organizowali demonstracje, żądając wyższych cen za orzeszki ziemne, ich
podstawowy artykuł rolny. Przerażony ich solidarnym działaniem rząd podniósł
ceny wypłacane rolnikom o 50%.
Otrzymanie kredytu to kolejna trudność, z którą muszą
zmierzyć się ubodzy. W Indiach istnieje Forum Kobiet Pracujących, organizacja
zrzeszająca 36 tys. członkiń, przeważnie biednych i niewykształconych. Forum
zdołało uruchomić swój własny system kredytowy, nad którym sprawuje pieczę.
Kobiety, najczęściej drobne producentki żywności lub sukna, zagwarantowały
sobie pożyczki z banków narodowych. (Współczynnik spłaty długu przekracza 90%.)
Osiągnięty sukces pozwolił im na założenie własnego banku spółdzielczego i
zaspakajanie swoich podstawowych potrzeb, takich jak nauka zawodu, system
rentowy i opieka zdrowotna.
Jedynie biedni mogą dobrze znać przyczyny swojej
sytuacji socjalnej, wielu z nich rozumie zasady działania systemu
gospodarczego: wyzysk płacowy, system pożyczkowy, łapownictwo i dyskryminacja
cenowa. Jeśli wyzyskiwani nie powstają przeciw swoim wyzyskiwaczom, to nie ich
fatalne położenie jest tego przyczyną. Paraliżuje ich lęk przed władzami
lokalnymi, posiadaczami ziemi, policją, szwadronami śmierci lub rządem. Na
szczęście rośnie liczba ludzi, którzy zachęceni powodzeniem innych, organizują
się w związki oporu. Mieszkańcy krajów bogatych, uważając głodujących Trzeciego
Świata za ludzi biednych i zrozpaczonych, nie dowiedzą się niczego o ich
rzeczywistym życiu. Echa wydarzeń, które docierają do nas przepuszczone przez
filtr informacyjny, skłaniają do identyfikowania się z elitami klas rządzących,
a nie z ludźmi nam podobnymi. Ważne by nie dać zwieść się pozorom. Przywódcy
krajów Trzeciego Świata żyją we współczesnych domach, identycznych z naszymi,
noszą ubrania podobne do naszych, żyją tak jak my. Dzięki temu wielu z nas
uwierzy, że tak właśnie wyglądają i żyją typowi przedstawiciele Trzeciego
Świata. Faktycznie stanowią tylko drobny ułamek swojej społeczności. My, zwykli
ludzie, nie mamy nic albo niewiele wspólnego z nimi. Naszymi rzeczywistymi partnerami
w dialogu są biedacy, rodziny uprawiające drobne gospodarstwa rolne, zbieracze
kawy, zwyczajni mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy są naszymi rzeczywistymi
partnerami.
W związku z tym, że tak często karmi się nas
wypaczonymi faktami i ich fałszywą oceną, od nas zależy poszukiwanie
alternatywnych źródeł informacji na temat Trzeciego Świata. Przekażą nam pole
widzenia zwykłych ludzi, wspierając pozytywny obraz ubogich i ich walkę o
sprawiedliwość.
Nawet podkreślając działający skutecznie system kontroli
życia ubogich, uwydatniając ich zrozumiały z tego powodu strach, możemy łatwo
przeoczyć fakt, że w każdym kraju, w którym głodują ludzie, jak świat długi i
szeroki, już teraz toczy się walka. Zdesperowani głodem ludzie usiłują uzyskać
panowanie nad źródłami produkcji, które prawnie im się należą.
Podkreślając istnienie wszechwładnego systemu władzy
nad ubogimi i ich zrozumiałych obaw nie powinniśmy ignorować faktu, że
głodujący na całym świecie walczą z posiadaczami zasobów naturalnych, służących
do produkcji żywności. Tak jest w Meksyku, na Filipinach, w Południowej Afryce,
w Brazylii, Czadzie, w Stanach Zjednoczonych, w Salwadorze, Bangladeszu i
Tajlandii. Można by tak wymieniać bez końca. Ci którzy stawiają opór wyzyskowi
to prawdziwie ludzie, których wielu uważało za "zbyt udręczonych, by mogli
się zmienić". Na pełne wątpliwości pytanie niedowiarków "co wieśniacy
mogą zrobić?" odpowiada się podając przykład Wietnamu, Mozambiku, Gwinei
Bissau i Angoli. Państwa te, po latach intensywnej walki prowadzonej przez
organizacje rekrutujące się przeważnie z wieśniaków, odzyskały niepodległość.
Ich obywatele podejmują teraz energiczne działania, które zmierzają do
wykorzenienia głodu, a także do stworzenia rodzimego zaplecza żywnościowego.
Nie możemy również pominąć faktu, że począwszy od lat pięćdziesiątych ponad 40%
ludności krajów nierozwiniętych własnym wysiłkiem uwolniło się od widma głodu.
KTO ZA TO WSZYSTKO ODPOWIADA?
Około 1,3 miliarda ludzi na świecie żyje za mniej niż 1 dolara dziennie, połowa ludności świata
(ok. 3 miliardów) żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. Produkt Krajowy Brutto
48 najbiedniejszych krajów świata (czyli prawie 1 ludności świata) jest
mniejszy niż łączny majątek trzech najbogatszych ludzi na świecie. Aby pokryć
niezaspokojone potrzeby świata w zakresie higieny i żywności, wystarczy 13
miliardów dolarów - tyle, ile ludzie w USA i Unii Europejskiej wydają co roku
na perfumy. Jedna Europejka wydaje
miesięcznie na same kosmetyki tyle co afrykańska kobieta na utrzymanie całej
swojej rodziny przez rok. Ziemia - planeta pełna dysharmonii, ludzi chorych
z przejedzenia obok tych, którzy umierają z głodu.
Biały
człowiek zniszczył Afrykę, splądrował ją i ograbił, a co więcej czyni to nadal. Na ogromną skalę wycina się lasy
pod pastwiska, zatruwa wody, gleby i powietrze. Jednym z najpoważniejszych
skutków tej destrukcyjnej działalności jest tzw. efekt cieplarniany, który może
doprowadzić w końcu do uniemożliwienia dalszego funkcjonowania życia na Ziemi.
Największy winny, czyli USA w dalszym ciągu nie poczuwa się jednak do
odpowiedzialności. Obecnie duża część Afryki w dalszym ciągu jest własnością
wielkich zachodnich korporacji i leży odłogiem, lub nie jest wykorzystywana do
produkcji żywności, ale do produkcji luksusowych używek, takich jak kawa,
herbata czy tytoń, które sprzedawane są krajom bogatym. Bywa i tak, że biedni
są pozbawiani swych poletek, na których hodowali żywność na swoje codzienne
potrzeby, aby mogły powstać wielkoobszarowe gospodarstwa, produkujące na
eksport, abyśmy my mogli kupić dużo i tanio i nie ważne w jaki sposób.
Generalnie kraje Trzeciego Świata produkują dużo żywności z przeznaczeniem na
eksport do Europy i Ameryki. Przyczyna jest prosta - w Trzecim Świecie opłaca
się produkować (tania siła robocza, duże obszary itd.), lecz nie opłaca się
sprzedawać na miejscu. Lepiej zatem tanią żywność sprzedać drożej na zachodzie,
aniżeli wykarmić nią głodnych. Dla przykładu Francja jest głównym importerem
produktów, w tym żywności, z Nigru – kraju, który kiedyś podbiła i skolonizowała.
W chwili obecnej rolę kolonizatorów przejęły ogromne korporacje, które okradają
biedne kraje Trzeciego Świata i łamią prawa ich lokalnych mieszkańców.
Zajadając ze smakiem np. orzeszki ziemne, z pewnością nawet nie mamy
świadomości faktu, że przybyły one do nas aż z odległego kraju, w którym śmierć
głodowa jest zjawiskiem powszechnym. Zjadamy żywność, która tak naprawdę należy
do kogoś innego i nieświadomie przyczyniamy się do czyjegoś cierpienia i
śmierci.
To nie
brak żywności, ale nieracjonalna gospodarka żywnością oraz nieekonomiczna dieta
mięsna są głównymi powodami głodu i niedożywienia. Prawda jest taka, że w krajach,
których mieszkańcy umierają z głodu, uprawia się zboża, które są następnie
eksportowane i przerabiane na paszę dla zwierząt hodowlanych krajów zachodnich.
