Filip Neri, jeden z grona wielkich reformatorów XVI wieku,
zaliczany do wielkich mistyków chrześcijaństwa, przez swój oryginalny sposób
życia i właściwe swojej niezależnej osobowości zachowanie się, bywał niestety
często źle rozumiany i w fałszywym świetle przedstawiany potomnych. Niektóre fakty z jego życia
urosły do legendy na miarę "Fioretti" św. Franciszka. Biografowie ze
stygmatyka Ducha św. i męża pokory i prostoty, człowieka florenckiego humoru i
radości, uczynili z niego dziwaka, wesołka, dowcipnisia i ekstrawaganta. Ten
mit do dziś pokutuje w umysłach tych, którzy znają Filipa pobieżnie z kilku
jego żartów urządzonych mieszkańcom Wiecznego Miasta, albo poznali go z kart
mdłych żywotów. Filip, mimo swej popularności zwłaszcza w Rzymie, jest świętym
mało znanym. Przyczyniło się do tego między innymi i to, że w swej pokorze
uważając się za sługę nieużytecznego, nie napisał żadnych dzieł, jak np. jemu
współcześni: św. Ignacy, św. Teresa, czy św. Jan od Krzyża, a to co napisał i
co mogłoby ukazać jego świętość, jego szkołę duchowości i co mogłoby być
świadectwem życia, kazał spalić przed swoją śmiercią.
Ojczyzną
Filipa była Florencja, miasto Dantego, Michała Anioła, Medyceuszy, ale także
miejsce działalności słynnego "proroka z Ferrary" Hieronima Savonaroli.
Tam się urodził 21 lipca 1515 roku. Był w każdym calu dzieckiem tego miasta;
poglądy w nim głoszone sposób życia głęboko zapisały się w jego osobowości.
Niezależność, szacunek dla każdego człowieka, szeroko pojęte idee
demokratyczne, humor, wrażliwość na piękno, prostota - to dziedzictwo, jakie
otrzymał od tego miasta.
Filip
posiadał charakterystyczny dla florencczyków urok i dowcip. Ponnelle-Bordet
określił go trafnie włoskim słowem 'festivit '. Oznacza ono niezwykle dobry
humor, serdeczność w podejściu do bliźnich, naturalność w obcowaniu
towarzyskim..., postawę, która rozciąga się na wszystko - osoby i rzeczy,
zwłaszcza jednak na zmienne koleje losu. Na co dzień jest to wolność od trosk,
... zdolność do obracania w żart tego wszystkiego, z czego nie można wyciągnąć
żadnej radości.
Wielki
wpływ na jego duchową postawę wywarli w tym czasie florenccy dominikanie z
kościoła św. Marka. Właśnie tam, w krużgankach klasztoru OO. Domikanów mógł
podziwiać tchnące głęboką duchowością, słynne malowidła błogosławionego Fra
Angelica; tam pokazano mu też celę Savonaroli i jego Biblię. Po latach, Filip
wyzna pewnemu dominikanowi: "W moim życiu wszelkie dobro otrzymałem od
waszych ojców z San Marco".
W
siedemnastym roku życia opuszcza na zawsze swoje rodzinne miasto. Na krótki
czas zatrzymuje się w San Germano (dziś Casino), małym miasteczku położonym u
stóp Monte Casino, gdzie spełniając wolę swego bezdzietnego stryja przygotowuje
się do zawodu kupca i przejęcia jego majątku.
Jak
toczyło się jego codzienne życie, nie wiemy dokładnie. Jego wcześni biografowie
informują wprawdzie, że wędrował często do różnych kościołów i samotnych
kaplic. Na pewno odwiedzał także słynne opactwo benedyktynów na Monte Casino.
Świadectwa historyczne o tym nie są jednak zbyt liczne i pochodzą z
późniejszych czasów. Caietani tak pisze w 1641 roku: „Filip Neri, założyciel
Kongregacji Oratorium, podwaliny swojej wielkiej doskonałości tworzył w San
Germano i w Monte Casino. Tam zdobywał ducha świętych cnót i pobożności,
zwłaszcza pod kierownictwem Euzebiusza z Eboli, jednego z najpobożniejszych
mnichów na Monte Casino i szlachcica z Neapolu” (Lentini).
Z
czasu pobytu u stóp Monte Casino wywodzi się z pewnością zamiłowanie Filipa do
liturgii i do Ojców pustyni. Tam nauczył się także starej formy życia wspólnego
i poznał wartość „stabilitas loci”. Szczególnie bliską sercu Filipa była dewiza
benedyktynów: „Nihil amori Christi praeponere” (Nic nie przekładać ponad miłość
do Chrystusa).
Dla
Filipa był to czas trudnych, życiowych decyzji. Czas gorącej modlitwy:
"Jak Ty wiesz i chcesz, tak czyń ze mną, Panie! Nie chcę niczego więcej,
jak tylko pełnić, Panie, świętą wolę Twoją!". Ostatecznie rezygnuje z
kupieckiej kariery, zrzeka się majątku, i jako nieznany i biedny pielgrzym
przybywa około 1534 roku do Rzymu. Historyk Kościoła, Ludwik von Pastor
powiedział o tej decyzji; "Ten krok jest tak samo heroiczny jak te,
których dokonali Benedykt z Nursji i Franciszek z Asyżu, gdy odwrócili się od
świata i jego błyszczącej złudy".
W
Rzymie Filip pozostanie już do końca swego życia, darzył to miasto głęboką
miłością. "Dla Rzymu żył, pracował, uczył się i modlił, kochał i umierał!
Rzym był obecny w jego umyśle i w sercu, w jego dziełach i planach, nim się
radował i przez niego cierpiał. Dla Rzymu był św. Filip człowiekiem kultury i
miłości,... nauczania i modlitwy".
Wykształcenie,
jakie otrzymał we Florencji, pozwala mu zająć się wychowywaniem synów pewnego
florencczyka zamieszkałego w Rzymie. W zamian za to dostaje coś do zjedzenia i
kąt do spania. W tym czasie Filip rozpoczyna studia filozoficzne w akademii
„Sapienza” i teologiczne u Augustianów. Wciąż jednak nie ma jakichś konkretnych
planów na przyszłość.
Już
w okresie studiów prowadzi intensywne życie modlitwy. W szczególny sposób
pociągała go cisza katakumb. W tamtych czasach znane były tylko katakumby św.
Sebastiana. Dla Filipa było to miejsce spoczynku pierwszych chrześcijan, którzy
oczekiwali na zmartwychwstanie. Chodził tam często i spędzał całe noce na
modlitwie. Pewien dominikanin powiedział później, że Filip „żył” tam przez
dziesięć lat.
Ta
modlitwa spontanicznie rozbudza w nim ducha apostolskiego. Jako student
odwiedza szpitale, pomaga chorym, potrzebującym pomocy. Kiedy zdobył zaufanie i
przekonał największych sceptyków, że działa bezinteresownie - próbuje leczyć
także dusze tych ludzi, tak często okaleczone. Doświadczył, że idzie mu to
dosyć łatwo. Jakiś charyzmat szybko jednał mu serca. Czuł się potrzebny dla
nędzarzy ciała i ducha.
Przerywa
studia, aby cały czas poświęcić chorym i opowiadać im o miłości i miłosierdziu
Bożym. Szybko znajduje naśladowców. Rozszerza swoje apostolstwo na ulice i
place, idzie do warsztatów i składów handlowych. Nie zawsze jest chętnie
słuchany, często staje się przedmiotem drwin. Święty upór i wiara przełamują
zniechęcenie i gorycz porażki. Należy do współzałożycieli "Bractwa Trójcy
Świętej dla opieki nad pielgrzymami i przytułkami dla chorych" (1548),
które już w roku 1550, w czasie jubileuszu, zdało egzamin z odznaczeniem,
spiesząc z pomocą tysiącom utrudzonym pątnikom.
Idąc
za radą, a raczej nakazem swego spowiednika, przyjmuje w roku 1551 święcenia
kapłańskie. Liczy wówczas 36 lat. Od tej chwili zakres jego pracy pozostaje ten
sam, ale środki i kompetencje o wiele bogatsze. Rzymianie szybko odkryli w tym
pobożnym i skromnym księdzu, doskonałego spowiednika i kierownika duchowego.
Praktyka
konfesjonału przekonuje go o katastrofalnie niskim poziomie wiedzy religijnej
penitentów i dlatego rozpoczyna poza konfesjonałem i amboną ich religijne
dokształcanie. Zaczyna od kilku słuchaczy, których gromadzi w swoim mieszkaniu.
Po kilku latach zapoczątkowane w ten sposób zgromadzenia oratoryjne liczą już
kilkanaście tysięcy uczestników.
Oratorium
było niezwykłym "zjawiskiem" w życiu religijnym i kulturalnym Rzymu,
było zarazem niezwykle skuteczną i nowatorską metodą duszpasterską. Oratorium
było nowym sposobem modlitwy i życia chrześcijańskiego: było spotkaniem ludzi,
śpiewem i pieśnią pochwalną i muzyką. Zrodziło się z troski Filipa o swych
penitentów, zwłaszcza młodych, tak podatnych na złe wpływy świata. W Oratorium
Filipa mówi się prosto, nie z ambony, a w sposób "familiarny". Czyta
się i rozważa Pismo św., żywoty świętych, pisma o tematyce ascetyczno-duchowej.
Systematyczne wykłady z historii Kościoła prowadzi późniejszy wielki historyk i
kardynał Cezary Baroniusz. Dla Oratorium ujawniają swe talenty twórcy pieśni
religijnych, autorzy sztuk teatralnych, kompozytorzy, twórcy nawet tej miary,
co Palestrina. Czymś normalnym w Oratorium stało się udzielanie głosu świeckim.
W ten sposób nie byli oni tylko biernymi słuchaczami, ale mogli poczuć się
potrzebni w Kościele. To budziło w nich zainteresowanie problemami Kościoła i
ducha apostolskiego.
Ktoś
słusznie napisał: "Z pieśniami wychodzono z Oratorium na ulicę, i z
pytaniem: Co dzisiaj dobrego mamy zdziałać? Nie wielkiego lub sensacyjnego,
lecz dobrego. Szli więc przez Rzym ludzie zachwyceni wielkością Boga, mądrością
zawartą w ewangelii oraz prostotą prawd Chrystusowych. Były to nie pochody
triumfalne, w których dostojnicy kościelni i świeccy zajmowali zwykle pierwsze
miejsca, ale pielgrzymki do siedmiu najważniejszych rzymskich kościołów, gdzie
uczestnicy stawali w prawdzie i pokorze przed Bogiem. Tak przywracano stolicy
chrześcijaństwa charakter sakralny, któremu humaniści przeciwstawiali tęsknotę
za Romą cezarów".
Nic
zatem dziwnego, że znaleźli się też tacy, którzy w spotkaniach urządzanych
przez Filipa dopatrywali się niebezpieczeństwa. Oskarżyli go, że sprzyja
"nowinkom" niebezpiecznym dla wiary, że tworzy sektę... Doszło do
tego, że surowy papież Paweł IV zakazał Filipowi na pewien czas tej
działalności, a nawet na piętnaście dni odebrał mu prawo do spowiadania. Filip
zniósł tę próbę w pokorze. Wszystko się wkrótce szczęśliwie wyjaśniło. Papieże
nadal darzyli go zaufaniem, a nawet przyjaźnią, jak Grzegorz XIV (1590-91), czy
Klemens VIII (1592-1605).
Kiedy
ćwiczenia oratoryjne objęły cały Rzym, kiedy stało się czymś modnym chodzić do
Oratorium, Filip organizuje grupę stałych współpracowników; niektórych z nich
przeznacza do kapłaństwa - to oni stworzyli wspólnotę życia, która później dała
początek nowemu zgromadzeniu. Przez długi czas Filip wzbraniał się przed
nadaniem tej wspólnocie kapłanów jakichś form społeczności zakonnej. Nie w jego
stylu byłoby przyjęcie tytułu "założyciela". Papieże jednak nalegali,
żeby ten luźny związek duchownych przekształcił się wreszcie w zgromadzenie o
stałej i ściśle określonej strukturze prawnej. Stało się to 15 lipca 1575, za
czasów papieża Grzegorza XIII.
W
uznaniu zasług, papież Grzegorz XIII chciał obdarzyć Filipa godnością
kardynała. Nie przyjął jej. Współcześni dostrzegli w tym geście lekcję
prawdziwej wielkości, daną ludziom XVI wieku, kuszonym do wywyższania się ponad
prawdy i prawa Boże.
Ostatnie
lata życia Filip przeznaczył na pracę w konfesjonale i na rozmowy z
przyjaciółmi. Zmarł mając 80 lat (26.05.1595), a kard. Baroniusz, jego uczeń,
napisał o nim: "aż do 80 roku życia, aż do samej śmierci nie żył dla
siebie, lecz dla dobra drugich, dla dobra swoich Rzymian, a Rzym odpłacił mu
się za to bezgranicznym zaufaniem. Starcem już będąc, pozostał nadal Apostołem
Wiecznego Miasta, a jego apostolstwo rozciągało się na wszystkie kategorie
ludzi, począwszy od papieża do ostatniego ulicznika". Te słowa nie mają
nic z przesady czy taniego komplementu.
Do
dziś, każdego roku, w dniu 26 maja, w rocznicę śmierci Filipa, przy drzwiach
Chiesa Nuova w Rzymie, kościoła, w którym spoczywają doczesne szczątki
Świętego, Przełożony Kongregacji Rzymskiej przyjmuje delegację zarządu miasta
Rzym, która przekazuje ufundowany przez Rzym kielich jako wotum dziękczynne dla
swojego drugiego Apostoła - św. Filipa.