Nakarmić świat

NAKARMIĆ ŚWIAT
"Kiedyś będę tak bogaty, że będę jadł codziennie".
9 czerwca 2013 roku mieliśmy zaszczyt gościć w nasze parafii znanego na całym świecie
ks. Johna Bashobore. Spotkanie to było bardzo wyczekiwane przez wielu parafian, którzy bardzo licznie przyszli tego dnia by się pomodlić. Jako, że ks. John pochodzi z Afryki a dokładnie z Ugandy i otwarcie mówi o sytuacji tamtejszej ludności, która jak wiemy jest bardzo trudna, natchnęło mnie to do napisania prawdy o głodzie.
Jeśli siedzisz sobie wygodnie czytając właśnie ten artykuł i nie wiesz, czym jest GŁÓD, jesteś typowym przedstawicielem Zachodniej Cywilizacji…
Tymczasem świat umiera z głodu, jak wynika z najnowszego raportu przygotowanego przez specjalistów ONZ-owskiej agencji ds. żywności FAO. Na świecie głoduje już ponad miliard ludzi, czyli co szósty człowiek nie ma co jeść i umiera z głodu.
Jakoś niezbyt często ten temat jest poruszany w mediach, a przecież nie jest nowy. Ale jak się temu dziwić skoro media kreują tak świat jak jest im wygodniej. Zatajają prawdę przed nami lub celowo nas oszukują by pokazać tylko to, w co chcą abyśmy uwierzyli. Człowiek jako istota niedoskonała wierzy w to, co widzi, słyszy, czuje…, ale problem pojawia się wtedy, kiedy trzeba wszystkie informacje przesiewać przez sita prawdy. Dlatego postanowiłem pokazać prawdę i chociaż w minimalny sposób przybliżyć sytuację, która dotyka naszych braci i siostry głównie z innych kontynentów, ale nie jest powiedziane, że i nas kiedyś taki los nie spotka. Głód i konsumpcjonizm to dwa stany, które zawsze idą ze sobą w parze. W tym temacie natomiast chciałbym skupić się głównie na problemie głodu na kontynencie afrykańskim. Dlaczego właśnie o nim?
Bo jeszcze do niedawna trwałem w błędzie źle postrzegając wizję głodu na Czarnym Kontynencie zapewne tak jak i Ty drogi czytelniku .

Jeśli kiedykolwiek mamy naprawdę pomóc Trzeciemu Światu, musimy ukierunkować swój gniew, współczucie i chęć pomocy, aby odejść od krótkoterminowych rozwiązań takich jak dobroczynność i poświęcić swoją energię na rzecz walki o bardziej złożone, długoterminowe rozwiązania polityczne.
Za zubożenie Trzeciego Świata odpowiedzialność ponoszą państwa Zachodu. Bez względu na to, czy nam się to podoba czy nie, wszyscy z tej sytuacji czerpiemy korzyści. Ich naturalne bogactwa zostały przetrzebione, podczas gdy oni sami nie otrzymali w zamian nic, lub jedynie część pieniężnej wartości. Pracę ich kradziono najpierw dzięki niewolnictwu, w tej chwili zaś dzięki wypłacaniu im niskich zarobków za uzyskiwanie wszystkich plonów, z których korzystamy. Kradniemy ich ziemię, aby paść na niej bydło będące źródłem mięsa, podczas gdy mogliby oni go używać do wyprodukowania własnej żywności. Część ich utrzymania może zależeć od Zachodu, lecz to my zależymy od nich w znacznie większym stopniu w kwestii taniego importu oraz surowców. Rządy oraz banki podkreślają, ile pieniędzy jest im winien Trzeci Świat, lecz my jesteśmy im winni więcej niż kiedykolwiek będziemy w stanie zwrócić.
Nie ma tu łatwych rozwiązań, zmian nie da się dokonać z dnia na dzień. Aby spróbować stworzyć sprawiedliwszy świat, będziemy musieli ponieść pewne poświęcenia we własnym życiu, jest to problem globalny, kryzys, który świat musi pokonać.
Patrząc na Trzeci Świat i jego problemy nie powinniśmy zapominać o milionach bezdomnych biedaków, którzy śpią na ulicach wielkich miast w najbogatszych krajach świata, co jest wyraźnym dowodem na to, że naszemu światu potrzebny jest nowy kierunek rozwoju, nowy sposób utrzymania ciężaru jego populacji.


TO NIE FIKCJA, TO REALIZM
Według FAO stan głodu na świecie utrzymuje się od wielu lat, a liczba głodnych utrzymywała się przez ostatnie kilka lat w granicach 850 milionów ludzi. Aktualnie wynosi ona już ponad miliard.
Około siedemnaście tysięcy dzieci codziennie umiera z głodu bądź wskutek niedożywienia, a 850 milionów ludzi idzie spać z pustym żołądkiem - alarmuje Organizacja Narodów Zjednoczonych. (PAP, luty 2008)
 Fatalne połączenie kryzysu gospodarczego z uparcie wysokimi cenami żywności wepchnęło kolejne 100 mln ludzi do grupy cierpiących na chroniczny głód i biedę - powiedział Jacques Diouf dyrektor generalny FAO. - Podczas gdy w latach 80 i w pierwszej połowie lat 90 problem głodu malał, w ciągu ostatniej dekady powolnie, ale stale rósł - dodał.
963 miliony ludzi głoduje na świecie - ogłosiła w najnowszym raporcie Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), mająca siedzibę w Rzymie. (PAP, PU, grudzień 2008)
Co pięć sekund na świecie z głodu umiera jedno dziecko. Prawie 20 tysięcy dziennie. Co dwie sekundy umiera z głodu człowiek. Ponad 40 tyś ludzkich istnień dziennie. A liczba głodujących na świecie wzrosła o 40 milionów w ciągu ostatniego roku - głosi najnowszy raport ONZ ("Rzeczpospolita", PKo, grudzień 2010)
Tegoroczny rekord został spowodowany światowym sztucznym kryzysem, który po raz kolejny został napędzony przez media, co spowodowało wzrost cen żywności i innych produktów pierwszej potrzeby, choć zapewne nie tylko. Jedną z ważniejszych przyczyn głodu na świecie jest zła gospodarka zasobami żywności i nasze przyzwyczajenia żywieniowe głównie mięsne obżarstwo i wszechogarniająca konsumpcja, i pogoń za dobrem materialnym.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) ilość pokarmu roślinnego na świecie (w 90% jest konsumowane przez zwierzęta) wystarczyłaby na wyżywienie 17mld ludzi. Niezależne dane organizacji ekologicznych wskazują nawet na liczbę 27 mld...
W krajach obecnego tzw. Trzeciego Świata przed epoką kolonializmu nie było znane pojęcie głodu, takie, jak obecnie. Głód zdarzał się okresowo w wyniku dłuższej suszy, ale było to zjawisko naturalne i zazwyczaj lokalne. Tymczasem obecnie jedną z następnych przyczyn głodu jest brak ziemi. Nie brak ziemi, jako takiej, bo tak naprawdę zasoby ziemi mogą wykarmić dwa razy tylu ludzi, co obecnie, ale chodzi tu raczej o zagrabienie większości dobrej ziemi przez nielicznych mieszkańców.
Ziemia - równoważnik bogactwa w krajach Trzeciego Świata - znajduje się w rękach kilku zaledwie osób. W całej Ameryce Południowej w rękach 17% właścicieli ziemskich znajduje się 90% gruntów. W Azji 1/5 obszarników dysponuje 3/5 obszaru ziemi uprawnej. Nierówny podział gruntów w Ameryce Łacińskiej sprawia, że 1/3 ludności wiejskiej uprawia 1% pól. W Afryce 3/4 ludzi ma dostęp do mniej niż 4% ziemi. Badania Banku Światowego, przeprowadzone w 22 krajach, wykazały, że 1/3 czynnej ludności rolniczej nie posiada ziemi w ogóle.
W przypadku Afryki jest podobnie. Większa jej część należy do wielkich zachodnich korporacji i leży odłogiem, lub nie jest wykorzystywana do produkcji żywności, ale do produkcji luksusowych używek, takich jak kawa, herbata czy tytoń, które sprzedawane są krajom bogatym. Bywa i tak, że biedni są pozbawiani swych poletek, na których hodowali żywność na swoje codzienne potrzeby, aby mogły powstać wielkoobszarowe gospodarstwa, produkujące na eksport, abyśmy my mogli kupić dużo i tanio i nie ważne w jaki sposób. Generalnie kraje Trzeciego Świata produkują dużo żywności z przeznaczeniem na eksport do Europy i Ameryki.
Można byłoby się pokusić zatem o stwierdzenie że kraje Trzeciego Świata „żywią” nas poświęcając siebie nie dostając w zamian nic.
Na świecie istnieje mniej więcej 450 milionów niewielkich gospodarstw rolnych (czyli takich, których obszar przeznaczony na uprawy nie przekracza dwóch hektarów). W tych gospodarstwach mieszka łącznie około dwa miliardy osób. To jedna trzecia ludzkości, w tym połowa głodnych ludzi na świecie. Jeśli chcemy rozwiązać problem biedy i głodu, musimy pomóc tym drobnym rolnikom – taka jest teza raportu przygotowanego przez Fairtrade Foundation w Wielkiej Brytanii.

Raport omawia Harriet Lamb – szefowa Fairtrade Foundation.
Czy owe przykładowe działania naprawdę są dobre? Nie wiem, w końcu drobni producenci kawy będą musieli kupować zagraniczną żywność... Może właśnie o to chodzi, o jeszcze większe uzależnienie krajów trzeciego świata od handlu światowego.
JAK POMOC "HUMANITARNA" NISZCZY GOSPODARKĘ AFRYKI
Teoretycznie, czysta pomoc humanitarna powinna być bezwarunkowa, a tymczasem w dużej części jest efektem nadprodukcji żywności w USA.
W porze zbiorów, nagle na rynku pojawia się olbrzymia ilość zboża, każdy chce je sprzedać, normalnie doprowadziłoby to do spadku cen poniżej opłacalności produkcji. Wtedy to następuje państwowy skup interwencyjny. Państwo może skupić pewną ilość, reszta nie jest potrzebna i po prostu psuje rynek...
Stany Zjednoczone mają dwa wyjścia, co zrobić ze zbędną żywnością (zbożami):
- spalić nadwyżkę,
- wysłać do Afryki.
Z wielu przyczyn wysyłają ją do Afryki:
- można się pokazać jako dobroczyńca,
- to jest tańsze,
- ma większą akceptację społeczną
-Afryka nigdy się w ten sposób nie podniesie z kryzysu i nie będzie konkurentem, a niewolnikiem.
Już wyjaśniam, o co w tym wszystkim chodzi.
Załóżmy, że jakiś Afrykańczyk ma pole, zasiał tam pszenice, włożył w to pieniądze, pracę i czas, więc wiadomo, że za darmo nie rozda swojej pszenicy. Będzie chciał ją sprzedać na pobliskim targu... Ale nikt od niego tego nie kupi, bo na pobliskim lotnisku stoi samolot z USA i tam dzielni "wolontariusze" rozdają pszenicę za darmo. Tyle ile uniesiesz…
Wiec pracowity Afrykańczyk jest rok stratny, zboże mu zgniło, a pieniądze przepadły...
Proszę pamiętać, że to Afryka, tam nie ma silosów na trzymanie zebranego zboża przez długie lata. Tam się sieje, zbiera i zjada, a co zostanie (o ile taka sytuacja nastąpi) przeznacza się na paszę dla rolnych zwierząt lub przetwarza się na kompost pod nowe uprawy. NIC się nie marnuje.

