Gniezno, 3
czerwca 1979 rok
Homilia
w czasie Mszy św. odprawionej na Wzgórzu Lecha
|
Najdostojniejszy
i umiłowany Prymasie Polski,
Drodzy
Bracia, Arcybiskupie poznański, Biskupi gnieźnieńskiej,
prymasowskiej metropolii,
Czcigodni
Goście!
|
2. Oto znowu nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, a my znajdujemy się równocześnie duchem w jerozolimskim wieczerniku — i równocześnie jesteśmy obecni tutaj: w tym wieczerniku naszego polskiego millenium, gdzie przemawia do nas z jednaką zawsze mocą tajemnicza data tego początku, od której liczymy historię Ojczyzny i Kościoła zarazem w dziejach Ojczyzny. Historię Polski zawsze wiernej.
Oto
w dniu Pięćdziesiątnicy w wieczerniku jerozolimskim dopełnia się
obietnica przypieczętowana krwią Odkupiciela na Kalwarii: ,,Weźmijcie Ducha
Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym
zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 22-23). Kościół ostatecznie rodzi się
z mocy tych słów. Rodzi się z mocy tego tchnienia. Przygotowany
przez całe życie Chrystusa rodzi się definitywnie, przychodzi na świat jak
dziecko, wówczas gdy apostołowie otrzymują od Chrystusa Dar Pięćdziesiątnicy
— gdy przejmują od Niego Ducha Świętego. Zesłanie Ducha Świętego oznacza
początek Kościoła, który poprzez wszystkie pokolenia ma wprowadzać ludzi:
ludzkość — ludy i narody — do jedności Ciała, Mistycznego Ciała Jezusa
Chrystusa. Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek i trwanie tej
tajemnicy. Trwanie bowiem jest stałym powracaniem do początku.
I oto
słyszymy, jak w wieczerniku jerozolimskim napełnieni Duchem Świętym
apostołowie ,,zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić”
(Dz 2, 4). Języki obce stały się swoimi, stały się własnymi, dzięki
tajemniczej sprawczości Ducha Świętego, który ,,wieje tam, gdzie chce” (J 3,
8) i odnawia ,,oblicze ziemi” (Ps 103, 30).
I chociaż
autor Dziejów Apostolskich nie wylicza wśród języków, którymi wówczas zaczęli
przemawiać apostołowie, naszego języka — nadejdzie czas, gdy następcy
apostołów z wieczernika zaczną przemawiać również językiem naszych
praojców i głosić Ewangelię ludowi, który w tym języku tylko może
ją zrozumieć i przyjąć.
|
3. Znamienne są nazwy tych piastowskich grodów, w których dokonało się owo historyczne przeniesienie Ducha, a zarazem zapalenie znicza Ewangelii na ziemi naszych praojców. Wraz z tym język apostołów odezwał się po raz pierwszy jakby w nowym przekładzie, w naszym brzmieniu, które zrozumiał lud żyjący nad Wartą i Wisłą i które my do dziś rozumiemy.
Grody zaś,
z którymi związały się początki wiary na ziemi Polan, naszych praojców —
to Poznań, gdzie od najdawniejszych czasów, bo już dwa lata po chrzcie
Mieszka osiadł biskup — oraz Gniezno, gdzie w roku tysięcznym dokonał
się wielki akt o charakterze kościelno-państwowym. Oto przy relikwiach
św. Wojciecha spotkali się wysłannicy papieża Sylwestra II z Rzymu
z cesarzem rzymskim Ottonem III i pierwszym królem polskim (wówczas
jeszcze tylko księciem) Bolesławem Chrobrym, synem i następcą Mieszka, ustanawiając
pierwszą polską metropolię, a przez to samo kładąc podwaliny ładu
hierarchicznego dla całych dziejów Ojczyzny. W ramach tej metropolii
znalazły się w roku tysięcznym: Kraków, Wrocław i Kołobrzeg jako
biskupstwa zespolone jedną organizacją kościelną.
Ilekroć
znajdujemy się tutaj, na tym miejscu, musimy widzieć na nowo otwarty
wieczernik Zielonych Świąt. I musimy słyszeć mowę praojców,
w której zaczęły być przepowiadane ,,wielkie dzieła Boże”
(Dz 2, 11).
