Szukając w internecie wiersza
Władysława Syrokomli „Niepiśmienny” znalazłem go w tygodniku
społeczno-ekonomicznym i literackim „Łowiczanin” z 27 września 1912 roku.
Zaraz na początku pierwszej
strony tego tygodnika jest „Kalendarz” podający w poszczególne dni świętych
Kościoła Katolickiego na każdy dzień tygodnia. To tak jak u nas w
cotygodniowych ogłoszeniach parafialnych. Świadczy to o tym, że Polacy sto lat
temu w tamtym środowisku stawiali sobie jakby za pierwszorzędny cel znajomość
świętych i ich naśladowanie. I tak wyszczególnieni są:
Piątek Kozmy i Damiana M. m.
Sobota Wacława Kr. M.
Niedziela Michała Archanioła
Poniedziałek Heronima Kapł.
W. D. K.
Wtorek Remigiusza B.W
Środa Aniołów Stróżów
Czwartek Kandyda i Ewalda M.
m.
Święci Kozma i Damian są nawet
bliżej przedstawieni czytelnikom; opisane jest ich życie, działalność i
męczeństwo.
„Kozma i Damijan Męczennicy
bracia, rodem byli z Arabii. Przyszedłszy na naukę do Syryi wydoskonalili się w
sztuce lekarskiej. Obaj byli Chrześcijaninami i ożywieni duchem miłości
bliźniego, z natchnienia wiary Chrześcijańskiej, obowiązki powołania swego
wykonywali z wielką gorliwością, o zyski nie dbając. Grecy nazywali ich
Anargyres, dając tym wiedzieć, że odwiedzali chorych, nie biorąc żadnej
zapłaty. Mieszkali w Eges w Cylicji. Powszechnie ich kochano i poważano. Za
prześladowania Dyoklecjana, pierwszą padli jego ofiarą; rozmaite wytrzymawszy
męki skazani byli na gardło, około roku 303. Ciała ich przeniesiono do Syryi i
pogrzebiono w Cyrze. Justynijanin cesarz wzniósł w Konstantynopolu dwa
wspaniałe kościoły pod ich wezwaniem. W Paryżu znajdował się także kościół ś.
ś. Kozmy i Domijana, w których chowano cząstkę szacownych ich relikwij”.
Tyle tygodnik. Zajrzałem do
Żywotów Świętych, dowiedzieć się czegoś więcej o tych świętych. Jest o nich
napisane bardzo dużo. Potwierdza się to, co zostało zaznaczone w tekście
tygodnika.
Za czasów Dioklecjana chrześcijanie
byli prześladowani na całym terytorium cesarstwa. Zakazywano im publicznych
stanowisk, konfiskowano ich dobra, osadzano w więzieniach i skazywano na
śmierć. Kosma i Damian byli tego świadomi, ale swoją lekarską profesję
traktowali jak misję. Nie ograniczali się tylko do leczenia chorób ciała, ale
starali się również w chorych rozbudzać nadzieję i wiarę posługując się własnym
świadectwem i modlitwą. W „Żywotach” wyjaśniony jest zwrot „rozmaite
wytrzymawszy męki”.
„Działalność lekarzy nie mogła
zostać nie zauważona. Lizyp, ówczesny namiestnik Cylicji, zażądał ich
aresztowania: jeśli bracia nie wyprą się Chrystusa i nie podporządkują się
religii narzuconej przez cesarza, zostaną skazani na śmierć. Legenda opowiada,
że tych dwóch świętych zostało najpierw poddanych biczowaniu. Lizyp był pewny,
że nie wytrzymają bólu i odstąpią publicznie od wiary. Gdy zdał sobie sprawę,
że cierpi tylko ich ciało, podczas gdy dusze zostają nieugięte, nakazał, by
wrzucono ich z kamieniami u szyi w morskie odmęty. Lecz aniołowie rozwiązali
pęta i bracia dopłynęli do brzegu, ku wielkiej radości przyglądających się tej
scenie mieszkańców. Wówczas namiestnik rozkazał, aby ich ukamienowano. Kosma i
Damian stali się więc celem deszczu kamieni, one jednak powracały w kierunku
tych, którzy je ciskali. Tak samo było ze strzałami. Dziwnym zrządzeniem
zmieniały kierunek lotu, raniąc łuczników. Lizyp widząc, że nic nie może
zaszkodzić braciom, nakazał spalić ich w piecu. Ale ogień nawet nie musnął
dwóch świętych: rozszalałe płomienie uderzyły natomiast w wykonawców rozkazów
namiestnika. Ten, zdesperowany, uciekł się do ostatecznego środka – ścięcia – w
nadziei, że ostrze miecza przetnie ich siłę. Głowy świętych stoczyły się w
piach, lecz ich dusze zostały nienaruszone, czyniąc ich nieśmiertelnymi.”
Święci Kosma i Damian, w związku
ze swoją profesją, są patronami: lekarzy, chirurgów, dentystów, farmaceutów i
szpitali.
Gdyby tak przeanalizować dostępne
źródła pokazujące działalność tych świętych, w tym Złotą legendę Jakuba z Varazze, można by było dojść do ciekawych
wniosków.
Samo uznawanie i czczenie
świętych jest również zobowiązaniem, żeby przynajmniej starać się postępować
podobnie jak oni. Jeśli chodzi o lekarzy i dentystów teraz, zwłaszcza tych,
którzy mają prywatną praktykę, to mam wrażenie, że od wzorca tych świętych
braci odbiegają bardzo daleko. Nikt nie wymaga ,oczywiście, żeby wcielali się oni
w postać doktora Tomasza Judyma z „Ludzi Bezdomnych” Stefana Żeromskiego, czy
profesora Wilczura Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, ale gdyby choć trochę chcieli
się do tych postaci zbliżyć może teraz sytuacja w naszej Służbie Zdrowia
wyglądałaby inaczej, przynajmniej bardziej po ludzku, bardziej po
chrześcijańsku.
„W
tej atmosferze dyskusji narodził się bohater Żeromskiego, Tomasz Judym –
człowiek szczególnie wrażliwy na krzywdę społeczną, zdecydowany na walkę z nią.
Judyma można również określić mianem pozytywisty w kapeluszu romantyka –
spadkobiercy romantyków i pozytywistów.
Z pozytywistami łączy głównego bohatera „Ludzi bezdomnych” wybór drogi życiowej. Judym, syn ubogiego szewca, dzięki uporowi i niezłomnej woli, zdobył wykształcenie, co jednocześnie zagwarantowało mu społeczny awans. Wybrany przez niego zawód lekarza umożliwiał mu działanie na rzecz społeczeństwa. Młodzieniec wierzył, że dzięki temu będzie mógł nie tylko leczyć, ale przede wszystkim walczyć ze źródłami choroby, uświadamiając najbiedniejszych, że należy przestrzegać podstawowych zasad higieny. Wiązało się to również z jego wiarą w osiągnięcia nauki i racjonalne działanie. Jego poglądy były więc zbliżone do pozytywistycznych haseł pracy organicznej i pracy u podstaw. Inteligencji przypisywał ważną rolę tych, którzy mieli wpłynąć na poprawę warunków życia najuboższych.
Tomasz Judym jako pozytywista poniósł klęskę. Nie udało mu się przekonać do swych racji warszawskich lekarzy, dla których zawód był sposobem zarabiania pieniędzy, a pomoc biednym ograniczali dla działań filantropijnych. Przegrał również w konflikcie z zarządem zakładu leczniczego w Cisach, kiedy chciał doprowadzić do osuszenia stawów, które wywoływały malarię wśród okolicznych chłopów. Nie zdołał pokonać ani ludzkiej obojętności tych, którzy mieli decydujący głos w sprawach ważnych dla innych, ani tych, którzy obawiali się, że mogą ponieść finansowe straty.”
Z pozytywistami łączy głównego bohatera „Ludzi bezdomnych” wybór drogi życiowej. Judym, syn ubogiego szewca, dzięki uporowi i niezłomnej woli, zdobył wykształcenie, co jednocześnie zagwarantowało mu społeczny awans. Wybrany przez niego zawód lekarza umożliwiał mu działanie na rzecz społeczeństwa. Młodzieniec wierzył, że dzięki temu będzie mógł nie tylko leczyć, ale przede wszystkim walczyć ze źródłami choroby, uświadamiając najbiedniejszych, że należy przestrzegać podstawowych zasad higieny. Wiązało się to również z jego wiarą w osiągnięcia nauki i racjonalne działanie. Jego poglądy były więc zbliżone do pozytywistycznych haseł pracy organicznej i pracy u podstaw. Inteligencji przypisywał ważną rolę tych, którzy mieli wpłynąć na poprawę warunków życia najuboższych.
Tomasz Judym jako pozytywista poniósł klęskę. Nie udało mu się przekonać do swych racji warszawskich lekarzy, dla których zawód był sposobem zarabiania pieniędzy, a pomoc biednym ograniczali dla działań filantropijnych. Przegrał również w konflikcie z zarządem zakładu leczniczego w Cisach, kiedy chciał doprowadzić do osuszenia stawów, które wywoływały malarię wśród okolicznych chłopów. Nie zdołał pokonać ani ludzkiej obojętności tych, którzy mieli decydujący głos w sprawach ważnych dla innych, ani tych, którzy obawiali się, że mogą ponieść finansowe straty.”
Czy
teraz nie jest podobnie? Ile w „Służbie Zdrowia” pozostało jeszcze służby?
Tak
sobie pomyślałem, że może na Stronie warto przybliżyć postacie świętych,
przynajmniej tych mniej lub zupełnie nieznanych. Stąd właśnie zakładka
„Święci”. A może ktoś z Czytelników pochwali się swoim świętym patronem?
Bolesław
Stawicki