Autorem tego przykładu jest Greg.
Na forum Prawda2.info znajdziecie ciekawą i dość kontrowersyjną pracę tego autora –
Działania pseudo-ekologiczne (tak naprawdę chodzi tu tylko o duże pieniądze) również przyczyniają się do pogłębiania nędzy najuboższych:
W udzielonym wywiadzie wyższy przedstawiciel Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) skrytykował działania państw wysoko uprzemysłowionych na rzecz zwiększania produkcji biopaliw, co pogarsza światowy bilans żywnościowy.
Można pokusić się o szokujące stwierdzenie, że przyczyną głodu na świecie jesteś TY i JA... Nasze komputery, samochody, kosmetyki, mięso na obiad; wszystko, czym się otaczamy w naszym codziennym życiu... Nie twierdzę, że trzeba z tego wszystkiego całkowicie zrezygnować, ale przydał by się pewien umiar w konsumpcji oraz zdecydowane, mądre działania państw bogatych. Trzeba tylko trochę dobrej woli i uczciwości w działaniach, które nie mogą być na pokaz i nie powinny służyć zarabianiu dużych pieniędzy. To, całe ONZ i jego agendy są chyba tylko po to, by uspokajać nasze sumienia, sądząc po ich efektach.
ONZ - Oni Nas Zabijają
Szczyt ONZ na temat bezpieczeństwa żywnościowego na świecie.
Padły tam takie słowa:
- Tymczasem skończenie z głodem na świecie to kwestia woli politycznej, gdyż społeczność międzynarodowa ma środki i możliwości osiągnięcia tego celu; znane są rozwiązania - Powiedział na styczniowym szczycie ONZ hiszpański minister spraw zagranicznych Miguel Angel Moratinos.
Zdaniem Moratinosa, w wypełnianiu celów Organizacji NZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) nakreślonych w ostatnich latach osiągnięto "nikły postęp". - Blisko miliard ludzi na świecie codziennie cierpi głód - powiedział.
Wiadomości WP.pl
Rozwiązanie problemu na pewno nie jest proste i możliwe dopiero wtedy, gdy ludzie odpowiedzialni za wszelaką pomoc najuboższym wysiądą ze swych drogich samochodów i zetkną się osobiście z ludźmi, którym mają pomagać. Gdy obywatele państw bogatych naprawdę zapoznają się z problemem i wzbudzą w sobie trochę współczucia i przestaną być obojętni na cierpienie innych. Temat niestety jest chowany pod dywan, media niewiele uwagi poświęcają temu problemowi, a my nawet nie potrafimy, lub nie chcemy sobie wyobrazić, co znaczą słowa że MILIARD ludzi głoduje( 1 000 000 000) lub inne, że DZIENNIE umiera z głodu 20 000 DZIECI. Co daje niewyobrażalną liczbę 7300000 małych istnień umierających z głodu w ciągu roku.
Wielcy tego świata coś tam wspominają, że np. należy zwiększać produkcję żywności (w domyśle przez wielkich plantatorów), ale czy naprawdę współczują głodnym jedząc obfity lunch w wykwintnej restauracji ?
Hillary Clinton dodała, że konieczne jest wszechstronne i skoordynowane podejście do tego problemu, mające na celu nie tylko zwiększenie produkcji żywności, ale i ustanowienie mechanizmów pomocy w zwalczaniu niedożywienia. (TVN24)
Co, do tych mechanizmów...
Agenda ONZ do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa zamiast pomagać, sama przejada pieniądze, a potem prowadzi strajk głodowy - pisze "Il Giornale". Tak włoski dziennik skomentował jednodniowy strajk głodowy szefa FAO Jacquesa Dioufa, w związku z rozpoczynającym się w poniedziałek rzymskim szczytem na temat walki z głodem na świecie.
Gazeta podkreśliła, że szef agendy ONZ, wskazując na statystykę - według której na świecie co sześć sekund z głodu lub z powodu związanej z nim choroby umiera dziecko - jednocześnie odsuwa uwagę od problemu, jakim jest samo FAO.
- Niewielu wie i bardzo mało się o tym mówi, że 2/3 budżetu FAO traci się na utrzymanie swej przerośniętej struktury, a tylko 1/3 przeznacza się na wzrost poziomu wyżywienia i produkcji rolniczej w krajach tzw.” Trzeciego Świata" – wytyka "Il Giornale".
- FAO, instytucja w pełni zasłużona, nieodzowna i sama z siebie niezastąpiona, w latach 2008-2009 miała do dyspozycji - dzięki składkom 191 krajów członkowskich - budżet w wysokości 930 mln dolarów (plus 800 mln prywatnych darowizn), z których tylko 248 mln, czyli 27 procent, przeznaczono bezpośrednio na sektor wyżywienia i rolnictwa. Resztę pochłania biurokracja.
Według gazety, z analizy budżetu wynika, że większość funduszy FAO idzie na różne programy "współpracy technicznej", informacji, wymiany wiadomości, dyrekcję i administrację. Następnie podano przykład: biuro dyrektora generalnego pochłania rocznie ponad 9 mln euro.
Nic nowego, pieniądze, na które nie trzeba zapracować, to najlepszy interes. Wystarczy spojrzeć na naszą Polskę, na ZUS-y i całą resztę urzędów i organizacji obracających NASZYMI pieniędzmi...
Ale wracając do tematu podam przykład pomocy humanitarnej dla Afganistanu, do którego szerokim strumieniem płyną pieniądze z całego świata. Niestety dwie trzecie z tych pieniędzy znika w przepastnych kieszeniach działaczy pseudohumanitarnych...
Pomoc humanitarna, jaka płynie do Afganistanu jest dramatycznie marnotrawiona. Takie wnioski płyną z raportu brytyjskiej organizacji Oxfam.

Opracowała ona specjalny dokument na podstawie danych zebranych od 94 agencji działających w Afganistanie. Wynika z niego, że spora część pieniędzy, która jest przeznaczona na pomoc dla tego kraju, w ogóle nie trafia do Afgańczyków.
Od czasu obalenia talibów na pomoc dla Afganistanu przeznaczono już ponad 30 miliardów dolarów. Ale według raportu Oxfam, efektywnie wydano zaledwie 8 i pół miliarda. Wszystko dlatego, że organizacje humanitarne "przejadają" część pieniędzy na swoje własne potrzeby. Doskonale widzą to sami Afgańczycy. Sprzedawca warzyw, Mohammad, mówi Polskiemu Radiu: "Oni dbają tylko o siebie i o swoje kieszenie. Mieszkają w bogatych domach, jeżdżą drogimi samochodami, ale nie interesują się biednymi ludźmi, takimi jak my, tutaj na ulicy".(Bankier.pl)
MITY GŁODU
PRZELUDNIENIE? ZBYT WIELE UST DO WYŻYWIENIA?
Jeśli przyczyną głodu jest zbyt wielka liczba ludzi na świecie, zmniejszenie gęstości zaludnienia mogłoby faktycznie wyeliminować ten problem. Ale aby jeden czynnik warunkował drugi, obydwa muszą konsekwentnie razem zachodzić. Gęstość zaludnienia i głód nie są skorelowane. Przykładowo Holandia ma 1,079 ludzi na milę kwadratową, Wielka Brytania 565, a oba kraje uwolniły się od chronicznego głodu i eksportują znaczne ilości jedzenia. Są kraje, w których tysiące ludzi umiera z głodu każdego roku z powodu braku żywności przy powierzchni ziemi uprawnej wystarczającej by wyżywić wszystkich. W Afryce, na południu Sahary, gdzie głód jest powszednim zjawiskiem, 2,5 akra (ok. 1 ha) ziemi uprawnej przypada na osobę. To więcej niż w USA, gdzie zresztą 6% ludności świata zjada więcej niż 25% zasobów świata, przewyższając w tym względzie Chińczyków. Wskutek tego 800 milionów ludzi otrzymuje ponad 2300 kalorii dziennie, a ludność Indii spożywa połowę tej dawki. Gęstość zaludnienia na subkontynencie wynosi 613 ludzi na milę kw., a większość z nich odczuwa dotkliwy głód.
Przyglądając się światu, widzi się jasno, że nie ma żadnej wzajemnej zależności pomiędzy gęstością zaludnienia a zjawiskiem głodu. Po Bangladeszu, gęsto zaludnionym i nękanym głodem, mamy Senegal lub Brazylię z jedynie 39 osobami na milę kwadratową. Pełnowartościowe źródła pokarmów współistnieją tam z uporczywym głodem. Nie jest to tylko kwestia liczb. Głodujące kraje nie zawsze zaliczają się do najbardziej przeludnionych lub do tych, w których spożywa się najwięcej. To państwa, w których biedni nie mają dostępu do ziemi, która urodziłaby im żywność, lub po prostu brakuje im pieniędzy na jej zakup.
Pierwszą rzeczą, z której trzeba zdać sobie sprawę, gdy próbuje się myśleć o związkach zaludnienia z żywnością, będzie fakt, że przyczyną głodu nie jest presja rosnącego zaludnienia. Zarówno głód, jak i gwałtowny przyrost naturalny, odzwierciedlają klęskę jakiegoś systemu polityczno-ekonomicznego.
Pomoc żywnościowa dla biednych - nawet organizowana w najlepszej wierze - nie może uniknąć oskarżenia o arogancję. Ojcowie niekoniecznie muszą wiedzieć wszystko najlepiej. To samo dotyczy ekskolonialnych mocarstw.

ZUŻYCIE ZBOŻA I WODY

Zwierzęta hodowlane zjadają ponad 1/3 światowych zbiorów zboża, a jednocześnie miliard ludzi cierpi głód. Zwierzęta na fermach rywalizują z nami o jedzenie. Wartość ich pokarmów ulega zniszczeniu, ziarno zamienia się w mięso, które ma niższe wartości odżywcze.
10 akrów ziemi (tyle co pięć boisk do piłki nożnej) utrzyma:
  • 61 ludzi uprawiających soję,
  • 24 ludzi uprawiających pszenicę,
  • 10 ludzi uprawiających kukurydzę,
  • 2 ludzi hodujących bydło.

1,3 miliarda ludzi nie ma dostępu do czystej wody, z drugiej strony do wyprodukowania jednego samochodu zużywa się 380 ton wody, kilograma bawełny - 50 ton wody a 1kg wołowiny - 100 ton wody!

A CO Z PRZYROSTEM NATURALNYM?

Nie ulega wątpliwości, że najgłodniejsi żyją w Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Środkowej. Tradycyjnie rodzi się tam najwięcej dzieci. Stan ten warunkowany jest podobieństwem sytuacji socjalnej. Przyczyna pozostaje zawsze ta sama. Klasy wyższe tych kontynentów nie chcą zapewnić bezpieczeństwa socjalnego większości swoich obywateli. Żyzna ziemia, praca, edukacja, opieka zdrowotna, a na starość emerytury, znajdują się poza zasięgiem przeważającej liczby ludzi.
Proroctwa na temat skutków wzrastającego zaludnienia świata to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Liczne raporty, studia i szokujące opowieści ustawicznie głoszą, że jest już zbyt wielu ludzi na Ziemi. Inni z kolei donoszą, że następuje stopniowe obniżenie liczby urodzeń na świecie nawet przy stale powiększającej się liczbie ludzi w wieku prokreacji. Istnieje także teoria, która sugeruje, że światowe zasoby mogłyby wyżywić od 40 do 50 mld mieszkańców naszej planety przy całkowitej diecie wegańskiej lub wegeteriańskiej. Wielu potrafi rozprawiać o tym stale i zapewne będzie to nadal robić. A przecież współczesne, nawet najbardziej wyszukane teorie na temat zaludnienia są jedynie przeniesieniem określonych trendów z przeszłości w teraźniejszość - sprawdzą się tylko wtedy, gdy niezmienne pozostaną przyczyny, które wywołały dotychczasowy wzrost liczby ludności.
Spośród niezliczonej ilości proroctw wynurza się jedna wiarygodna ocena, a mianowicie, że liczba mieszkańców Ziemi podwoi się w ciągu najbliższych trzydziestu lat (w 1983 r. wynosiła około 4 mld ludzi). I nic ani nikt nie jest w stanie zatrzymać ten proces. Najbardziej udane projekty planowania rodziny zapobiegną temu w niewielkim stopniu. Pozostaje nam tylko zabrać się do racjonalnego rozwiązania problemu wyżywienia współczesnego świata. Dyskusji na temat rosnącego zaludnienia nigdy nie łączy się bezpośrednio z socjalnymi projektami mającymi dać konkretne rozwiązania światowych problemów z żywnością. Gdyby było inaczej, może udałoby się znaleźć szansę dla przyszłych pokoleń, by zdołały wyżywić się same, wszyscy, co do jednego. A jeśli przypadkiem zmniejszy się liczba urodzeń, a wzrośnie produkcja żywności, zaś większość ludzi i tak nie będzie posiadała siły nabywczej na jej zakup, to głód i niedożywienie będą trwały nadal.

KONTROLA URODZEŃ

Zachodnie mass-media utrwaliły wiele przesądów i stereotypów na temat warunków życia ludności w krajach Trzeciego Świata. Jednym z najpoważniejszych jest sugestia, że wysoki przyrost naturalny jest bezpośrednią przyczyną głodu.
"Dlaczego mają więcej dzieci niż potrzebują lub mogą sobie na to pozwolić?" To pytanie stawiają zazwyczaj mieszkańcy rozwiniętych krajów Zachodu, gdy znajdą się wobec obrazu niedożywionych dzieci. W Europie i Ameryce Północnej bogaci i silni ujawniają wielkie zainteresowanie perswazją lub przymusem w stosunku do biednych z Trzeciego Świata, by ci stosowali kontrolę urodzeń. Fundusze przeznaczone na studia poświęcone regulacji narodzin porównywalne są z tymi, które poświęca się na poszukiwanie sprawiedliwych metod podziału żywności.
Prawda jest jedna - bez środków zabezpieczających ich przyszłość, ludzie mogą jedynie polegać na swoich rodzinach. Tak więc, kiedy wielu biednych rodziców ma dużo dzieci, mamy tu do czynienia z reakcją obronną na wzmagające się ubóstwo. Niemoc i bieda, a nie ignorancja, są przyczyną sprawczą wielodzietnych rodzin w krajach Trzeciego Świata. Ich własny punkt widzenia różni się od zachodniego. Dzieci są wartościowymi pracownikami, są dobrodziejstwem, a nie ciężarem. Przetrwanie w rolniczych krajach Trzeciego Świata często zależy od tego czy własne dzieci dostarczą dodatkowej żywności lub pieniędzy. Badania wykazują, że cztero- i pięcioletnie dzieci przynoszą wodę i pasą bydło, sześciolatki pracują w polu, a dzieci od 10. roku życia przynoszą więcej, niż zużywają.
Dzieci zapewniają bezpieczeństwo w podeszłym wieku. W 45. roku życia mieszkaniec kraju nierozwiniętego może być już stary, wyczerpany pracą fizyczną i niedożywieniem. Nie miałby niczego, gdyby nie opieka dzieci w czasie starości. Często zdaje sobie sprawę z niepewności tego dobrodziejstwa i dlatego postanawia mieć dużo dzieci, bowiem głód i brak opieki zdrowotnej uśmierci wielu potomków zanim dorosną.
Tak w skrócie wygląda myślenie osób z Trzeciego Świata.
Ludność krajów rozwijających się nie ma wpływu na władzę w państwie, w którym rozpoczęto proces uprzemysłowienia. Dla nich najczęściej jedynym rozwiązaniem pozostaje liczna rodzina.
„Potrzebujemy dzieci do pracy w polu. A także i w domu.
Poradzimy sobie jakoś, a gdy będą miały już po 11 lub 12 lat, zaczną przynosić rodzinie dochody.
Może jedno z nich dostanie pracę w mieście i będzie posyłało nam pieniądze.
Musimy mieć dzieci, by opiekowały się nami w chorobie albo kiedy będziemy już starzy.
Tyle dzieci umiera naokoło. Lepiej mieć ich pięcioro lub sześcioro, by choć niektóre z nich przeżyły.
Nie jestem pewna czy chcę mieć ich tak dużo, ale mój mąż nie akceptuje planowania rodziny. „


Kiedy uświadomimy sobie, że dzieci są ekonomiczną potrzebą ubogich, zrozumiemy, że ich liczba w biednych rodzinach nie przestanie rosnąć, szczególnie w społeczeństwie, które nie posiada systemu emerytalnego, ubezpieczeń socjalnych i zdrowotnych.
Zamiast mówić innym, jak mają żyć i na ile dzieci mogą sobie pozwolić, my - ludzie Zachodu - powinniśmy raczej poznać nasze własne motywy. To oczywiste, że ogarnął nas strach. Boimy się, że rosnąca liczba mieszkańców Trzeciego Świata zażąda od nas pewnego dnia tego, co jej się należy, a to mogłoby przecież obniżyć poziom naszego życia. Przeraża nas myśl, że napięcie towarzyszące wzrostowi zaludnienia doprowadzi w końcu do tego, że "było proszenie, będzie grabienie".

PRACA KOBIETY NIE KOŃCZY SIĘ NIGDY

Prawda ta nigdzie nie jest bardziej oczywista, niż w krajach Trzeciego Świata. Tam zazwyczaj oczekuje się od kobiety, aby rodziła i wychowywała dzieci, pracowała w polu (by wyżywić całą rodzinę), przynosiła wodę, pasła bydło i wykonywała wiele innych obowiązków. Pomimo stwierdzonego zubożenia większości rodzin rolniczych, problem ich wielkości rozwiązuje się prostym stwierdzeniem: "im więcej tym lepiej". U licznych matek, najczęściej niedożywionych, obawa przed koleją ciążą i dzieckiem bierze górę nad przyszłym zyskiem z dodatkowego robotnika w rodzinie. Wszakże wiele kobiet nie ma wpływu na decyzję o zajściu w ciążę, pozbawiane są one wolności osobistej. Na przykład obyczaj panujący w Bangladeszu nie pozwala tamtejszym kobietom rozmawiać ze swoimi mężami o współżyciu seksualnym lub o zapobieganiu ciąży. Kobiety z kasty Hindu muszą za wszelką cenę rodzić synów, wskutek tego wydają na świat 10-15 dzieci (z czego córki są ogólnie traktowane jako mniej wartościowe lub po prostu zabijane). Wywiady przeprowadzone z kobietami z rolniczych obszarów Tunezji, Sudanu, Kenii, Sri Lanki, Meksyku czy Egiptu ujawniły, że nie ma tam kobiet, które należałoby przekonywać do posiadania mniejszej ilości dzieci. W każdej z tych sześciu różnych kultur wypowiadały różne warianty tej samej skargi:
"Jestem zmęczona. Spójrz na mnie. Nie różnię się niczym od zwierzęcia harującego w polu i rodzącego wszystkie te dzieci. Nie chcę już więcej, ale mój mąż mówi, że muszę mieć tyle ile przychodzi."
W społeczeństwach, w których kobiety są mniej zależne od mężczyzn lub gdy decyzja zależy od obojga, kobiece możliwości panowania nad prokreacją ograniczone bywały przez słaby dostęp do służby zdrowia, włączając w to kontrolę urodzeń. Samo tylko wydawanie dzieci na świat jest przyczyną śmierci około pół miliona kobiet żyjących w Trzecim Świecie. Z liczby tych, które przeżyją, tylko połowa ma szansę zobaczenia swoich dzieci w wieku powyżej 5 lat. Przyrost naturalny spada, gdy życie biednych ulega poprawie dzięki daleko sięgającym reformom społecznym, ekonomicznym i politycznym. (Badania Banku Światowego przeprowadzone w 64 różnych krajach świata wykazały, że gdy dochody najbiedniejszych zwiększają się o 1%, to ogólny poziom płodności spada o 3%). Co więcej, jeśli zawierał będzie w sobie edukację seksualną zarówno mężczyzny jak i kobiety, a przeprowadzony zostanie przez ludność miejscową uprzednio do tego przygotowaną.
Wymykający się kontroli wzrost zaludnienia będzie kryzysem dla naszej planety i to nie tylko z powodu zagrożenia przyszłości człowieka. Mamy moralne zobowiązania odpowiedzialnego dzielenia się Kulą Ziemską z innymi formami życia. Na przykład z ekologicznego punktu widzenia nie pożądane jest dziesiątkowanie lasów w celu ich przekształcenia w ziemię orną dla wyżywienia milionów ludzi. By przywrócić człowiekowi stan utraconej harmonii z jego środowiskiem naturalnym, społeczeństwa stanęły przed absolutną koniecznością zainteresowania się właściwą dystrybucją zasobów, pracy, edukacji i opieki zdrowotnej. Los świata zależy od losu najuboższych ludzi. Od poprawy ich sytuacji materialnej zależy spadek stopy zaludnienia. Atakowanie wysokiego przyrostu naturalnego bez zaatakowania przyczyn ubóstwa jest tragicznym odwróceniem uwagi od rzeczywistego problemu, na co nasza planeta nie może sobie pozwolić.

CZY TO NIE WINA NATURY? POWÓDŹ, SUSZA I GŁÓD…

Proste założenie, iż klęski żywiołowe są bezpośrednią przyczyną głodu jest błędem. We wczesnych latach 80-tych większość badań nad suszami, powodziami i klęskami żywiołowymi przeprowadzonych przez Szwedzki Czerwony Krzyż i międzynarodową organizację Earthscan wykazało, że roczna liczba ofiar klęsk żywiołowych podskoczyła sześciokrotnie w przeciągu dziesięciu lat pomiędzy 1960-70 - jest to o wiele więcej, niż wzrost liczby samych klęsk żywiołowych czy stopy przyrostu naturalnego ludzkości.
Siły rozpętane przez człowieka sprawiają, że stopniowo maleje jego odporność na kaprysy przyrody. Zaczyna się to wtedy, gdy spycha się ludzi na obszary trudne do uprawy lub w ogóle pozbawia się ich ziemi, gdy zadłużają się u właścicieli ziemskich, którzy żądają od nich większej części plonów, gdy są opłacani tak marnie, że nic im już nie zostaje, lub gdy są osłabieni chronicznym głodem. Wtedy właśnie umierają miliony istnień ludzkich. Naturalne wypadki nie stanowią przyczyny, są tylko końcowym uderzeniem. W 1974 r. cały świat zaakceptował pośpiesznie oświadczenie władz Bangladeszu, że głód nękający kraj, mający być przyczyną ponad 100 tys. zgonów, wywołały powodzie niszczące zbiory. Jednakże wielu robotników znajdujących się na terenie tych wydarzeń na równi z późniejszymi badaniami dowiodło, że mimo powodzi, Bangladesz w żadnym wypadku nie był pozbawiony żywności. Jedna z miejscowych kobiet opisała, co zaszło w jej wiosce: "Wielu ludzi umarło tutaj z głodu. Bogaci rolnicy przechowywali ryż w ukryciu przed wieśniakami". Zapytana, czy w wiosce znajdowała się wystarczająca ilość jedzenia, odpowiedziała: "Może nie było tam dużo jedzenia, ale gdyby zostało ono podzielone, nikt by nie umarł."
Powtarzające się klęski głodu nie występują z powodu braku żywności, ale dlatego, że tłumi się żądania społeczeństwa. Gdy odmawia się ludziom środków do uprawy lub zatrzymania plonów, by mogli zaspokoić potrzeby własnych rodzin, a jedyną możliwością uzyskania dodatkowych racji żywności uzyskuje się dzięki pieniądzom. Ludziom brakuje żywności i zaczynają głodować gdy podupadają ich dochody, lub gdy ceny zboża rosną drastycznie. Wpływy pieniężne ludzi zmaleją dramatycznie, gdy będą oni pozbawieni środków produkcji. Mogą na przykład zostać zmuszeni do sprzedaży ziemi lub inwentarza żywego z powodu śmierci w rodzinie lub klęski nieurodzaju, która uniemożliwi im spłatę zaciągniętych długów. Wiele takich rozpaczliwych sprzedaży było tłem dla licznych przypadków śmierci głodowej w Bangladeszu. Jeśli ceny towarów produkowanych przez biednych spadną niespodziewanie w dół, nie pozwalając im tym samym na zakup wystarczającej ilości jedzenia, albo gdy dochody ludzi dobrze sytuowanych wzrosną nagle, ceny żywności mogą pójść w górę. Znajdzie się ona wtedy poza zasięgiem biednych, nawet bez poważniejszych niepowodzeń w zbiorach. Niepokój wywołany przepowiedniami o nadchodzącym kryzysie - prawdziwym lub fałszywym - może skłonić rolników i kupców do gromadzenia zapasów żywności, co spowoduje niedobór u jednych, a rosnące zyski u drugich.
We wczesnych latach 70-tych i 80-tych w krajach obszaru saharyjskiego Zachodniej Afryki (Czad, Mali, Mauretania, Niger, Senegal, Górna Wolta) nastąpiły głośne klęski głodu, spowodowane prawdopodobnie przedłużającą się suszą. Ale dokładnie w tym samym czasie znaleziono tam wystarczającą ilość wody do uprawy bawełny o wartości wielu milionów dolarów, warzyw, orzechów ziemnych (do produkcji oleju spożywczego i na pokarm dla zwierząt hodowlanych) i innych artykułów rolniczych przeznaczonych na eksport, wywożonych do Europy i USA tymi samymi statkami, którymi przywożono do Dakaru pomoc żywnościową głodującym.

ETIOPIA - TRAGEDIA STWORZONA PRZEZ CZŁOWIEKA

Reportaże prezentowane przez środki masowego przekazu na temat głodu w Etiopii w 1985 r. przekonały wielu ludzi o tym, że klęska suszy dotknęła teren całego niemal kraju. Jednakże w chwili, gdy głód osiągnął swoją szczytową fazę - o czym dokładnie informowała telewizja - w wielu dolinach kraju padały deszcze przynosząc dobre zbiory, na pozostałych terenach deszcz padał rzadziej lub wcale, dając stosunkowo mniejsze plony. Całkowity obszar Etiopii (około 1 221 900 km kw.), z jej różnorodnym środowiskiem geograficznym, wyklucza możliwość dotknięcia suszą lub innym czynnikiem klimatycznym ludności całego kraju. W każdym razie eksperci od spraw rolnictwa ocenili, że susza w 1985 r. objęła zaledwie 30% obszarów rolnych Etiopii.
W chwili, gdy oczy całego świata skupione były na tych właśnie terenach, gdzie indziej rozległe powierzchnie urodzajnej ziemi, wchodzące w skład upaństwowionych gospodarstw rolnych, wydawały plony trzciny cukrowej i bawełny przeznaczonej notabene na eksport. W dodatku już w przeciągu ośmiu lat poprzedzających suszę produkcja żywności w wielu wioskach zmniejszyła się średnio o 20%. Tak więc, jeśli znaczna powierzchnia kraju nie zaznała suszy, a produkcja żywności obniżyła się już przed jej nastaniem, staje się jasne, że brak wody nie może tłumaczyć braku jedzenia, który spowodował śmierć 300 tys. ludzi w 1985 r.
Gruntowna reforma rolna obiecywana przez reżim wojskowy, obalający cesarza Hajle Selassie w r. 1974 nie została nigdy zrealizowana. Do 1984 r. udział wydatków wojskowych w bieżącym budżecie państwowym pochłaniał rocznie prawie połowę wszystkich środków finansowych państwa. I chociaż 22% budżetu przeznacza się na rolnictwo, faktycznie niewielka część tej kwoty dociera do 7 milionów drobnych wytwórców rolnych, którzy w zasadzie produkują podstawową żywność dla kraju. Jedynie 8% z części budżetu przydzielonego rolnictwu zużywa się na dostarczenie im ziarna, kredytów, bydła, pomocy technologicznej i nawozów sztucznych. Reszta płynie do dostatnio subwencjonowanych państwowych gospodarstw rolnych. Policja rządowa pozbawiła biednych rolników zasobów, wymuszając sprzedaż ich dóbr po zaniżonych cenach. Działanie to stanowiło część ogólniejszego programu tworzenia kolektywnej gospodarki rolnej.
Licząc się z brakiem dotacji na rozwój własnego gospodarstwa i z perspektywą, że ziemia, na której pracuje stanie się w przyszłości częścią gospodarstwa kolektywnego, rolnik etiopski ma niewielkie motywacje by produkować więcej żywności, niż jest to konieczne do zaspokojenia potrzeb tylko własnej rodziny (nawet przy sprzyjających opadach deszczu). Dodawszy do tego inne klęski żywiołowe, głód staje się nieuchronny. Nie można pominąć tutaj pewnego bezpośredniego skutku działania policji rządowej. Poborowa armia Etiopii, licząca ponad 300 tys. rekrutów, pozbawia ludność wiejską silnych i młodych mężczyzn, którzy zwykli uprawiać ziemię. Trwająca nieprzerwanie wojna domowa odciągnęła od pól i żniw wielu wiejskich producentów żywności. W r. 1985 rozkazem rządowym przesiedlono około 800 tys. ludzi z terenów podejrzanych o sympatię z siłami powstańczymi. Uzbrojone oddziały wojskowe podpaliły pola i zbombardowały liczne wioski w okolicach Tigray i w Erytrei.
W latach 1976 - 89 rząd etiopski zakupił od Związku Radzieckiego broń wartości 2 mld $. Skierowanie zainteresowania głównie na możliwości zdobycia pieniędzy potrzebnych do militaryzacji kraju spowodowało, że rządzący skupili się bardziej na eksporcie żywności, niż na jej gromadzeniu w celu wyżywienia własnego kraju. W tym samym czasie USA zwiększały dostawy broni do sąsiedniej Somalii, z którą Etiopia była w stanie wojny od 1978 r. Bez pokojowego rozwiązania konfliktu i zakończenia wyścigu zbrojeń, podsycanego ukrytą rywalizacją o strefy wpływów pomiędzy supermocarstwami Wschodu i Zachodu, istnieje słaba nadzieja na długoterminowe rozwiązanie problemu głodu w Etiopii, nawet przy najbardziej sprzyjających warunkach klimatycznych. Wojna, a nie klęski żywiołowe, stanowi główną przyczynę głodu w Etiopii, podobnie jak i w innych krajach Afryki. Na 31 państw obszaru saharyjskiego, dotkniętych suszą we wczesnych latach osiemdziesiątych, tylko 5 z nich doświadczyło głodu. W każdym przypadku: Mozambiku, Angoli, Czadu, Sudanu i Etiopii, głód pojawiał się wraz z wojną. Jeśli my, zwykli ludzie, usiłując zrozumieć przyczynę głodu, uwierzymy, że leży ona w działaniach przyrody, poczujemy się bezsilni. Rozgrzeszymy się wtedy z niechęci do jakiejkolwiek aktywności, mającej na celu zapobieżenie ciągle powracającym tragediom. Kiedy pojmiemy, że niedostatek jedzenia przyczynia się, ale nie powoduje głodu, który jest skutkiem wyłącznie decyzji ludzi, odzyskamy nadzieję. Nie mamy wpływu na pogodę, ale możemy stworzyć stabilny system gospodarki rolnej i zmienić zasady ekonomiczne, tak by każdy człowiek miał równy dostęp do żywności.
Nigdy nie będzie prawdziwego bezpieczeństwa żywnościowego, nie ważne w jakiej ilości wyprodukowano by pokarm, jeśli źródła wytwarzające go będą w rękach mniejszości, służąc powiększaniu jej zysków.
Każdego dnia umiera z głodu 35-45 tys. ludzi. Kiedy myślimy o głodzie, nasuwa się nam obraz dzieci nim nękanych. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, że klęska zabiera tylko 10% z ogólnej liczby zmarłych wskutek niedożywienia. Pozostałe 90% to rezultat powszechnie istniejącego chronicznego niedożywienia, które dotyka każdego dnia już ponad miliard ludności całego świata.

PRODUKCJA ŻYWNOŚCI PRZECIW ŚRODOWISKU NATURALNEMU.

CZY WYNISZCZAMY ŚWIATOWE ZASOBY CHCĄC NAKARMIĆ KAŻDEGO?

Nie jest mitem stwierdzenie, że klęski ekologiczne nadwerężają nasze zasoby żywności i zagrażają naszemu zdrowiu. Jednakże mity i półprawdy utrudniają nam zrozumienie głównych przyczyn tego stanu rzeczy, oddziaływując na nasze możliwości znajdywania skutecznych rozwiązań. Powinniśmy być świadomi, że presja na środowisko naturalne niszczy źródła, od których zależy produkcja pokarmów. Zarazem powinniśmy szukać rzeczywistych przyczyn zaistniałej sytuacji i starać się jej zapobiec. Ponad połowa wyjałowionej lub prawie wyjałowionej ziemi świata - co stanowi 1/5 lądowej powierzchni globu i „dom” dla 80 milionów ludzi - stoi przed niebezpieczeństwem zamiany w pustynie. Przy takim jak dotychczas tempie eksploatacji, połowa z zachowanych lasów tropikalnych ulegnie zagładzie do końca naszego stulecia.
Przy ogólnoświatowym zużyciu pestycydów - rosnącym od zera 40 lat temu do ponad 5 milionów funtów rocznie w ostatnich czasach - każdego dnia co najmniej trzy osoby ulegają zatruciu, a wskutek tego rocznie umiera 10 tys. ludzi na świecie.
W wielu krajach ziemie niegdyś żyzne przypominają dzisiaj pustynny krajobraz księżycowy. Użalanie się, iż przeludnienie i nadmierny wypas bydła niszczą ziemie uprawne, opisuje lecz nie wyjaśnia zachodzącego zjawiska. Podobnie jest w przypadku wynajdywania racji dla wyrębu lasów tropikalnych i konieczności stosowania pestycydów. Wszystko to nie pomaga zrozumieć, dlaczego musimy niszczyć środowisko naturalne w zamian za możliwość wyżywienia ludzi.

JAK POWSTAJE PUSTYNIA

Przez setki lat afrykańscy rolnicy uprawiając nieurodzajną ziemię stosowali kombinowaną metodę uprawy zbóż, drzew i wypasu bydła (czyli płodozmian). Pozwalało to na utrzymanie płodności ziemi i chroniło ją przed erozją powodowaną działaniem wody i wiatru. Gospodarka tak różnorodna zapewniała zbiory nawet w sezonach ubogich w deszcze, co nie należało przecież do rzadkości.
Pod koniec XIX w. wszystko się zmieniło. Koloniści europejscy, którzy okupowali Afrykę, zaczęli traktować ziemię jak kopalnię, z której mogliby czerpać swój dobrobyt. Skłonili oni tubylców do eksportowej uprawy roślin jednego rodzaju, głównie orzeszków ziemnych (wykorzystywanych do produkcji oleju kuchennego i paszy dla bydła) i bawełny przeznaczonej dla francuskich i angielskich fabryk włókienniczych. Ustawiczna uprawa jednego tylko rodzaju rośliny rolnej, bez możliwości wymiany na zboża, drzewa lub pastwiska, doprowadziło do szybkiego wyjałowienia ziemi. Na przykład w Senegalu wystarczy przez dwa lata pod rząd uprawiać orzeszki ziemne, by pozbawić glebę 1/3 jej substancji organicznych. Gwałtownie niszczejąca ziemia zmuszała rolników do poszerzania swoich pól o tereny bardziej wrażliwe, które - choć odpowiednie do wypasu bydła i uprawy drzew - nie nadawały się do kopania lub orki. Większość ziemi została zryta i tylko niewielka jej część leżała odłogiem. Gdy Europejczycy zagarnęli dla siebie obszary żyznej i bogatej w wodę ziemi, przesiedlając i spychając tubylców na tereny nie nadające się do uprawy rolnej, spowodowali tym samym miejscowe przeludnienie i niszczenie zasobów do produkcji żywności. Po odzyskaniu niepodległości przez narody afrykańskie, co nastąpiło na początku lat 60-tych, sytuacja zaostrzyła się jeszcze bardziej. Aby stworzyć system wymiany z zagranicą, który gwarantowałby utrzymanie zachodniego stylu życia elitom miejskim, a także uruchomił inwestycje przemysłowe, rządy Afryki postkolonialnej zwiększyły jeszcze bardziej produkcję rolną tego typu. Spadek cen żywności na rynkach światowych na przełomie lat 70. i 80., zmusił rządzących do rekompensaty utraconej wartości poprzez zwiększenie produkcji rolnej. W konsekwencji sami rolnicy, otrzymując mniej pieniędzy za to co wyprodukowali, musieli wytworzyć więcej by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Zwiększenie eksportu zbóż doprowadziło do wyjałowienia pastwisk. Ograniczenia rządowe skupiały pasterzy i ich stada na mniejszych terenach pastewnych, często zbyt ubogich w trawę, by wykarmić bydło. Uniemożliwiło to tym samym tradycyjne wędrówki stad w okresie pory deszczowej. Liczba inwentarza żywego podskoczyła drastycznie w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci. Bydło stało się środkiem na przeżycie dla biednych, źródłem bogactwa i prestiżu społecznego dla bogaczy i obszarników, zaś dla rządów, które promują hodowle większych stad, to większa ilość mięsa przeznaczonego głównie na eksport.
Przy tak silnej presji na glebę, na jej zdolności produkcyjne i ochronne, oczywiste jest, że to wiatr i woda (poprzez erozję gleby), a także susza są sprawcami powstawania pustyń. A wyprodukowana żywność rzadko trafia do tych, którzy są naprawdę głodni.

NISZCZENIE LASÓW TROPIKALNYCH

Bez wątpienia największą katastrofą ekologiczną, jaka przytrafia się naszej planecie, jest nieprzerwana zagłada lasów tropikalnych. Nie da się ich niczym zastąpić, a wyrąb lasów jest zagrożeniem na skalę światową. Od Brazylii do Borneo, od Ameryki Środkowej aż po Wybrzeże Kości Słoniowej nieodmiennie powtarza się ta sama historia. Nie zamierzam rozwodzić się na ten temat, wyjąwszy stwierdzenie jednego faktu. Wielu biednych rolników wycina drzewa, chcąc uzyskać ziemię pod uprawę. Najczęściej nie robią tego z wyboru, lecz z konieczności. Nie są oni zresztą główną przyczyną wylesiania.
Weźmy na przykład Brazylię - kraj, który powinien mieć dosyć ziemi dla wszystkich swoich mieszkańców przy gęstości zaludnienia 39 osób na milę kwadratową (2,6 km2). Jednakże i dzisiaj biedne brazylijskie rodziny przybywają na tereny leśne, wyrąbują drzewa, wypalają lasy, sieją zboże na uzyskanej ziemi, a kiedy po kilku latach gleby zostaną wyjałowione, przeniosą się w inne miejsce. Niektórzy ludzie winią duże i ciągle rosnące społeczeństwo Brazylii za tę ciągłą wędrówkę. Zastanawiające jest to, że nie chcą zapytać, dlaczego wybierają oni tak trudną do uprawy ziemię.
Pozbawieni ziemi Brazylijczycy nie karczują jej dlatego, że brakuje im pól uprawnych. Dzieje się tak, bowiem większość najlepszej gatunkowo ziemi tego kraju znajduje się w posiadaniu kilku zaledwie rodzin. 2% z brazylijskich posiadaczy ziemi kontroluje 60% gruntów ornych, z których co najmniej połowa leży odłogiem. 340 największych obszarników ma więcej ziemi niż dwa i pół miliona biednych farmerów. Od dziesiątek lat bogaci farmerzy udaremniają wszelkie próby zmiany struktury własności ziemi. Tylko w 1985 r. oni sami, lub wynajmując płatnych morderców, zabili ponad 200 ludzi, którzy domagali się przeprowadzenia reformy rolnej.
Tysiące robotników wiejskich i ich biednych rodzin nie posiada ziemi, zaś szybka mechanizacja rolnictwa - przeprowadzona przy pomocy hojnych subsydiów rządowych - odbiera pola drobnym dzierżawcom. Powoduje to poważne trudności na i tak ograniczonym rynku pracy.
Rząd brazylijski znajduje się z jednej strony pod naciskiem obszarników, którzy nie chcą się z nikim dzielić swoją własnością, zaś z drugiej strony pod presją wyzutych z ziemi robotników rolnych, którzy oczekują znalezienia środków na wyżywienie ich rodzin. W efekcie rząd szuka rozwiązania w wyrębie lasów, ale i one nie są puste i mają swoich właścicieli. Masowy napływ ludzi niesie niebezpieczeństwo zagłady autochtonicznym mieszkańcom lasów - plemionom, które mieszkają tam od wieków.

OSADNICTWO ROLNE

To nie wzrost zaludnienia, a głównie rabunkowa gospodarka rolna zniszczyła większość lasów tropikalnych Amazonii. W latach 60-tych rząd brazylijski faktycznie przekazał miliony arów najlepszych obszarów leśnych zamożnym ludziom lub firmom, takim jak Volkswagen, Nestle czy Mitsubishi, pokrywając jednocześnie ponad 3/4 wydatków związanych z zamianą lasów w pastwiska do wypasu bydła. Wyprodukowana tą drogą wołowina przeznaczona została na rynki europejskie, bliskowschodnie i północno-amerykańskie, a nie - jak by się mogło wydawać - dla głodujących robotników brazylijskich. Faktycznie nie robi się niczego, by rozwiązać problem niedożywienia nękający biednych w Brazylii.

ZIEMI NIE BRAKUJE

Nawet gdyby wykorzystać tylko 44% wszystkich gruntów ornych kuli ziemskiej (pozostała część leży odłogiem, lub służy do wypasu bydła i produkcji mięsa - jest to najczęściej ziemia o najwyższej jakości) to i tak można wyprodukować wystarczającą ilość żywności bez zagrożenia dla środowiska naturalnego. Problem stanowi to, kogo ta ziemia żywi, do czego się jej używa i co na niej rośnie. Nie można negować hodowli zwierząt i produktów rolniczych przeznaczonych na eksport. Należy wszakże oddać pierwszeństwo potrzebom żywnościowym ludzi, którzy uprawiają ziemię.

PESTYCYDY

Dane na temat zagrożenia życia ludzkiego i jego środowiska naturalnego przerażają. Najgorzej jest w krajach Trzeciego Świata. Stosowanie pestycydów na całej kuli ziemskiej zwiększa wydatki rolników o kwotę 14 bilionów dolarów, a towarzyszące temu zatrucia środkami owadobójczymi sięgają nieraz liczby 1,5 miliona przypadków w roku. Co najmniej 1/4 pestycydów produkowanych przez amerykańskie spółki z przeznaczeniem na eksport do krajów Trzeciego Świata objęta jest całkowitym bądź częściowym zakazem w Stanach Zjednoczonych. Większość z nich zostanie użyta przez robotników, którzy nie noszą ochronnych ubrań roboczych, w miejscach gdzie nikt nie troszczy się o bezpieczeństwo i higienę pracy. Nawet jeśli nie spowoduje to bezpośredniej szkody, to warto przytoczyć tutaj relację nauczyciela z Trynidadu. Stwierdził on bowiem, że za każdym razem w dzień po opryskaniu pestycydami plantacji trzciny cukrowej w szkole brakuje dzieci - słabną, na skórze pojawia się wysypka, zaczynają chorować.

CZY PESTYCYDY ZWIĘKSZAJĄ PRODUKCJĘ ŻYWNOŚCI?

W krajach niedorozwiniętych używa się około 800 milionów funtów pestycydów rocznie. Nie stosuje się ich wszakże w hodowli zbóż podstawowych, które stanowią pokarm najuboższych. Przeznacza się je głównie do eksportowej uprawy monokultur zbożowych w warunkach plantacyjnych. A w Afryce Zachodniej aż 80% pestycydów służy do tego celu.
Biedni rolnicy i drobni posiadacze ziemscy nie mogą pozwolić sobie na zakup środków owadobójczych. Są one zbyt drogie i dostępne tylko właścicielom wielkich farm produkcyjnych, co idzie w parze z ich wpływami politycznymi. W związku z tym kraje Trzeciego Świata wydają setki milionów dolarów rocznie na subwencjonowanie pestycydów. Otrzymawszy je za darmo, producenci rolni stosują je przesadnie, nie licząc się ze szkodliwym wpływem chemikaliów na zdrowie ludzkie. Często mniej niż 0,1% zużytych środków, stosowanych w opryskiwaniu pól, skutecznie dociera do szkodników. Reszta przenika do ekosystemu skażając ziemię, wodę i powietrze. Wskutek braku informacji fachowej i nieuważnego korzystania ze środków owadobójczych, najbardziej cierpią mieszkańcy Trzeciego Świata. Można domniemywać, że sami robotnicy polowi bywają spryskiwani pestycydami. Zapobiega się w ten sposób rozprzestrzenianiu się szkodników, które mogłyby zostać przeniesione na ciałach ludzkich lub w ubraniach przy przechodzeniu z pola na pole.