Etiopia dotknięta klęską głodu w 1984, uprawiała w tym czasie zboża z
przeznaczeniem dla europejskich zwierząt hodowlanych, podczas gdy jej ludność
umierała z głodu. Także w tym czasie Etiopia kupowała broń od Związku Radzieckiego
za kwotę 2 mln $, nie mówiąc o 22% budżecie tego kraju przeznaczonego na
utrzymanie wojska. Stany Zjednoczone zaopatrywały natomiast w broń sąsiednią
Somalię, z którą Etiopia prowadziła wojny. Po raz kolejny biały władca świata
dolał oliwy do ognia i skorzystał z okazji, że tam gdzie dwóch się bije tam
trzeci korzysta. Podobna sytuacja jest w Ameryce Południowej, zwłaszcza w
pełnej konfliktów zbrojnych i nędzy Kolumbii.
Wstrząsające
jest to, iż 80 procent głodujących na świecie dzieci żyje w krajach, gdzie
istnieje nadwyżka produkowanej żywności, produkowanej niestety dla zwierząt, które zostaną
zjedzone przez zaledwie 480 milionów ludzi z krajów bogatych.
Do takiego stanu rzeczy przyczynia
się przede wszystkim niewyobrażalne marnotrawstwo pokarmu roślinnego, z którego
"produkuje się" mięso.
Aby
otrzymać 1kg mięsa, hodowane zwierzę musi zjeść prawie 10 kg paszy lub innego
pokarmu roślinnego. Stąd blisko 90% upraw na świecie (w tym obszary pastwisk)
przeznaczonych jest na produkcję pokarmu dla zwierząt!
Amerykańskie
krowy każdego roku zjadają ilość pokarmu, którą można byłoby wyżywić wszystkich
mieszkańców Indii oraz Chin (razem 2mld), czyli 1/3 ludzkości!
Nie wspominając już o tym, że suma wytworzonego przez nie CO2
(oddychanie, odchody) stanowi 1/3 całego zanieczyszczenia na świecie. Dlaczego
o tym się nie mówi? Bo jest to niewygodna prawda w szczególności dla państw, u
których na każdym rogu kryją się budki z fast foodem.
Tylko w USA pieniądze z państwa przeznaczone na walkę z otyłością w kraju
przekraczają dwukrotnie kwotę, która wystarczyła by na utrzymanie wszystkich
głodujących na ziemi.
Dieta
mieszkańców krajów rozwiniętych jest bogata w białko i tłuszcze zwierzęce a
ponad 50% zapotrzebowania na białko i tłuszcze pochodzi z mięsa, mleka i jaj. W
krajach rozwijających się spożycie produktów pochodzenia zwierzęcego jest
znacznie niższe, stanowią one jedynie 14% całego spożycia białka i tłuszczów. W
krajach rozwiniętych wysokie jest nie tylko spożycie białek i tłuszczy, spożywa
się w nich pięć razy więcej zboża niż w krajach rozwijających się. Większość
tego zboża zużywana jest do karmienia trzody i dopiero po
"przetworzeniu" trafia na stoły w postaci mięsa. Ocenia się, że z 4 kg
zboża podanego w postaci paszy ludzie odzyskują jedynie 0,5 kg mięsa, a w 4 kg
zboża jest dziesięć razy więcej kcal i cztery razy więcej białka niż w 0,5 kg
wołowiny. Żywność jest często eksportowana z krajów ubogich dla zdobycia
pieniędzy, np. na pokrycie kosztów zadłużenia, które sprawia, że kraje te są
zależne gospodarczo od krajów bogatych. Potrzeba
około 12 hektarów ziemi, by wyżywić jedną osobę w ciągu roku mięsem, podczas
gdy 1 hektar wyżywi jedną osobę produktami zbożowymi. Wszystkie te dane
jednoznacznie przemawiają za
wegetarianizmem, diety która w najwyższym stopniu może się przyczynić do
rozwiązania problemu głodu na świecie. Oczywiście nie namawiam tu nikogo by
stał się wegetarianinem bo białko zwierzęce też jest naszemu organizmowi
potrzebne, ale o ograniczenie spożywania potraw mięsnych a w szczególności do
omijania wszelkich sieci „restauracji” Fast Foodowych takich jak najwięksi:
McDonald's,
Burger King, KFC, Subway, AmRest Holdings, CiCi's Pizza,
Da Grasso,
Domino's
Pizza,Dunkin' Donuts, Five Guys,
Freshpoint,
Kentucky
Fried Chicken, Kochlöffel,
Little
Caesars, Mr Hamburger,
North Fish,
Pizza Hut,
Pizza Pizza, Telepizza,
Tim Hortons, Wendy's,
Wimpy
i Taco Bell.