Tutaj też
Kościół w Polsce w roku 1966 rozpoczął swoje dziękczynne Te Deum
na tysiąclecie chrztu, w którym miałem szczęście brać udział jako
ówczesny metropolita krakowski. Pozwólcie, że dzisiaj — jako pierwszy
z niezbadanych wyroków Bożej Opatrzności papież z rodu Polaków —
wyśpiewam raz jeszcze z wami to milenijne Te Deum. Niezbadane
i przedziwne są wyroki Boże, kreślą drogi prowadzące od Sylwestra II do
Jana Pawła II na tym miejscu.
|
4. Otwarł się po stuleciach na nowo jerozolimski wieczernik i zdumiały się już nie ludy z Mezopotamii i Judei, z Egiptu czy Azji, czy wreszcie przybysze z Rzymu, ale zdumiały się ludy słowiańskie i inne zamieszkujące w tej części Europy, iż apostołowie Jezusa Chrystusa mówią ich językami, że w rodzimej mowie opowiadają ,,wielkie dzieła Boże”.
Kiedy
pierwszy historyczny władca Polski zamierzył wprowadzić do Polski
chrześcijaństwo i związać się ze Stolicą św. Piotra, zwrócił się przede
wszystkim do pobratymców. Wziął za żonę Dąbrówkę, córkę księcia czeskiego
Bolesława, która sama już będąc chrześcijanką, stała się matką chrzestną swego
małżonka i wszystkich jego poddanych. A wraz z tym zaczęli
przybywać do Ojczyzny misjonarze pochodzący z różnych narodów Europy:
z Irlandii, z Italii, z Niemiec (jak święty biskup-męczennik
Bruno z Kwerfurtu). W pamięci Kościoła na ziemi Bolesławów utrwalił
się najwymowniej św. Wojciech, znów syn i pasterz pobratymczego narodu
czeskiego. Znane są jego dzieje na stolicy biskupiej w Pradze, jego
pielgrzymowania do Rzymu, nade wszystko jednak znana i droga nam jest
gościna na dworze gnieźnieńskim Bolesława, która miała go przygotować do
ostatniej podróży misyjnej na północ. W pobliżu Bałtyku ten
biskup-wygnaniec, ten niestrudzony misjonarz stał się owym ziarnem, które
wpadłszy w ziemię musi obumrzeć, aby wiele przynieść owocu (por. J 12,
24). Świadectwo śmierci męczeńskiej, świadectwo krwi, przypieczętowało
w sposób szczególny chrzest, jaki przed tysiącem lat przyjęli nasi
praojcowie. Męczeńskie zwłoki apostoła, biskupa Wojciecha, legły
u fundamentów chrześcijaństwa na całej polskiej ziemi.
I dlatego
dobrze, że widzę tutaj przed oczyma ten napis: Otče...
w siostrzanym języku, w języku św. Wojciecha: Pamatuj Otče na
své české deti. Niegdyś te bliskie sobie słowiańskie języki brzmiały
jeszcze podobniej. Historia językoznawstwa wykazuje to, jak rosły ze
wspólnego pnia słowiańszczyzny, ze wspólnego pnia chrześcijaństwa, pnia
Wojciechowego. Pamatuj Otče na své české deti. Nie może ten papież,
który nosi w sobie spuściznę Wojciechową, zapomnieć tych dzieci!
I nie możemy my wszyscy, drodzy bracia i siostry, którzy nosimy
w sobie to samo Wojciechowe dziedzictwo, zapomnieć tych naszych braci!
|
5. Kiedy dzisiaj, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego Roku Pańskiego 1979, sięgamy do tych fundamentów, nie możemy nie słyszeć — obok języka naszych praojców — także innych języków słowiańskich i pobratymczych, którymi wówczas zaczął przemawiać szeroko otwarty wieczernik dziejów. Nie może zwłaszcza nie słyszeć tych języków pierwszy w dziejach Kościoła papież-Słowianin. Chyba na to wybrał go Chrystus, chyba na to prowadził go Duch Święty, ażeby do wielkiej wspólnoty Kościoła wniósł szczególne zrozumienie tych wszystkich słów i języków, które wciąż jeszcze brzmią obco, daleko, dla ucha nawykłego do dźwięków romańskich, germańskich, anglosaskich, celtyckich. Czyż Chrystus nie chce, czyż Duch Święty nie wzywa, żeby Kościół-Matka u końca drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa pochylił się ze szczególnym zrozumieniem, ze szczególną wrażliwością ku tym dźwiękom ludzkiej mowy, które splatają się z sobą we wspólnym korzeniu, we wspólnej etymologii, które — mimo wiadomych różnic (nawet w pisowni) — brzmią wzajemnie dla siebie blisko i swojsko?