SIŁA NAPĘDOWA PESTYCYDÓW

W miarę stosowania pestycydów trzeba ciągle zwiększać ich dawkę - jest to niekończąca się spirala. W ciągu 10 - 15 lat liczba zabiegów z użyciem pestycydów wzrosła w Ameryce Środkowej z 5 do 28 w sezonie rolnych, przy jednoczesnym podniesieniu z 2 do 8 liczby niszczonych insektów. Bardzo szybko sumy wydawane na pestycydy osiągnęły połowę wszystkich wydatków ponoszonych na produkcję rolną. W jednym kraju za drugim powtarza się ta sama historia. Zwiększa się produkcję zbóż eksportowych by uzyskać dewizy potrzebne na spłatę zaciągniętych długów oraz na zakupy maszyn rolniczych za granicą. Spadek cen zboża i surowców rolnych na rynkach międzynarodowych powoduje, że trzeba zwiększyć areał uprawy. Cały ten proces omija potrzeby żywnościowe ludności miejscowej. Wielu nie może pozwolić sobie na uprawę własnych pól i wynajmuje się do nisko opłacanych prac polowych w majątkach obszarników lub spółek zagranicznych.
Stosowanie pestycydów prowadzi do powstania kultury rolnej wymagającej coraz większej ilości środków owadobójczych. Na początku tępi się insekty za rozsądne kwoty, a plony rzeczywiście są wyższe. Z biegiem czasu atakowane gatunki szkodników uodparniają się. Zachodzi wtedy konieczność zwiększenia ilości pestycydów do walki z masą pasożytniczych organizmów, których rozwój stymulują same pestycydy.
Insekty uodporniły się na prawie wszystkie środki owadobójcze. Im skuteczniejsze są insektycydy, tym szybciej rozwija się system odpornościowy niszczonych szkodników. Tak stało się w przypadku większości gatunków. Powiedzenie, że martwy robak to dobry robak nie sprawdza się tutaj. Każde kolejne rozpylenie pestycydów zabija coraz więcej pożytecznych owadów, które żerują na obfitych zazwyczaj chwastach. Poza tym zagrożenie dla roślin ze strony wielu mniejszych szkodników rośnie, gdyż regularnie stosowanie pestycydów niszczy ich naturalnych rywali i przeciwników.