I nie od dziś wiadomo, że nadmierne
wprowadzenie diety mięsnej prowadzi do licznych chorób takich jak:
- otyłość,
- zawał,
- udar,
- miażdżyca,
- zatory,
- choroby wątroby,
- choroby nowotworowe,
- itd.
GŁÓD I NIESPRAWIEDLIWOŚĆ
Robi się
naprawdę smutno czytając statystyki dotyczące marnotrawienia jedzenia, a jest
nią mniej więcej jedna trzecia żywności (1,3 miliarda ton) produkowanej w
celach spożywczych która ląduje w koszu – głosi raport Organizacji Narodów
Zjednoczonych ds. Żywienia i Rolnictwa (FAO). Jak się okazuje jest to nie lada
problem, bo część z tych produktów to wciąż pełnowartościowa żywność.
Z ogłoszonego w środę 11 maja 2011roku w Rzymie raportu sporządzonego na zlecenie FAO przez szwedzki Instytut ds. Żywności i Biotechnologii wynika, że w krajach najbogatszych marnuje się co roku 670 milionów ton jedzenia; w państwach rozwijających się wyrzuca się niemal tyle samo - 630 milionów ton.
Z ogłoszonego w środę 11 maja 2011roku w Rzymie raportu sporządzonego na zlecenie FAO przez szwedzki Instytut ds. Żywności i Biotechnologii wynika, że w krajach najbogatszych marnuje się co roku 670 milionów ton jedzenia; w państwach rozwijających się wyrzuca się niemal tyle samo - 630 milionów ton.
Każdego roku konsumenci w bogatych
krajach marnują tyle jedzenia (około 222 mln ton), ile wynosi cała produkcja netto
żywności w Afryce subsaharysjkiej (230 mln ton). Z danych FAO wynika także, że
marnowana co roku żywność stanowi połowę światowych plonów zbóż (2,3
mld ton w 2009/2010).
Raport pokazuje, że najgorzej jest w przypadku krajów najbardziej rozwiniętych. Dla porównania mieszkaniec Europy i Ameryki Północnej marnuje rocznie 95 - 115 kg produktów, gdy w Afryce subsaharyjskiej wynosi to tylko 6-11 kg na osobę.
W sprawozdaniu przedstawiono również definicje rozróżniające utratę żywności i marnotrawstwo. To pierwsze występuje głównie w krajach najbiedniejszych, gdzie brakuje odpowiedniej infrastruktury. Z kolei marnotrawstwo jest domeną krajów rozwiniętych.
Co najczęściej się marnuje? Najwięcej wyrzucamy produktów, które szybko się psują oraz są najczęściej spożywane – są to głównie warzywa i owoce, a także chleb, nabiał i mięso.
Wyrzucamy, bo kupujemy za dużo!
Kupujemy za dużo, a potem nie wiemy, co z tym zrobić. Według twórców raportu za taki stan rzeczy często odpowiedzialne są reklamy, która mają zwabić konsumentów – „kup trzy, zapłać za dwa”, oraz serwowanie jedzenia w formie otwartego bufetu – płacisz za osobę i jesz tyle ile chcesz. Jednak konsumenci nie są bez winy. Zbyt duże zakupy i nieracjonalne gospodarowanie produktami sprawiają, że jedzenie trafia do śmietnika. Kolejne powody to zakup produktu złej jakości, przegapienie terminu do spożycia, oraz złe przechowywanie. Kto najczęściej przesadza? Najwięcej kupują ludzie młodzi, mieszkający w dużych miastach, którzy dobrze zarabiają. Wniosek? Im ktoś ma wyższe dochody i lepsze warunki materialne, tym więcej jedzenia marnuje.
Twórcy raportu zwracają uwagę na fakt, że ludzie nie są świadomi konsekwencji marnowania żywności. Dlatego potrzebne są akcje społeczne, która nauczą nas racjonalnego gospodarowania zasobami.
Jak to wygląda w Polsce?
Niestety nadganiamy światową czołówkę w marnowaniu jedzenia. Jak podaje Federacja Polskich Banków Żywności w naszym kraju 30% konsumentów przyznaje się do marnowania żywności, co stanowi około 4 mln ton jedzenia rocznie.
Federacja Polskich Banków Żywności zwraca uwagę na dysproporcje w dystrybucji żywności oraz jej niepotrzebna utylizacja sprawiają, że jedni pozwalają sobie na wyrzucanie jedzenia, gdy drudzy nie mają do niej odpowiedniego dostępu. W Polsce ponad 2 mln osób żyje w skrajnym ubóstwie, jednocześnie aż 40%. społeczeństwa nie może sobie pozwolić na pełnowartościowy posiłek. Według danych ONZ na świecie z głodu cierpi 925 mln ludzi, a co 6 sekund z powodu niedożywienia umiera dziecko. Może warto o tym pomyśleć, kiedy będziemy wyrzucać do kosza kolejny bochenek chleba lub kawałek szynki.
Raport pokazuje, że najgorzej jest w przypadku krajów najbardziej rozwiniętych. Dla porównania mieszkaniec Europy i Ameryki Północnej marnuje rocznie 95 - 115 kg produktów, gdy w Afryce subsaharyjskiej wynosi to tylko 6-11 kg na osobę.
W sprawozdaniu przedstawiono również definicje rozróżniające utratę żywności i marnotrawstwo. To pierwsze występuje głównie w krajach najbiedniejszych, gdzie brakuje odpowiedniej infrastruktury. Z kolei marnotrawstwo jest domeną krajów rozwiniętych.
Co najczęściej się marnuje? Najwięcej wyrzucamy produktów, które szybko się psują oraz są najczęściej spożywane – są to głównie warzywa i owoce, a także chleb, nabiał i mięso.
Wyrzucamy, bo kupujemy za dużo!
Kupujemy za dużo, a potem nie wiemy, co z tym zrobić. Według twórców raportu za taki stan rzeczy często odpowiedzialne są reklamy, która mają zwabić konsumentów – „kup trzy, zapłać za dwa”, oraz serwowanie jedzenia w formie otwartego bufetu – płacisz za osobę i jesz tyle ile chcesz. Jednak konsumenci nie są bez winy. Zbyt duże zakupy i nieracjonalne gospodarowanie produktami sprawiają, że jedzenie trafia do śmietnika. Kolejne powody to zakup produktu złej jakości, przegapienie terminu do spożycia, oraz złe przechowywanie. Kto najczęściej przesadza? Najwięcej kupują ludzie młodzi, mieszkający w dużych miastach, którzy dobrze zarabiają. Wniosek? Im ktoś ma wyższe dochody i lepsze warunki materialne, tym więcej jedzenia marnuje.
Twórcy raportu zwracają uwagę na fakt, że ludzie nie są świadomi konsekwencji marnowania żywności. Dlatego potrzebne są akcje społeczne, która nauczą nas racjonalnego gospodarowania zasobami.
Jak to wygląda w Polsce?
Niestety nadganiamy światową czołówkę w marnowaniu jedzenia. Jak podaje Federacja Polskich Banków Żywności w naszym kraju 30% konsumentów przyznaje się do marnowania żywności, co stanowi około 4 mln ton jedzenia rocznie.
Federacja Polskich Banków Żywności zwraca uwagę na dysproporcje w dystrybucji żywności oraz jej niepotrzebna utylizacja sprawiają, że jedni pozwalają sobie na wyrzucanie jedzenia, gdy drudzy nie mają do niej odpowiedniego dostępu. W Polsce ponad 2 mln osób żyje w skrajnym ubóstwie, jednocześnie aż 40%. społeczeństwa nie może sobie pozwolić na pełnowartościowy posiłek. Według danych ONZ na świecie z głodu cierpi 925 mln ludzi, a co 6 sekund z powodu niedożywienia umiera dziecko. Może warto o tym pomyśleć, kiedy będziemy wyrzucać do kosza kolejny bochenek chleba lub kawałek szynki.
JAK POŁOŻYĆ KRES GLOBALNEMU GŁODOWI?
Niestety, aby to uczynić musimy
przewartościować całe nasze dotychczasowe życie. Nie da się siedzieć na gałęzi
jednocześnie ją ścinając - takie postępowanie i tak zakończy się upadkiem.
Podobnie nie da się trwać w dotychczasowym konsumpcyjnym modelu życia, a
jednocześnie domagać się rozwiązania problemów takich jak głód czy
niesprawiedliwość. Nie da się okradać ludzi z wszystkiego co mają a tym samym
domagać się, aby mogli godnie żyć.
NIECH
TRZECI ŚWIAT NIE BĘDZIE EFEKTEM UBOCZNYM NASZEJ CYWILIZACJI
I naszego konsumpcyjnego modelu życia jest alarmem, że
pora zmienić dotychczasowe struktury rządzące światem. Bieda na świecie wzrasta
- odbierzmy władzę tym, którzy do niej doprowadzają. Chyba, że Tobie taka
sytuacja jest na rękę, a głodni ludzie wydają Ci się czymś zupełnie normalnym.
Uważam, że każdy człowiek żyjący na TEJ ziemi niezależnie od wyznawanej
wiary, pochodzenia, wieku czy zamożności powinien zdawać sobie z tego sprawę,
że nie żyje sam. Nie da się każdemu dogodzić, ale są pewne rzeczy które
przeszkadzają lub pomagają w codziennym życiu. Aby zmniejszyć głód należałoby
zacząć zmianę od samego siebie.
- Szanowanie i niemarnotrawienie jedzenia
- Omijanie sieci FastFood
- Wprowadzenie do diety warzyw i owoców (ograniczenie
mięsa)
- Oszczędzanie wody, prądu, gazu, paliwa…
- Kupować tylko rzeczy, które są nam potrzebne a nie
takie, które „przydadzą się”
- Segregować śmieci
- Dbać o naszą planetę, tak jak dbamy o samych siebie
- Wspierać instytucje charytatywne np. Polskie (
Polski Czerwony Krzyż, Caritas, Banki Żywności, Akcja Pajacyk…itd.),
które naprawdę docierają do potrzebujących.
- Dzielić się z innymi pomocą (kiedyś my możemy być w
sytuacji, że będziemy jej potrzebować)
- Nie być biernym i nie oceniać - często nie mamy
racji i myślimy błędnie
- Nie zaśmiecać planety
- Szanować to co się ma i dbać o to (nie kupować
ciągle nowych rzeczy bo stare się popsuły)
- Nie zaopatrywać się w produkty bardzo słabej jakości
(Chińskie Markety), które szybko się psują i stają się zwykłymi śmieciami.
Dodatkowo materiały, z których są wykonane przedmioty często są toksyczne a
produkcja bardzo zanieczyszcza środowisko naturalne.
- Nie być
obojętnym na zło, które nas otacza. Zwracać uwagę innym, gdy robią coś źle.
Często człowiek po prostu nie jest świadomy tego, że popełnia jakiś błąd.
…itd
Sposobów na poprawę życia wszystkich ludzi, a w
szczególności dzieci, które to nie są niczemu winne i przede wszystkim
ograniczenie głodu na ziemi - jest naprawdę dużo i nie sposób ich wszystkich
wymienić. Należy natomiast zdać sobie sprawę z tego, że problem ten jest
naprawdę poważny i nie należy go bagatelizować. W niedalekiej przyszłości może
stać się bowiem głównym powodem konfliktów zbrojnych na skalę światową.
Bądźmy zatem ludźmi odpowiedzialnymi
i podejmijmy wspólnie kroki, by każdy kolejny dzień dla całego świata był
lepszy.
Czy przeczytałeś dokładnie wszystko, co napisałem? Właśnie
w tym czasie zginęły z głodu kolejne osoby, kolejne dzieci. Co zamierzasz z tym
zrobić…?
Tekst nie zawsze oddaje wszystko tak jakby autor tego
chciał, dlatego proszę do tego artykułu obejrzeć slajdy z muzyką dostępne pod
tym linkiem:
http://www.youtube.com/watch?v=a3BfAlDkoxE
Opracował Karol Stawicki
Znalazłem w sieci taki wiersz, ale nie było podpisu
autora.
Zabrali nam ryby
a zostawili ości
zabrali naszą miedź
a zostawili skały
Zabrali nasze owoce, zabrali nasz olej
Zabrali nam tłuszcz
Złupili naszą ziemię
Kazali uprawiać kawę
Zamiast kukurydzy
Nasze dzieci głodowały
Będąc jeszcze w brzuchach matek
Odebrali nam bydło, odebrali nasze mięso
Nie zostawili naszym ludziom niczego do jedzenia
Pobudowali drogi i porty
By szybciej nas ograbić.
A teraz mówią nam
Wystarczy was dwoje
Aby ochronić swój świat
Przed ekologiczną zagładą.
Bibliografia:
-http://andken.blog.onet.pl
-http://srodowisko.ekologia.pl
-http://150.254.215.205/pz
-http://glod-na-ziemi.blogspot.com/
-http://walczymy.blog.onet.pl
-http://amitaba.republika.pl
-http://www.zb.eco.pl
-http://klub.arwen.pl
-http://pl.wikipedia.org
-http://www.wos.org.pl/