Czyż
Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież,
który nosi w swojej duszy szczególnie wyrazisty zapis dziejów własnego
narodu od samego jego początku, ale także i dziejów pobratymczych,
sąsiednich ludów i narodów, na sposób szczególny nie ujawnił i nie
potwierdził w naszej epoce ich obecności w Kościele? Ich
szczególnego wkładu w dzieje chrześcijaństwa. Ażeby odsłonił te profile,
które właśnie tutaj, w tej części Europy, zostały wbudowane
w bogatą architekturę świątyni Ducha Świętego.
Czyż
Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten
papież-Polak, papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność
chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu
i Wschodu? My, Polacy, którzy braliśmy przez całe tysiąclecie udział
w tradycji Zachodu, podobnie jak nasi bracia Litwini, szanowaliśmy
zawsze przez nasze tysiąclecie tradycje chrześcijańskiego Wschodu. Nasze
ziemie były gościnne dla tych tradycji, sięgających swych początków
w Nowym Rzymie — w Konstantynopolu. Ale też pragniemy prosić gorąco
naszych braci, którzy są wyrazicielami tradycji wschodniego chrześcijaństwa,
ażeby pamiętali na słowa Apostoła: ,,Jedna wiara, jeden... chrzest. Jeden Bóg
i Ojciec wszystkich. Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” (por.
Ef 4, 5-6). Ażeby o tym pamiętali. I żeby teraz, w dobie
szukania nowej jedności chrześcijan, w dobie nowego ekumenizmu, wspólnie
z nami przykładali rękę do tego wielkiego dzieła, które tchnie Duch
Święty!
Tak.
Chrystus tego chce. Duch Święty tak rozrządza, ażeby to zostało powiedziane
teraz, tutaj w Gnieźnie, na ziemi piastowskiej, w Polsce, przy
relikwiach św. Wojciecha i św. Stanisława, wobec Wizerunku
Bogarodzicy-Dziewicy, Pani Jasnogórskiej i Matki Kościoła. Trzeba, ażeby
przy sposobności chrztu Polski była przypomniana chrystianizacja Słowian:
Chorwatów i Słoweńców, wśród których pracowali misjonarze już około 650
r. i z którymi niedawno w Bazylice św. Piotra w ich chorwackim
języku dziękowałem Bogu za więcej niż 1000 lat, za 1100, 1300 lat ich wiary
i wierności dla Stolicy Apostolskiej. I trzeba, żeby tutaj była
przypomniana chrystianizacja Bułgarów, których książę Borys I przyjął
chrzest w 864 lub 865 r., Morawian i Słowaków — do nich docierali
misjonarze przed 850 r., a potem umocnili tam wiarę święci apostołowie
Słowian: Cyryl i Metody, którzy przybyli do Państwa Wielkomorawskiego w 863
r., Czechów, których księcia Bořivoja ochrzcił w 874 r. św. Metody.
W zasięgu działalności św. Metodego i jego uczniów znajdowali się
także Wiślanie oraz Słowianie zamieszkujący Serbię. Trzeba też, aby był
przypomniany chrzest Rusi w Kijowie w 988 r. Wreszcie trzeba
przypomnieć ewangelizację Słowian Połabskich: Obotrytów (Obodrzyców),
Wieletów i Serbołużyczan. Chrystianizację Europy, tę oficjalną, ukończył
chrzest Litwy w latach 1386 i 1387, który to, za sprawą
błogosławionej naszej królowej Jadwigi, umocnił wcześniejszy o sto lat
chrzest księcia Mendoga. Papież Jan Paweł II — Słowianin, syn narodu
polskiego, czuje, jak głęboko wrastają w glebę historii korzenie,
z których on sam razem z wami wyrasta. Ile wieków liczy ta mowa
Ducha Świętego, którą on dzisiaj sam przemawia i z watykańskiego wzgórza
świętego Piotra, i tutaj w Gnieźnie ze Wzgórza Lecha, i
w Krakowie z wyżyn Wawelu.