TRUCIZNA DLA PIĘKNA

Wyższe plony i lepsza jakość żywności nie zawsze idzie w parze z użyciem pestycydów. Perswazyjna reklama wyrobiła w ludziach nastawienie na przyjmowanie świeżych owoców i warzyw jedynie w idealnej postaci, wolnych od wszelkiej skazy. Płacimy wysoką cenę stosując pestycydy dla uzyskania tego powierzchownego piękna. W wielu krajach Ameryki Łacińskiej wzrost spożycia kosztownych i szkodliwych środków grzybobójczych nie ma nic wspólnego z dążeniem do wyprodukowania większej ilości pożywienia, które zaspokoiłoby potrzeby miejscowej ludności. Nadużywanie pestycydów w hodowli warzyw i owoców ma pomóc w osiąganiu wyśrubowanych kryteriów piękna, którymi ocenia się jakość artykułów rolnych na rynkach światowych i w sklepach. "Człowiek z Delmonte" może powie "zgoda", ale to hodowcy dostają to, co firmy nazywają "najwyższą ceną", za idealny wygląd owoców i warzyw. Za owoce przeznaczone do przetwórstwa spożywczego (np. na soki), które odbiegają od wyznaczonej normy piękności, płaci się o wiele mniej. Niektórzy przetwórcy pomidorów żądają idealnie wyglądających owoców, nawet jeśli zużyje się je do produkcji sosów. Około dwie trzecie środków owadobójczych stosuje się w hodowli pomidorów przeznaczonych do przetwórstwa. Niszczą one te robaki grasujące na pomidorach, które w pierwszym rzędzie zagrażają "urodzie" owoców.
Producenci zmuszeni do wytworzenia żywności o jak najbardziej idealnym wyglądzie, wprowadzają pestycydy do środowiska naturalnego, podważając tym samym fundamenty własnego dobrobytu. Pomimo tego, że to farmerzy i robotnicy rolni cierpią bezpośrednio na choroby wywołane przez pestycydy, to i tak wszyscy jedzący wytwarzane przez nich pokarmy ponoszą podobne ryzyko. Wiele substancji chemicznych produkowanych w Europie i Stanach Zjednoczonych, a uznanych za szkodliwe, posyła się bez żadnych skrupułów do krajów Trzeciego Świata. Jak na ironię są one tam wykorzystywane do eksportowej produkcji zboża, które następnie kupują kraje zachodnie. Taka jest ukryta cena, jaką płacimy za używanie pestycydów. Wciąż wiemy zbyt mało o przedłużonym działaniu resztek pestycydów przenikających do ludzkiego ciała.
Taki stan rzeczy będzie trwał dopóty, dopóki fabryki chemiczne będą wykorzystywały swoje wpływy i monopol wiedzy fachowej do przekonania rolników o tym, że jedynie nieprzerwane stosowanie pestycydów gwarantuje im środki egzystencji i rozwiązuje żywieniowe problemy świata. Powołują się oni na brak badań i informacji o metodach alternatywnych, do których należy między innymi całościowy proces walki ze szkodnikami. Jest to strategia, która oznacza, że sama tylko kontrola chemiczna produkcji płodów rolnych jest niewystarczająca. Stosuje ona płodozmian, genetyczną hodowlę odpornych gatunków zboża i tak zwane uprawy mieszane, w których kilka odmian rośliny rośnie jedna przy drugiej, wprowadza się pasożyty atakujące szkodniki i zwierzęta je zjadające. Poza tym zobowiązuje się robotników do regularnych kontroli pól, w celu stwierdzenia faktycznych zniszczeń, wywołanych przez szkodniki. Unika się w ten sposób "ślepego pryskania" pestycydami po całej powierzchni pola i zbyt częstych zabiegów - "na wszelki wypadek". Technologiczne metody tego rodzaju stosuje się z powodzeniem w wielu krajach, od Chin po Kalifornię. Wstępne oszacowania podają, że amerykańscy farmerzy mogliby ograniczyć o 75% ilość używanych pestycydów, gdyby konsekwentnie posługiwali się tym całościowym procesem walki ze szkodnikami. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że zrzeszenia producentów środków chemicznych trzymają w swoich szponach przemysł rolniczy. W związku z tym, wykorzystywanie tej metody na dużą skalę, nawet przy dużym zainteresowaniu ze strony rolników, nie wydaje się prawdopodobne.
Załóżmy, że stosowanie pestycydów faktycznie zwiększyło produkcję żywności w ciągu minionych 40 lat. Sądzę jednak, że powinniśmy zapytać siebie, jaką cenę płaci za to środowisko naturalne człowieka. Jak długo jeszcze substancje, które przenikają do łańcucha pokarmowego i zatruwają swoje naturalne otoczenia, mogą być używane przy produkcji pokarmów. Do jakiego stopnia gleba musi zostać skażona by przestać rodzić cokolwiek. Czy nie nadszedł najwyższy czas na poszukiwanie alternatywnych metod hodowli zamiast podtrzymywać istniejący system chemiczny?
Wciąż potrzeba nowych pestycydów, by zwalczać opór organizmów, wytworzony właśnie pod wpływem pestycydów. Owady uodporniły się już na wszystkie ważniejsze rodzaje pestycydów.
Trzynastoletni Chandra Deepthi pomagając ojcu przy rozpylaniu pestycydów na rodzinnym polu ryżowym, spostrzegł, że rozpylacz się zablokował. Chłopiec spieszył się na lekcję angielskiego, toteż chciał jak najszybciej zakończyć pracę. Rozebrał dyszę i przeczyścił ją dmuchając w nią mocno. Rozpylacz zaczął funkcjonować ponownie. Chandra uśmiechnął się do zadowolonego ojca. Późnym wieczorem Chandra odczuł poważne kłopoty z oddychaniem, pobiegł więc do szpitala. W kilka minut później lekarz stwierdził zgon chłopca. Powód: zatrucie pestycydami.
Ze sprawozdań szpitala w Sri Lance wynika, że w samym tylko 1981 r. około 15 tysięcy ludzi szukało pomocy lekarskiej wskutek zatrucia. Niemal 80% wszystkich zachorowań spowodowały pestycydy.
Amerykańskie zrzeszenia producentów środków chemicznych wykorzystały swoje wpływy w Kongresie USA do zniesienia jakichkolwiek ograniczeń i zakazów stosowania na terenie kraju DDT i innych pestycydów. DDT oraz wszystkie inne środki owadobójcze nie zostają w tym miejscu, w którym je zastosowano, lecz spływają do jezior, strumieni, rzek i oceanów. Ponad 1/4 całej produkcji DDT przedostała się do morza, powodując powszechne skażenie ryb.
DDT stosowane na plantacjach bawełny w Nikaragui zostało wykryte w mięsie wołowym importowanym do Miami. Pestycydy z łatwością przenikają do łańcucha pokarmowego i docierają do tkanek ludzkich. Około 50% testowanych w 1973 r. próbek żywności zawierało dostrzegalną ilość resztek środków owadobójczych. Każdy młody Amerykanin nosi w sobie co najmniej 0,003 uncji (0,085 g) pestycydów, które odkładają się w tkance tłuszczowej. Trudno ocenić w tej chwili, czy taka ilość stanowi zagrożenie dla zdrowia ludzkiego, gdyż wciąż zbyt mało wiemy na temat długofalowego działania pestycydów na organizm człowieka.
Żadne insekty żywiące się roślinami nie stanowią zagrożenia dla życia ludzkiego. Pomimo to, Amerykańskie Ministerstwo Zdrowia od ponad 40 lat regularnie obniża dopuszczalną liczbę substancji insektopochodnych w niektórych przypadkach aż pięciokrotnie. Aby sprostać takim wymogom żywieniowym zużycie środków owadobójczych do spryskiwania owoców i warzyw zwiększyło się od 200 do 300%.
Agnus Wright - profesor studiów ekologicznych na Uniwersytecie Stanowym w Sacramento - powiedział w 1986 r. Matce Jones, że ludność wiejska Meksyku jest zatruwana po to, byśmy mogli jeść tanie pomidory i inne świeże owoce w różnych porach roku. Na tej żywności jest krew.
Statystyki organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczące 80 krajów Trzeciego Świata informują, że 80% wszystkich tamtejszych ziem znajduje się w posiadaniu 3% właścicieli ziemskich. Dlatego też najbogatsi stosują pestycydy do uprawy zboża, które sprzedadzą później do Stanów Zjednoczonych, Europy i Japonii. W tej sytuacji pestycydy faktycznie zwiększają produkcję żywności, jednak nie przeznacza się jej na zaspokojenie potrzeb miejscowej ludności.
Pestycydy, których stosowanie jest zakazane w USA, nadal są produkowane na eksport do krajów Trzeciego Świata.
PASYWNI UBODZY -
ZBYT GŁODNI BY MOGLI SIĘ BUNTOWAĆ?
Zachodnie środki masowego przekazu, pokazując nam filmy o ludziach żyjących w Trzecim Świecie, przyczyniły się do utrwalenia w nas obrazów ludzi biednych, wygłodniałych i słabych. Łatwo można sobie wyrobić opinię, że głodujący siedzą bezczynnie czekając na pomoc żywnościową z Zachodu. Fałszywe przedstawienie rzeczywistości uniemożliwia większości ludzi obiektywne spojrzenie na faktyczny stan rzeczy. Walczące z głodem istoty, przy minimalnej ilości zasobów żywieniowych, wykonują ogromny wysiłek by przeżyć. Ubodzy pokonują olbrzymie odległości w poszukiwaniu pracy, a jeśli już uda im się ją dostać, pracują od 12 do 14 godzin dziennie. Kobiety w rolniczej Azji i Afryce przechodzą wiele godzin dziennie by zaopatrzyć rodzinę w wodę, zaś zdobycie opału potrzebnego do gotowania posiłków wymaga wielomilowych pieszych poszukiwań. Biedni widzą możliwości tam, gdzie wielu z nas nie dostrzega już nic. Sami kopią systemy nawadniające, a gdy brakuje im narzędzi, posługują się kijami lub gołymi rękami. Gdyby ubodzy byli rzeczywiście bierni, niewielu z nich by przeżyło.
W całym Trzecim Świecie ludzie znajdujący się na najniższym szczeblu drabiny społecznej zaczęli zdawać sobie sprawę ze swoich niewykorzystanych możliwości działania. Już teraz widoczne są skutki ich dążeń do poprawy warunków własnego życia. To zrozumiałe, że chcą sobie pomóc. Równie oczywiste jest i to, że musimy im pomagać w każdej wymagającej tego sytuacji.
W r. 1976 na terenie Meksyku grupa ubogich ludzi zawładnęła ziemią, obiecywaną im przez rząd od dawna. Nie mieli narzędzi, domów, nie posiadali niczego. W 10 lat później ilość uzyskanych przez nich zbiorów dorównywała plonom sąsiadujących z nimi obszarników. Uniezależnieni od rządu rozwinęli swój własny marketing, system kredytowy i ubezpieczeniowy.
Na Filipinach, we wczesnych latach osiemdziesiątych, pracownicy plantacji bananów, którzy pracowali od 12 do 14 godzin dziennie, spotykali się potajemnie - z narażeniem utraty pracy i życia - by założyć własne związki zawodowe.
Ceny otrzymywane za zbiory są równie ważne jak i posiadana ziemia. Na początku lat osiemdziesiątych w Senegalu robotnicy rolni organizowali demonstracje, żądając wyższych cen za orzeszki ziemne, ich podstawowy artykuł rolny. Przerażony ich solidarnym działaniem rząd podniósł ceny wypłacane rolnikom o 50%.
Otrzymanie kredytu to kolejna trudność, z którą muszą zmierzyć się ubodzy. W Indiach istnieje Forum Kobiet Pracujących, organizacja zrzeszająca 36 tys. członkiń, przeważnie biednych i niewykształconych. Forum zdołało uruchomić swój własny system kredytowy, nad którym sprawuje pieczę. Kobiety, najczęściej drobne producentki żywności lub sukna, zagwarantowały sobie pożyczki z banków narodowych. (Współczynnik spłaty długu przekracza 90%.) Osiągnięty sukces pozwolił im na założenie własnego banku spółdzielczego i zaspakajanie swoich podstawowych potrzeb, takich jak nauka zawodu, system rentowy i opieka zdrowotna.
Jedynie biedni mogą dobrze znać przyczyny swojej sytuacji socjalnej, wielu z nich rozumie zasady działania systemu gospodarczego: wyzysk płacowy, system pożyczkowy, łapownictwo i dyskryminacja cenowa. Jeśli wyzyskiwani nie powstają przeciw swoim wyzyskiwaczom, to nie ich fatalne położenie jest tego przyczyną. Paraliżuje ich lęk przed władzami lokalnymi, posiadaczami ziemi, policją, szwadronami śmierci lub rządem. Na szczęście rośnie liczba ludzi, którzy zachęceni powodzeniem innych, organizują się w związki oporu. Mieszkańcy krajów bogatych, uważając głodujących Trzeciego Świata za ludzi biednych i zrozpaczonych, nie dowiedzą się niczego o ich rzeczywistym życiu. Echa wydarzeń, które docierają do nas przepuszczone przez filtr informacyjny, skłaniają do identyfikowania się z elitami klas rządzących, a nie z ludźmi nam podobnymi. Ważne by nie dać zwieść się pozorom. Przywódcy krajów Trzeciego Świata żyją we współczesnych domach, identycznych z naszymi, noszą ubrania podobne do naszych, żyją tak jak my. Dzięki temu wielu z nas uwierzy, że tak właśnie wyglądają i żyją typowi przedstawiciele Trzeciego Świata. Faktycznie stanowią tylko drobny ułamek swojej społeczności. My, zwykli ludzie, nie mamy nic albo niewiele wspólnego z nimi. Naszymi rzeczywistymi partnerami w dialogu są biedacy, rodziny uprawiające drobne gospodarstwa rolne, zbieracze kawy, zwyczajni mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy są naszymi rzeczywistymi partnerami.
W związku z tym, że tak często karmi się nas wypaczonymi faktami i ich fałszywą oceną, od nas zależy poszukiwanie alternatywnych źródeł informacji na temat Trzeciego Świata. Przekażą nam pole widzenia zwykłych ludzi, wspierając pozytywny obraz ubogich i ich walkę o sprawiedliwość.
Nawet podkreślając działający skutecznie system kontroli życia ubogich, uwydatniając ich zrozumiały z tego powodu strach, możemy łatwo przeoczyć fakt, że w każdym kraju, w którym głodują ludzie, jak świat długi i szeroki, już teraz toczy się walka. Zdesperowani głodem ludzie usiłują uzyskać panowanie nad źródłami produkcji, które prawnie im się należą.
Podkreślając istnienie wszechwładnego systemu władzy nad ubogimi i ich zrozumiałych obaw nie powinniśmy ignorować faktu, że głodujący na całym świecie walczą z posiadaczami zasobów naturalnych, służących do produkcji żywności. Tak jest w Meksyku, na Filipinach, w Południowej Afryce, w Brazylii, Czadzie, w Stanach Zjednoczonych, w Salwadorze, Bangladeszu i Tajlandii. Można by tak wymieniać bez końca. Ci którzy stawiają opór wyzyskowi to prawdziwie ludzie, których wielu uważało za "zbyt udręczonych, by mogli się zmienić". Na pełne wątpliwości pytanie niedowiarków "co wieśniacy mogą zrobić?" odpowiada się podając przykład Wietnamu, Mozambiku, Gwinei Bissau i Angoli. Państwa te, po latach intensywnej walki prowadzonej przez organizacje rekrutujące się przeważnie z wieśniaków, odzyskały niepodległość. Ich obywatele podejmują teraz energiczne działania, które zmierzają do wykorzenienia głodu, a także do stworzenia rodzimego zaplecza żywnościowego. Nie możemy również pominąć faktu, że począwszy od lat pięćdziesiątych ponad 40% ludności krajów nierozwiniętych własnym wysiłkiem uwolniło się od widma głodu.
KTO ZA TO WSZYSTKO ODPOWIADA?
Około 1,3 miliarda ludzi na świecie żyje za mniej niż 1 dolara dziennie, połowa ludności świata (ok. 3 miliardów) żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. Produkt Krajowy Brutto 48 najbiedniejszych krajów świata (czyli prawie 1 ludności świata) jest mniejszy niż łączny majątek trzech najbogatszych ludzi na świecie. Aby pokryć niezaspokojone potrzeby świata w zakresie higieny i żywności, wystarczy 13 miliardów dolarów - tyle, ile ludzie w USA i Unii Europejskiej wydają co roku na perfumy. Jedna Europejka wydaje miesięcznie na same kosmetyki tyle co afrykańska kobieta na utrzymanie całej swojej rodziny przez rok. Ziemia - planeta pełna dysharmonii, ludzi chorych z przejedzenia obok tych, którzy umierają z głodu.
Biały człowiek zniszczył Afrykę, splądrował ją i ograbił, a co więcej czyni to nadal. Na ogromną skalę wycina się lasy pod pastwiska, zatruwa wody, gleby i powietrze. Jednym z najpoważniejszych skutków tej destrukcyjnej działalności jest tzw. efekt cieplarniany, który może doprowadzić w końcu do uniemożliwienia dalszego funkcjonowania życia na Ziemi. Największy winny, czyli USA w dalszym ciągu nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności. Obecnie duża część Afryki w dalszym ciągu jest własnością wielkich zachodnich korporacji i leży odłogiem, lub nie jest wykorzystywana do produkcji żywności, ale do produkcji luksusowych używek, takich jak kawa, herbata czy tytoń, które sprzedawane są krajom bogatym. Bywa i tak, że biedni są pozbawiani swych poletek, na których hodowali żywność na swoje codzienne potrzeby, aby mogły powstać wielkoobszarowe gospodarstwa, produkujące na eksport, abyśmy my mogli kupić dużo i tanio i nie ważne w jaki sposób. Generalnie kraje Trzeciego Świata produkują dużo żywności z przeznaczeniem na eksport do Europy i Ameryki. Przyczyna jest prosta - w Trzecim Świecie opłaca się produkować (tania siła robocza, duże obszary itd.), lecz nie opłaca się sprzedawać na miejscu. Lepiej zatem tanią żywność sprzedać drożej na zachodzie, aniżeli wykarmić nią głodnych. Dla przykładu Francja jest głównym importerem produktów, w tym żywności, z Nigru – kraju, który kiedyś podbiła i skolonizowała. W chwili obecnej rolę kolonizatorów przejęły ogromne korporacje, które okradają biedne kraje Trzeciego Świata i łamią prawa ich lokalnych mieszkańców. Zajadając ze smakiem np. orzeszki ziemne, z pewnością nawet nie mamy świadomości faktu, że przybyły one do nas aż z odległego kraju, w którym śmierć głodowa jest zjawiskiem powszechnym. Zjadamy żywność, która tak naprawdę należy do kogoś innego i nieświadomie przyczyniamy się do czyjegoś cierpienia i śmierci.
To nie brak żywności, ale nieracjonalna gospodarka żywnością oraz nieekonomiczna dieta mięsna są głównymi powodami głodu i niedożywienia. Prawda jest taka, że w krajach, których mieszkańcy umierają z głodu, uprawia się zboża, które są następnie eksportowane i przerabiane na paszę dla zwierząt hodowlanych krajów zachodnich. Etiopia dotknięta klęską głodu w 1984, uprawiała w tym czasie zboża z przeznaczeniem dla europejskich zwierząt hodowlanych, podczas gdy jej ludność umierała z głodu. Także w tym czasie Etiopia kupowała broń od Związku Radzieckiego za kwotę 2 mln $, nie mówiąc o 22% budżecie tego kraju przeznaczonego na utrzymanie wojska. Stany Zjednoczone zaopatrywały natomiast w broń sąsiednią Somalię, z którą Etiopia prowadziła wojny. Po raz kolejny biały władca świata dolał oliwy do ognia i skorzystał z okazji, że tam gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Podobna sytuacja jest w Ameryce Południowej, zwłaszcza w pełnej konfliktów zbrojnych i nędzy Kolumbii.
Wstrząsające jest to, iż 80 procent głodujących na świecie dzieci żyje w krajach, gdzie istnieje nadwyżka produkowanej żywności, produkowanej niestety dla zwierząt, które zostaną zjedzone przez zaledwie 480 milionów ludzi z krajów bogatych.
Do takiego stanu rzeczy przyczynia się przede wszystkim niewyobrażalne marnotrawstwo pokarmu roślinnego, z którego "produkuje się" mięso.
Aby otrzymać 1kg mięsa, hodowane zwierzę musi zjeść prawie 10 kg paszy lub innego pokarmu roślinnego. Stąd blisko 90% upraw na świecie (w tym obszary pastwisk) przeznaczonych jest na produkcję pokarmu dla zwierząt!
Amerykańskie krowy każdego roku zjadają ilość pokarmu, którą można byłoby wyżywić wszystkich mieszkańców Indii oraz Chin (razem 2mld), czyli 1/3 ludzkości!
Nie wspominając już o tym, że suma wytworzonego przez nie CO2 (oddychanie, odchody) stanowi 1/3 całego zanieczyszczenia na świecie. Dlaczego o tym się nie mówi? Bo jest to niewygodna prawda w szczególności dla państw, u których na każdym rogu kryją się budki z fast foodem.
Tylko w USA pieniądze z państwa przeznaczone na walkę z otyłością w kraju przekraczają dwukrotnie kwotę, która wystarczyła by na utrzymanie wszystkich głodujących na ziemi.
Dieta mieszkańców krajów rozwiniętych jest bogata w białko i tłuszcze zwierzęce a ponad 50% zapotrzebowania na białko i tłuszcze pochodzi z mięsa, mleka i jaj. W krajach rozwijających się spożycie produktów pochodzenia zwierzęcego jest znacznie niższe, stanowią one jedynie 14% całego spożycia białka i tłuszczów. W krajach rozwiniętych wysokie jest nie tylko spożycie białek i tłuszczy, spożywa się w nich pięć razy więcej zboża niż w krajach rozwijających się. Większość tego zboża zużywana jest do karmienia trzody i dopiero po "przetworzeniu" trafia na stoły w postaci mięsa. Ocenia się, że z 4 kg zboża podanego w postaci paszy ludzie odzyskują jedynie 0,5 kg mięsa, a w 4 kg zboża jest dziesięć razy więcej kcal i cztery razy więcej białka niż w 0,5 kg wołowiny. Żywność jest często eksportowana z krajów ubogich dla zdobycia pieniędzy, np. na pokrycie kosztów zadłużenia, które sprawia, że kraje te są zależne gospodarczo od krajów bogatych. Potrzeba około 12 hektarów ziemi, by wyżywić jedną osobę w ciągu roku mięsem, podczas gdy 1 hektar wyżywi jedną osobę produktami zbożowymi. Wszystkie te dane jednoznacznie przemawiają  za wegetarianizmem, diety która w najwyższym stopniu może się przyczynić do rozwiązania problemu głodu na świecie. Oczywiście nie namawiam tu nikogo by stał się wegetarianinem bo białko zwierzęce też jest naszemu organizmowi potrzebne, ale o ograniczenie spożywania potraw mięsnych a w szczególności do omijania wszelkich sieci „restauracji” Fast Foodowych takich jak najwięksi:
I nie od dziś wiadomo, że nadmierne wprowadzenie diety mięsnej prowadzi do licznych chorób takich jak:
- otyłość,
- zawał,
- udar,
- miażdżyca,
- zatory,
- choroby wątroby,
- choroby nowotworowe,
- itd.

GŁÓD I NIESPRAWIEDLIWOŚĆ

Robi się naprawdę smutno czytając statystyki dotyczące marnotrawienia jedzenia, a jest nią mniej więcej jedna trzecia żywności (1,3 miliarda ton) produkowanej w celach spożywczych która ląduje w koszu – głosi raport Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Żywienia i Rolnictwa (FAO). Jak się okazuje jest to nie lada problem, bo część z tych produktów to wciąż pełnowartościowa żywność.

Z ogłoszonego w środę 11 maja 2011roku w Rzymie raportu sporządzonego na zlecenie FAO przez szwedzki Instytut ds. Żywności i Biotechnologii wynika, że w krajach najbogatszych marnuje się co roku 670 milionów ton jedzenia; w państwach rozwijających się wyrzuca się niemal tyle samo - 630 milionów ton.
Każdego roku konsumenci w bogatych krajach marnują tyle jedzenia (około 222 mln ton), ile wynosi cała produkcja netto żywności w Afryce subsaharysjkiej (230 mln ton). Z danych FAO wynika także, że marnowana co roku żywność stanowi połowę światowych plonów zbóż (2,3 mld ton w 2009/2010).

Raport pokazuje, że najgorzej jest w przypadku krajów najbardziej rozwiniętych. Dla porównania mieszkaniec Europy i Ameryki Północnej marnuje rocznie 95 - 115 kg produktów, gdy w Afryce subsaharyjskiej wynosi to tylko 6-11 kg na osobę.

W sprawozdaniu przedstawiono również definicje rozróżniające utratę żywności i marnotrawstwo. To pierwsze występuje głównie w krajach najbiedniejszych, gdzie brakuje odpowiedniej infrastruktury. Z kolei marnotrawstwo jest domeną krajów rozwiniętych.

Co najczęściej się marnuje? Najwięcej wyrzucamy produktów, które szybko się psują oraz są najczęściej spożywane – są to głównie warzywa i owoce, a także chleb, nabiał i mięso.

Wyrzucamy, bo kupujemy za dużo!

Kupujemy za dużo, a potem nie wiemy, co z tym zrobić. Według twórców raportu za taki stan rzeczy często odpowiedzialne są reklamy, która mają zwabić konsumentów – „kup trzy, zapłać za dwa”, oraz serwowanie jedzenia w formie otwartego bufetu – płacisz za osobę i jesz tyle ile chcesz. Jednak konsumenci nie są bez winy. Zbyt duże zakupy i nieracjonalne gospodarowanie produktami sprawiają, że jedzenie trafia do śmietnika. Kolejne powody to zakup produktu złej jakości, przegapienie terminu do spożycia, oraz złe przechowywanie. Kto najczęściej przesadza? Najwięcej kupują ludzie młodzi, mieszkający w dużych miastach, którzy dobrze zarabiają. Wniosek? Im ktoś ma wyższe dochody i lepsze warunki materialne, tym więcej jedzenia marnuje.

Twórcy raportu zwracają uwagę na fakt, że ludzie nie są świadomi konsekwencji marnowania żywności. Dlatego potrzebne są akcje społeczne, która nauczą nas racjonalnego gospodarowania zasobami.

Jak to wygląda w Polsce?

Niestety nadganiamy światową czołówkę w marnowaniu jedzenia. Jak podaje Federacja Polskich Banków Żywności w naszym kraju 30% konsumentów przyznaje się do marnowania żywności, co stanowi około 4 mln ton jedzenia rocznie.

Federacja Polskich Banków Żywności zwraca uwagę na dysproporcje w dystrybucji żywności oraz jej niepotrzebna utylizacja sprawiają, że jedni pozwalają sobie na wyrzucanie jedzenia, gdy drudzy nie mają do niej odpowiedniego dostępu. W Polsce ponad 2 mln osób żyje w skrajnym ubóstwie, jednocześnie aż 40%. społeczeństwa nie może sobie pozwolić na pełnowartościowy posiłek. Według danych ONZ na świecie z głodu cierpi 925 mln ludzi, a co 6 sekund z powodu niedożywienia umiera dziecko. Może warto o tym pomyśleć, kiedy będziemy wyrzucać do kosza kolejny bochenek chleba lub kawałek szynki.

JAK POŁOŻYĆ KRES GLOBALNEMU GŁODOWI?

Niestety, aby to uczynić musimy przewartościować całe nasze dotychczasowe życie. Nie da się siedzieć na gałęzi jednocześnie ją ścinając - takie postępowanie i tak zakończy się upadkiem. Podobnie nie da się trwać w dotychczasowym konsumpcyjnym modelu życia, a jednocześnie domagać się rozwiązania problemów takich jak głód czy niesprawiedliwość. Nie da się okradać ludzi z wszystkiego co mają a tym samym domagać się, aby mogli godnie żyć.  

NIECH TRZECI ŚWIAT NIE BĘDZIE EFEKTEM UBOCZNYM NASZEJ CYWILIZACJI
 
I naszego konsumpcyjnego modelu życia jest alarmem, że pora zmienić dotychczasowe struktury rządzące światem. Bieda na świecie wzrasta - odbierzmy władzę tym, którzy do niej doprowadzają. Chyba, że Tobie taka sytuacja jest na rękę, a głodni ludzie wydają Ci się czymś zupełnie normalnym.  

Uważam, że każdy człowiek żyjący na TEJ ziemi niezależnie od wyznawanej wiary, pochodzenia, wieku czy zamożności powinien zdawać sobie z tego sprawę, że nie żyje sam. Nie da się każdemu dogodzić, ale są pewne rzeczy które przeszkadzają lub pomagają w codziennym życiu. Aby zmniejszyć głód należałoby zacząć zmianę od samego siebie.

- Szanowanie i niemarnotrawienie jedzenia
- Omijanie sieci FastFood
- Wprowadzenie do diety warzyw i owoców (ograniczenie mięsa)
- Oszczędzanie wody, prądu, gazu, paliwa…
- Kupować tylko rzeczy, które są nam potrzebne a nie takie, które „przydadzą się”
- Segregować śmieci
- Dbać o naszą planetę, tak jak dbamy o samych siebie
- Wspierać instytucje charytatywne np. Polskie ( Polski Czerwony Krzyż, Caritas, Banki        Żywności, Akcja Pajacyk…itd.), które naprawdę docierają do potrzebujących.
- Dzielić się z innymi pomocą (kiedyś my możemy być w sytuacji, że będziemy jej potrzebować)
- Nie być biernym i nie oceniać - często nie mamy racji i myślimy błędnie
- Nie zaśmiecać planety
- Szanować to co się ma i dbać o to (nie kupować ciągle nowych rzeczy bo stare się popsuły)
- Nie zaopatrywać się w produkty bardzo słabej jakości (Chińskie Markety), które szybko się psują i stają się zwykłymi śmieciami. Dodatkowo materiały, z których są wykonane przedmioty często są toksyczne a produkcja bardzo zanieczyszcza środowisko naturalne.
- Nie być obojętnym na zło, które nas otacza. Zwracać uwagę innym, gdy robią coś źle. Często człowiek po prostu nie jest świadomy tego, że popełnia jakiś błąd.  
…itd

Sposobów na poprawę życia wszystkich ludzi, a w szczególności dzieci, które to nie są niczemu winne i przede wszystkim ograniczenie głodu na ziemi - jest naprawdę dużo i nie sposób ich wszystkich wymienić. Należy natomiast zdać sobie sprawę z tego, że problem ten jest naprawdę poważny i nie należy go bagatelizować. W niedalekiej przyszłości może stać się bowiem głównym powodem konfliktów zbrojnych na skalę światową.

Bądźmy zatem ludźmi odpowiedzialnymi i podejmijmy wspólnie kroki, by każdy kolejny dzień dla całego świata był lepszy.

Czy przeczytałeś dokładnie wszystko, co napisałem? Właśnie w tym czasie zginęły z głodu kolejne osoby, kolejne dzieci. Co zamierzasz z tym zrobić…?

Tekst nie zawsze oddaje wszystko tak jakby autor tego chciał, dlatego proszę do tego artykułu obejrzeć slajdy z muzyką dostępne pod tym linkiem:
http://www.youtube.com/watch?v=a3BfAlDkoxE
                                                                                      
 Opracował Karol Stawicki

Znalazłem w sieci taki wiersz, ale nie było podpisu autora.

Zabrali nam ryby
a zostawili ości
zabrali naszą miedź
a zostawili skały
Zabrali nasze owoce, zabrali nasz olej
Zabrali nam tłuszcz
Złupili naszą ziemię
Kazali uprawiać kawę
Zamiast kukurydzy
Nasze dzieci głodowały
Będąc jeszcze w brzuchach matek
Odebrali nam bydło, odebrali nasze mięso
Nie zostawili naszym ludziom niczego do jedzenia
Pobudowali drogi i porty
By szybciej nas ograbić.
A teraz mówią nam
Wystarczy was dwoje
Aby ochronić swój świat
Przed ekologiczną zagładą.

Bibliografia:
-http://andken.blog.onet.pl
-http://srodowisko.ekologia.pl
-http://150.254.215.205/pz
-http://glod-na-ziemi.blogspot.com/
-http://walczymy.blog.onet.pl
-http://amitaba.republika.pl
-http://www.zb.eco.pl
-http://klub.arwen.pl
-http://pl.wikipedia.org
-http://www.wos.org.pl/