Ten papież
— świadek Chrystusa, miłośnik Jego Krzyża i Zmartwychwstania, przychodzi
dziś na to miejsce, aby dać świadectwo Chrystusowi żyjącemu w duszy jego
własnego narodu, Chrystusowi żyjącemu w duszach narodów, które kiedyś
przyjęły Go jako Drogę, Prawdę i Życie (por. J 14, 6). Przychodzi więc
wasz rodak, papież, aby wobec całego Kościoła, Europy i świata mówić
o tych często zapomnianych narodach i ludach. Przychodzi wołać
wołaniem wielkim. Przychodzi ukazywać te drogi, które na różny sposób
prowadzą z powrotem w stronę wieczernika Zielonych Świąt,
w stronę Krzyża i Zmartwychwstania. Przychodzi wszystkie te narody
i ludy — wraz ze swoim własnym — przygarnąć do serca Kościoła: do serca
Matki Kościoła, której ufa bezgranicznie.
|
6. Za niedługo skończy się tutaj, w Gnieźnie, nawiedzenie Ikony! Obraz Pani Jasnogórskiej, Obraz Matki, w szczególny sposób wyraża Jej obecność w tajemnicy Chrystusa i Kościoła, żyjącego od tylu wieków na ziemi polskiej i na ziemiach ludów pobratymczych. Ten Obraz, który od dwudziestu przeszło lat nawiedza poszczególne kościoły, diecezje, parafie, na tej ziemi za niedługo kończy swe nawiedzenie w prymasowskim Gnieźnie i przechodzi na Jasną Górę, aby rozpocząć nawiedzenie diecezji częstochowskiej.
Umiłowany
Księże Prymasie!
Drodzy
Bracia i Siostry!
Jest moją
ogromną radością, że ten etap mojego pielgrzymowania mogę odbyć wspólnie
z Maryją. Że wspólnie z Nią mogę znaleźć się na tym wielkim szlaku
dziejów, którym tylokrotnie wędrowałem: od Gniezna do Krakowa poprzez Jasną
Górę, od świętego Wojciecha do świętego Stanisława poprzez Bogarodzicę
Dziewicę, Bogiem sławioną Maryję.
Główny
szlak naszych duchowych dziejów, na który wchodzą wszyscy Polacy, zarówno ci,
co mieszkają na Zachodzie, jak i ci, co mieszkają na Wschodzie, jak też
ci, co mieszkają poza Polską, wśród różnych narodów, na tylu kontynentach...
Ufam, że mnie słyszą! Ufam, drodzy bracia, że nas słyszą. Ufam, że mnie słyszą.
Trudno by mi było pomyśleć, żeby jakiekolwiek polskie czy słowiańskie ucho,
w jakimkolwiek zakątku globu, nie mogło usłyszeć słowa papieża Polaka
i Słowianina.
Moi
drodzy, ufam, że nas słyszą. Ufam, że mnie słyszą, żyjemy przecież
w epoce tak zdecydowanie zadeklarowanej wolności wymiany. Wymiany
informacji, wymiany dóbr kultury! A przecież my tutaj sięgamy do samego
korzenia tych dóbr !
Tak więc
znajdujemy się na głównym szlaku naszych duchowych dziejów. Jest to zarazem
jeden z głównych szlaków duchowych dziejów całej Słowiańszczyzny.
I jeden z głównych szlaków duchowych dziejów Europy.
Opatrzność
Boża zrządziła, że w tych dniach po tym szlaku po raz pierwszy kroczyć
będzie papież, biskup rzymski, następca świętego Piotra, pierwszego wśród
tych, którzy wyruszyli z wieczernika Zielonych Świąt w Jerozolimie,
śpiewając:
,,O Boże
mój, Panie, jesteś bardzo wielki!
Odziany we wspaniałość i majestat, światłem okryty jak płaszczem. Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! Ty wszystko mądrze uczyniłeś: ziemia jest pełna Twych stworzeń. Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi”(Ps 104 [103] 1-2. 24. 30).
Tak będzie
śpiewał wraz z wami, umiłowani rodacy, ten papież, krew z waszej
krwi i kość z kości. I będzie razem z wami wołał:
,,Niech
chwała Pańska trwa na wieki:
niech Pan się raduje z dzieł swoich. Niech chwała Pańska trwa na wieki: niech miła Mu będzie pieśń nasza” (Ps 104 [103] 31. 34).
Pójdziemy
razem tą drogą naszych dziejów. Na Jasną Górę, w stronę Wawelu,
w stronę świętego Stanisława. Pójdziemy ku przeszłości.
Nie
pójdziemy jednakże w przeszłość.
Pójdziemy
ku przyszłości!
„Weźmijcie
Ducha Świętego!” (J 20, 22).
Amen.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz